[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie zauważyłaś, jaki jest zniecierpliwiony? Pewno
w tej chwili żałuje, że wpadł w sidła lepszej strony swo-
jej natury, więc się pospieszmy. Co się wydarzyło?
Kate wzniosła oczy do nieba.
- Od czego mam zacząć? Daniel O'Keeffe dzwoni
przynajmniej dwa razy dziennie, błagając, żebyś wróciła.
A Steve bez przerwy mnie męczy o twój numer telefonu.
Powiedziałam mu, że nie znam, a twoja komórka jest
zepsuta...
- O cholera! Zapomniałam o ładowarce - przypo-
mniała sobie Izzy. - Będziemy musieli jeszcze raz pod-
jechać do mnie do domu. - Pomyślała, z jaką niechęcią
Will przyjmie tę wiadomość. Trudno... Musiała odzyskać
swój telefon i niezależność...
Przede wszystkim powinnam wrócić tutaj i odzyskać
wolność, pomyślała. To dziwne, ale ta myśl wcale nie
wydała się jej zbyt atrakcyjna. Ni stąd, ni zowąd przyszedł
jej do głowy znacznie lepszy pomysł, który zresztą wcale
nie musiał wiązać się z Willem.
- Kate, jak ci się podoba pomysł, żeby zamknąć biuro
i zrobić sobie kilka tygodni urlopu? Ally może zawia-
domić wszystkich, że mamy coroczną przerwę albo coś
w tym stylu. Od lat nie byłyśmy na wagarach. Myślę,
że już najwyższa pora.
Kate stała jak oniemiała.
- Zamknąć biuro? - pisnęła. Kilka razy otwierała
i zamykała usta, lecz jedyne, co zdołała powiedzieć, to:
Ale..." i To znaczy...".
Izzy uśmiechnęła się szeroko.
S
R
- Mam rozumieć, że się zgadzasz?
- O rety! Jasne, że tak! I wiesz co? Pojadę do Au-
stralii zobaczyć się z matką. Ciągle zrzędzi, że już dwa
lata się nie widziałyśmy. Izzy, jesteś wspaniała!
Chwyciła Izzy w objęcia i dopiero gdy gips zaczął
uwierać ją mocno w żebra, przypomniała sobie o złama-
nej ręce.
- A ty sobie poradzisz? Na pewno? Bo... wydawał
się trochę zły.
- Will? - Izzy machnęła ręką. - Trochę się nabur-
muszył. Nie wiem, czy moje plany będę się z nim łączyć.
To znaczy, jest dla mnie bardzo miły, ale najwyrazniej
nie pragnie mojego towarzystwa. WyjadÄ™ gdzieÅ›, polezÄ™
w słońcu w jakimś egzotycznym miejscu, będę czytać ro-
mansidła i ukrywać się przed dziennikarzami. Być może
nawet znajdę sobie jakiegoś mężczyznę, który będzie
smarował mi plecy olejkiem - zażartowała.
Nagle na twarzy Kate dostrzegła błysk paniki. Od-
wróciła się i zobaczyła Willa, który stał w wejściu, pa-
trzÄ…c na niÄ… bez wyrazu.
- Pukałem - odezwał się - ale nie słyszałyście. Jeśli
będziesz chciała jechać, jestem gotów.
Odwrócił się na pięcie i wyszedł.
- Cholera... - zaklęła Izzy. Nie była pewna, ile usły-
szał. - Lepiej już pójdę. Przekaż wszystkim informację
o urlopie, oczywiście pełnopłatnym. Wymyśl też jakiś
rozsądny komunikat, który nagra się na sekretarkę, żeby
Ally nie miała urwania głowy z telefonami. Dziękuję ci
za wszystko. I baw siÄ™ dobrze.
Pocałowała Kate w policzek, uścisnęła ją lekko i wy-
szła do sekretariatu.
Will stał przy oknie.
S
R
- Wszystko załatwione. - Uśmiechnęła się wesoło,
ale on tylko kiwnął głową i skierował się do windy.
Niech to diabli! Było jasne, że to, co usłyszał, nie
poprawiło mu humoru, myślała wściekła na siebie. Co
jej przyszło do głowy, żeby gadać takie głupoty o szu-
kaniu jakiegoś faceta? Z pewnością była to ostatnia rzecz,
na jaką miała ochotę, więc tym bardziej bolało ją, co
Will sobie o niej pomyślał.
Nie mogła mu jednak nic wyjaśnić. Tłumacząc się,
pogorszyłaby tylko sytuację.
W milczeniu ruszyła za Willem.
S
R
ROZDZIAA ÓSMY
W windzie nie odezwał się ani słowem. Kiedy już
pomógł jej wsiąść do samochodu i wyjechał na ulicę,
przerwała wreszcie milczenie.
- Muszę jeszcze wrócić do mieszkania. Zapomniałam
o Å‚adowarce.
Czy rzeczywiście westchnął, czy tylko jej się zdawało?
Zresztą, jakie to ma znaczenie? - myślała. Wkrótce bę-
dzie miał ją z głowy. W piątek musiała jeszcze zgłosić
siÄ™ na kontrolÄ™ do szpitala, a potem wyjedzie i da mu
spokój. Nie będzie miał powodów do narzekania.
- Jadłeś coś? - spytała. Miała nadzieję, że zaprzeczy.
Mogłaby wtedy zaproponować wstąpienie do baru na do-
le. Jednak Will kiwnął głową.
- W barze za rogiem wypiłem kawę i zjadłem ka-
napkę powiedział i znów zapadło milczenie.
Kiedy weszli do apartamentu, zostawiła Willa w sa-
lonie, a sama poszła do sypialni.
Oczywiście, ładowarka jak zwykle była włączona
i tkwiła za nocną szafką. Izzy mogła tam sięgnąć tylko
lewą ręką, ale zabrakło jej siły, żeby wyciągnąć wtyczkę
z kontaktu. Nie było wyjścia. Pozostawało poprosić Willa
o pomoc.
Znów stał na tarasie, wpatrując się w horyzont z po-
nurÄ… minÄ….
- Will?
S
R
Zaparło jej oddech, gdy odwrócił głowę i zobaczyła
ból malujący się w jego spojrzeniu. Trwało to jednak za-
ledwie ułamek sekundy i już po chwili jego usta drgnęły
w uśmiechu.
- O co chodzi?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]