[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wolnym krokiem.
 Nie ociągaj się  burknąłem do psa.  Zdaje się, ż byliśmy sobie przeznaczeni. Ty i ja, dwie
sierotki nieszczęśliwe. Ty nie masz nikogo, a ja...
Kiedy nacisnąłem klamkę, Dyzio zaskowytał tęsknie, czym podskoczył, przebierając w miejscu
łapami. Stulił sobie uszy i czujnie wyprężył ciało.
 Co jest?  zapytałem szeptem. Pies spoglądał na opuszczony dom Aobodaków. Drżał.
 Teraz masz inny adres  pogłaskałem go po łebku.  Przyzwyczaisz się. A może nawet
polubisz, kto wie?
Otworzyłem drzwi, odpinając smycz. Dyzio natychmiast skorzystał z okazji i prysnął pod
ogrodzenie. A nieć' go...
 Janek?  wołanie mamy dobiegało z kuchni.  Dopie ro ze szkoły?
 Momencik!  odkrzyknąłem, ściągając plecak.  Mu szę... muszę coś przynieść z ogrodu!
 Z ogrodu?
Nie odpowiedziałem. Rzuciłem reklamówkę, trzasnąłem drzwiami i pobiegłem za psem. Dyzio na
mój widok dokonał
74
rzeczy niebywałej. Cofnął się dwa kroki, po czym wskoczył na siatkę, wdrapując się na górę jak
kot.
__ Do nogi!  zawołałem, przerażony, że skręci sobie kark. Ale on nie reagował. Jakimś cudem
przerzucił przednie łapy przez metalową poprzeczkę i upadł na trawnik.
 Dyzio, psia twoja mać!  jęknąłem.
Dobiegłem do siatki. Pies stał z podwiniętym ogonem, węszył. Tuż przy podmurówce niekoszona
od miesięcy trawa była mocno wydeptana. Dalej, aż do piaszczystej dróżki przed domem, znaczona
połamanymi zdzbłami ciągnęła się wąska ścieżynka.
Obudziła się we mnie detektywistyczna ciekawość. Wspiąłem się na ogrodzenie i wylądowałem
obok Dyzia.
 Wygląda na całkiem świeży trop  skomentowałem półgłosem. Serce zaczęło mi bić
przyspieszonym, mocnym tempem. Cały ból miłosnych rozterek minął, jak ręką odjął.
Pies tylko czekał, aż się pojawię. Aypnął na mnie okiem, pokazał zęby w psim uśmiechu, a potem
potruchtał z nosem przy ziemi. Nie miałem innego wyjścia, jak iść za nim.
Zgarbiłem się, żeby za bardzo nie rzucać się w oczy, chociaż jeżeli ktoś nas obserwował z okna, nie
miało to większego sensu. Ale w kreskówkach detektywi zawsze się garbią, powinienem więc
czerpać wzorce z krynicy ich doświadczenia. W najgorszym wypadku dostanę lekkiej skoliozy, co i
tak przepowiada mi szkolna pielęgniarka.
Jak na razie zielona zasłonka pozostawała nieruchoma. Istniała przecież możliwość, że po pierwsze,
wczoraj mi siÄ™
75
przywidziało, po drugie, ścieżkę wydeptały koty, a po trze-I cie... Zawsze powinno być jakieś po
trzecie, nic mi jednak! nie przyszło do głowy.
Dotarliśmy do budynku i wtedy Dyzio po raz drugi dał nogę, ale nie uciekł daleko. Konkretnie zaś,
trącił łapą piwniczne okienko, zaczekał, aż się otworzy i wlazł do środka.] W odróżnieniu ode mnie
znał teren. Ja nigdy do Aobodakówi nie chodziłem.
Podszedłem do drzwi. Co ja robię?  pomyślałem, wciskając dzwonek. Jeżeli pan Karol wrócił,
nie będzie przecież mi się rzucał na szyję z radości. Raczej dokończy to, co zaJ czął pół roku temu.
Zabije mnie.
Wbrew obawom drzwi się nie otworzyły i nie wyskoczył z nich żądny krwi morderca. Poza tym
uświadomiłem sobie, j że Karol Aobodak siedzi w zielonogórskim areszcie śledczym w
oczekiwaniu na rozprawÄ™.
Zęby być w zgodzie z sumieniem i własnym strachem, zastukałem mocno.
 Jeżeli tam ktoś jest...  wychrypiałem. Kaszlnąłem, żeby zyskać głosową głębię, po czym
przyłożyłem dłonie do ust.  Tu policja! Jeżeli tam ktoś jest, to niech zaraz wyjdzie z rękami
uniesionymi do góry! Znaczy się, najpierw niech otworzy drzwi, a potem uniesie! Powtarzam...
Z okienka wyjrzał Dyzio i zaszczekał krótko, darowałem więc sobie zabawę w policjanta.
 No i jak, w porządku?  zapytałem.
Pies wywalił jęzor, sapiąc głośno. Widocznie wszystko gra.
76
__ To zabierz pysk, bracie, bo się we dwóch nie zmieści-my  kucnąłem przy okienku. Powiało
stęchlizną.
Dyzio posłusznie zeskoczył na betonową podłogę. Ja, z drobnymi stratami w odzieży, zeskoczyłem
obok. Chyba stworzyliśmy dobrze rokujący duet kryminalny. A jeszcze tak niedawno miałem
nieustającą ochotę udusić psa za nocne hałasy.
W pogrążonej w półmroku piwnicy czułem się nieswojo. Na dobrą sprawę stałem się
włamywaczem i trudno byłoby to przekonująco usprawiedliwić. Pies otarł się o moje stopy i
warknÄ…Å‚.
 Dyzio  szepnąłem  nie pora na czułości. Szukaj schodów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •