[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wstając pomyślała, \e widok w oknie znudził ją ostatecznie i
czas najwy\szy, \eby zamówić inny; mimo to konferencję z
automatami, przyjmującymi zamówienia w Stacji
Krajobrazów, odło\yła na pózniej. Spieszyła się  po raz
pierwszy od dawna miała do czego się spieszyć. W małej
łazience woda ciekła niemrawo  zdarzało się to czasem 
z sarkazmem pomyślała, \e na szczęście nie psują się
Bczyszczacze powietrza; prawdopodobnie ich pracÄ™
dozorowano dokładniej.
Ten wcale nie najgorszy poranny nastrój opuścił ją
natychmiast, gdy tylko drzwi mieszkania zatrzasnęły się za
nią. W codziennym ruchu myrmipolii poczuła się osaczona,
obca, wyłączona z wszystkiego. Ludzie mijali ją  hałaśliwi
albo milczący, zajęci sobą lub po prostu pozwalający unosić
się tłumowi, zobojętniali, tępo patrzący pod nogi. Niektórzy
\uli tormil, inni lizali czerwono-czarne, długie pałeczki
syndrotoksu kupowane w ulicznych automatach czy ogryzali
połyskliwe sto\ki terceny, plując pestkami na chodnik i
rozstępując się odruchowo, gdy na swych szczotkowatych
podstawach podje\d\ały śmieciochłonne automaty,
czarnymi czujnikami i garbatÄ… sylwetkÄ… przypominajÄ…ce jej
oglÄ…dane w archiwalnych programach stereo, dawno
wymarłe, połyskliwe owady. Stłoczony potok ludzki
przepływał przez wnętrze sklepów w nieustającej, choć
najczęściej płonnej nadziei, \e w którymś z nich napotka
niespodziewanie nadwy\ki reglamentowanych,
pozaprzydziałowych towarów, gotów  po staniu w
wielogodzinnej kolejce  nabywać ka\dą rzecz, zupełnie
niepotrzebnie, tylko dlatego, \e nie jest standardowa.
Członkowie sekty Równości Absolutnej, spleceni ramionami,
przebijali się grupami przez tłum,,'Dzieci Milczenia siedziały
na chodnikach, zapatrzone przed siebie niewidzÄ…cymi
oczami  tylko w ich twarzach widziałb się łagodność i
senne odprę\enie; inne wydawały się twarde, napięte, jak
nic nie skrywająca, kurczowo zamknięta pięść. Wszystkich
łączyło jedno: z \ałosną rezygnacją starali się przystosować
do \ycia, którego zmienić nie było mo\na. Na elewacjach
budynków bielały ponadrywane, spłowiałe obwieszczenia,
niezmiennie zaczynające się od słów:
 W trosce o dobro mieszkańców myrmipolii..."; a wy\ej,
ponad tłumem, unosiły się wielowymiarowe, olbrzymie.
barwne reklamy, w których najczęściej powtarzały się
zdjęcia jej władnej twarzy, nie tak dawno wybranej
spomiędzy innych w dorocznym Konkursie Myrmipolii.
Zawahała się, czy wejść na estakadę  nie była pewna, w
którą stronę powinna skręcić do centrali Bio-Vitu  i to
wahanie ju\ wystarczyło, by tłum spływający wolno na
wirostradę łączącą dwa poziomy poniósł ją ze sobą.
Ogarnęła ją ciemność międzypoziomowego tunelu, poczuła
ciepły podmuch rozwiewający włosy, niemal w tej samej
chwili widzÄ…c ponownie sztuczne niebo nad sobÄ…, z takimi
samymi jak na poziomie dwieście czterdziestym szóstym
cumulusami i takim samym słońcem, jakby rozmytym
delikatnie przesłaniającą je mgłą. Nawet kształt chmury
nasuwającej się właśnie na słoneczną tarczę był taki jak
tam, wy\ej  taki sam na wszystkich poziomach, i to tak
znane zjawisko powiększyło jeszcze jej przygnębienie.
Przystając nad brzegiem sunącego wolno, zewnętrznego
chodnika pomyślała:  Kilkaset takich słońc, ka\de z nich
przesłonięte tą samą białą chmurą. Kilkaset takich
poziomów, ka\dy z błękitnym, holowizyjnym niebem. Dzisiaj.
Bo jutro w mieście-warstwowcu niebo mo\e wyglądać tak,
jakby właśnie zanosiło się na burzę, chocia\ burzy nigdy nie
będzie, bo skąd mieliby wziąć i dokąd odprowadzić taką
ilość pozaplanowej wody. Nawet zmiany pogody, jak
wszystko tutaj, planowane są z góry, narzucane nam bez
pytania o zgodę, ustalone przez jakieś tam ośrodki 
zgodnie ze wskazaniami psychoneurologów czy
biometeorologów, wszystko jest higieniczne, bez
niespodzianek, bez zaskoczeń. Kilkaset takich miast,
połączonych ze sobą tunelami komunikacyjnymi, miast, w
których toczy się całe ludzkie \ycie. I to ju\ wszystko.
Wszystko, co pozostało z Ziemi". Cofnęła się pod ścianę
upstrzoną trójwymiarowymi, krzykliwymi reklamami jakichś
dezodorantów, niskosłodzonej galaretki z glonów,
zdrowotnej mączki, na którą  po pewnych uzdatnieniach
 przetwarzało się pleśń. Tłum przepływał tu\ obok,
identyczny jak tamten, z ni\szego poziomu: zęby wgryzające
się w sto\kowatą tercenę, języki chciwie oblizujące
czerwono-czarny syndrotoks, tępe, bezmyślne oczy nad
poruszajÄ…cymi siÄ™ miarowo \uchwami prze\uwaczy tormilu.
Nie było nikogo, kto by się do niej uśmiechnął, ani jednej
przyjaznej czy tylko zainteresowanej twarzy. Poczuła, \e się
dusi, cofnęła się o krok jeszcze, plecy napotkały zimny i
twardy opór, odwróciła się: stała twarzą w twarz z samą
sobą  olbrzymia, uśmiechająca się ogromnymi,
czerwonymi wargami Rae wskazywała wnętrze sklepu
wypełnionego ohydnie jaskrawymi naczyniami z
połyskliwego plastyku 
i na mysi o kilkuset powiększonych, uśmiechniętych
odbiciach własnej twarzy, na ka\dym poziomie miasta w tym
samym miejscu reklamujących identyczne, równie tandetne
plastykowe nakrycia, poczuła nagle do samej siebie wstręt.
Jej uwagę zwróciło histeryczne popiskiwanie bliskiego
radiolokatora; pustÄ… przestrzeniÄ… pozostawionÄ… dla niego
przez rozstępujących się ludzi nadchodził jeden z
wyznawców Idei Wewnętrznego Kręgu, z g^ową osłoniętą a\
do połowy czoła tarczą superwizora, z oczami przykrytymi
ciasno przylegającymi, czarnofioletowymi płytkami,
wpatrzony i wsłuchany we własny iluzoryczny świat. Nie
zauwa\ył \ukopodobnego, błyszczącego robota, który
nadje\d\ał z przeciwnej strony. Nie zauwa\ył, a mo\e te\
lokator ostrzegł go zbyt pózno, bo nagle zobaczyła, jak
człowiek i maszyna zderzają się ze sobą. W chwilę pózniej
robot le\ał na grzbiecie zgrzytając wściekle obracającymi się
w powietrzu szczotkami, a człowiek  rozpłaszczony obok.
Wyrzucane z wnętrza kadłuba śmieci opadały na niego; nie
próbował zasłonić się, le\ał na wznak, jak porzucona kukła,
ręce i nogi drgały mu serią miarowych skurczy. Hełm spadł z
głowy, oczy odarte z dobrowolnej ślepoty zapatrzenia w nie
istniejący świat  patrzyły tępo w sztuczne, jasnobłękitne
niebo z zasypywanej śmieciami i odpadkami twarzy.
Odwróciła się i zaczęła biec, sama nie wiedząc dokąd.
Spojrzenia mijanych ludzi zwracały się w jej stronę, na
krótko, nieuwa\nie, niemal w tej samej chwili obojętniejąc
znowu. Z wolna traciła oddech, serce biło nierówno, zaczęła
się potykać. Pomyślała, \e je\eli upadnie, nikt nie
przystanie, by jej udzielić pomocy; ludzie będą ją mijać,
jakby nie dostrzegali wcale, tak jak przed chwilÄ… tamtego
człowieka. Być mo\e ta świadomość pomogła jej się
opanować, a mo\e tylko zabrakło siły, \eby biec dalej.
Zatrzymała się na skrzy\owaniu ulic; oddzielone wąską
barierą pola przemykały bezszelestnie pojazdy; stojąc w
przesuwających się płynnie smugach ich sygnalizacyjnych
świateł stwierdziła, \e jeśli do tej pory miała jakieś skrupuły,
teraz pozbyła się ich zupełnie i ostatecznie.  Có\ z tego, \e
taki viborg to tak\e \ywa istota  pomyślała z zimnym i
twardym egoizmem.  Jeśli w ten sposób ja mogę być
szczęśliwa, jeśli mnie będzie dobrze. Nie warto tracić czasu
na \adne rozmyślania, wahania czy niepokój: trzeba, jak inni
tutaj, po prostu starać się urządzić tak wygodnie, jak to się
tylko da". Mo\e to był przypadek, a mo\e przez cały czas, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •