[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spośród angielskich róż, a ta różowa nazywa się New
Dawn. Została sprowadzona do Stanów Zjednoczonych
w 1930 roku i jest pierwszym kwiatem, na który przyzna­
no hodowcy patent.
Uklęknęła na ziemi, by powąchać kwiaty.
- Co jeszcze wiesz?
Wzruszył ramionami. %7łałował, że nie ma już zbyt wiele
do opowiedzenia, bo nagle zapragnął zaimponować
Maggie.
- Wiem, że najczęściej spotykanym kolorem róży jest
różowy, nie czerwony, jak sÄ…dzi wiÄ™kszość ludzi, i że wiÄ™­
kszość białych, różowych i herbacianych róż pochodzi od
jednej, o nazwie Constance Spry.
- Ogrodnik cię tego nauczył?
- ByÅ‚em mÄ™czÄ…cym dzieckiem. I wyrosÅ‚em na mÄ™czÄ…­
cego dorosłego.
- Nie jesteś męczący - zaoponowała. -
- Nie dla ciebie, nie jesteÅ› ogrodnikiem.
- Czy często pracujesz w ogrodzie?
Zaśmiał się.
- Nigdy tego nie robiÅ‚em, po prostu lubiÅ‚em towarzy­
stwo Jospeha, naszego ogrodnika.
- Nie miałeś innych przyjaciół? Kolegów ze szkoły,
z sÄ…siedztwa?
Ethan wzruszył ramionami.
- Nie lubiłem ich tutaj przyprowadzać.
W oczach Maggie odmalowała się troska.
Nie zamierzał jej mówić, że nie przyprowadzał nikogo
do domu, ponieważ rodzice kłócili siÄ™ nieustannie. Wrze­
szczeli i obrzucali siÄ™ wyzwiskami, a obecność postron­
nych osób wcale ich nie powstrzymywaÅ‚a. Spokój pano­
wał jedynie wtedy, gdy jedno z nich było poza domem,
a drugie zabawiaÅ‚o siÄ™ w sypialni z najnowszym kochan­
kiem lub kochanką. Ethan nigdy nikomu nie opowiadał
o tym, jakim koszmarem było dorastanie w posesji Ben-
ningtonów.
Zaskoczył ich odgłos silnika samochodowego.
Oczom Ethana i Maggie ukazała się zgrabna sylwetka
czerwonego jaguara, mknÄ…cego po podjezdzie w stronÄ™
domu.
- Kto to? - spytała Maggie.
Westchnął głośno.
- Ariel, moja byÅ‚a dziewczyna. BÄ™dzie chciaÅ‚a wie­
dzieć, kim jesteś, i w przeciwieństwie do Janette, nie jest
zbyt dyskretnÄ… osobÄ…. Nie tylko uwielbia plotki, ale ma
też nazbyt wybujałą fantazję.
- W takim wypadku nie może mnie zobaczyć. - Scho­
wała się w cieniu altanki. - Idz w stronę domu, a ja tu
zostanę. - Maggie przybrała skupiony wyraz twarzy.
Zmarszczyła brwi, zdawała się nad czymś intensywnie
myśleć. Nagle opadła na kolana i zaczęła pielić najbliższy
klomb róż.
- Ethan! - Ariel zdążyła już wysiąść z samochodu. -
Cześć, Ethan! - pozdrowiła go, energicznie pomachała, po
czym ruszyła w jego stronę.
Ariel, piÄ™kna i bardzo pewna siebie, zmierzaÅ‚a bez wa­
hania do raz obranego celu, taranujÄ…c po drodze wszystkie
przeszkody..
- DzieÅ„ dobry - przywitaÅ‚ siÄ™, chcÄ…c odwrócić jej uwa­
gę od klęczącej nieopodal Maggie.
Nie miaÅ‚ siÄ™ czym martwić. Ariel na ogół konsekwen­
tnie ignorowała służbę. Posłała Maggie krótkie, badawcze
spojrzenie. Już po sekundzie uznała, że nie jest to nikt
ważny i odwróciła się z powrotem w stronę Ethana.
- Jak dobrze cię widzieć! Wpadłam tylko z krótką
przyjacielskÄ… wizytÄ…. Wiem, że miaÅ‚eÅ› rano damskie towa­
rzystwo... Czy to był ktoś, kogo znam?
Tego już za wiele! Czy ludzie nie mają nic do roboty
poza wtrÄ…caniem siÄ™ w życie innych?! Zapewne ktoÅ› mu­
siał zobaczyć wychodzącą rano Janette... Jej lojalności
mógł być pewien.
- Szpiegujesz mnie? - spytał.
- Ależ oczywiÅ›cie, że nie - zaprotestowaÅ‚a. - Po pro­
stu troszczę się o ciebie. W końcu kiedyś coś nas łączyło.
- Zawiesiła sugestywnie głos.
Skinął głową.
- Ale kilka tygodni temu zadecydowałaś, że najlepiej
bÄ™dzie, jeżeli każde z nas pójdzie swojÄ… drogÄ…. Powiedzia­
łaś też, że spotykasz się z kimś innym.
- Tak, Edward jest ideaÅ‚em mężczyzny! - Ariel zatrze­
potała kokieteryjnie rzęsami.
Wziął ją pod rękę i odciągnął na bok. Cały czas bał się,
że Ariel zwróci baczniejszą uwagę na klęczącą pomiędzy
dwoma klombami róż Maggie. Natychmiast zaczęłaby się
dopytywać, kim jest ta nieznana jej kobieta.
- Co mogÄ™ dla ciebie zrobić? - spytaÅ‚ Å‚agodnie. Uwa­
żaÅ‚, że w kontaktach z Ariel lepiej mówić wprost, niż owi­
jać w bawełnę.
- Chcę, żebyś przyszedł na kolację. - Zabrzmiało to
jak rozkaz. - Należy mi się trochę rozrywki - dorzuciła
po chwili tonem rozkapryszonego dziecka.
Nie wiedziaÅ‚, co odpowiedzieć. Przecież to ona nalega­
ła, by się rozstali. Najwyrazniej Edwardowi daleko było
do ideału...
- Wiem, co sobie myślisz. - Mówiła podniesionym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •