[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 aktu Stworzenia. Odrzucenie jej prowadzi albo do smutku, albo do gniewu.
Artyzm zawiera siÄ™ raczej w samych zdarzeniach, a nie w sposobie opowia-
dania. Autorem tych zdarzeń nie był żaden z ewangelistów. Nietrudno wyobra-
zić sobie owo niezwykłe podniecenie i radość, jakie stałyby się naszym udziałem,
gdyby jakaś szczególnie piękna baśń okazała się prawdziwa w  pierwotnym sen-
sie tego słowa, gdyby jej fabuła objawiła się jako zdarzenia historyczne, nie tracąc
przy tym owego mitycznego i alegorycznego znaczenia, które miała jako baśń.
Nietrudno, gdyż nie byłoby to doświadczenie o zupełnie nowej, nie znanej nam
jakości. Byłaby to ta sama radość (choć na pewno bardziej intensywna), którą wy-
wołuje szczęśliwy  zwrot baśniowej akcji: ma ona posmak pierwotnej prawdy (w
45
przeciwnym razie nie nazywałaby się radością). Wybiega naprzód (albo wstecz 
kierunek nie jest tu ważny) ku wielkiej Eukatastrophe. Taka jest też i gloria  ra-
dość chrześcijanina  choć o wiele bardziej (nieskończenie bardziej, gdyby nie
nasze ograniczone możliwości) wzniosła i promienna. Bo też i sama opowieść
jest bardziej wzniosła  i jest prawdziwa. Sztuce nadano wymiar prawdy. Bóg
jest Panem aniołów i ludzi, i elfów. Legenda i historia spotkały się i zlały w jed-
no.
W Bożym Królestwie obecność największych nie pomniejsza maluczkich.
Odkupiony człowiek pozostaje człowiekiem. Opowieści, fantazje wciąż trwają
i trwać powinny. Ewangelia nie zniosła legend, ale je uświęciła, a szczególnie
uświęciła  szczęśliwe zakończenie . Chrześcijanin ciągle jeszcze musi pracować,
trudząc swe mięśnie i umysł, musi cierpieć, mieć nadzieję i umierać, ale już teraz
dana jest mu świadomość, że jego zamiłowania i zdolności mają jakiś cel, który
może być odkupiony. Tak wielka jest obfitość, którą mu zaoferowano, że ledwo
ośmiela się przypuszczać, iż poprzez fantazję umożliwiono mu współuczestnicze-
nie w rozwoju listowia z drzewa opowieści i w wielorakim ubogacaniu stworze-
nia. Wszystkie opowieści mogą się sprawdzić, jednak gdy w końcu zostaną odku-
pione, będą tak podobne do form, jakie im nadaliśmy, a jednocześnie tak od nich
odmienne, jak i odkupiony człowiek będzie i podobny, i odmienny od upadłego
człowieka, którego znamy.
NOTY
Nota A
Same korzenie (a nie tylko funkcję) tych opowieści i ich cudowności stano-
wią satyra i kpina z niedorzeczności; motyw snu zaś nie jest prostym zabiegiem
ramy, ale jest nieodłącznym elementem akcji i zmian w świecie. Dzieci potrafią
to dostrzec i docenić  pod warunkiem, że pozostawi się je samym sobie. Jednak
wielu z nich (w tym i mnie) przedstawiono Przygody Alicji w Krainie Czarów
jako baśń. Wraz z tym nieporozumieniem pojawia się poczucie niesmaku pozo-
stawione przez zabieg snu. O czym szumiÄ… wierzby obywa siÄ™ bez ramy marzenia
sennego:  Kret pracował zawzięcie cały ranek, robił wiosenne porządki w swo-
im mieszkaniu [Kenneth Graham, O czym szumią wierzby, tł. Maria Godlewska,
Warszawa 1969, s. 5]. Tak zaczyna się opowieść i ów właściwy ton utrzymuje
się do końca. Tym bardziej może się wydać dziwne, że A.A. Milne, wielki miło-
śnik tej znakomitej książeczki, na początku jej udramatyzowanej wersji umieścił
cudaczną scenę przedstawiającą dziecko telefonujące za pomocą żonkila. Choć
może to i nie takie dziwne, bo rozumiejący miłośnik (a to zupełnie co innego niż
wielki miłośnik) książki Grahama nigdy nie podjąłby się jej dramatyzacji. W tej
formie można przedstawić jedynie najprostsze jej składniki  pantomimę czy sa-
tyryczną bajkę. Samą sztukę  choć nie jest wybitna  można uznać za całkiem
znośną i zabawną, szczególnie jeśli się nie zna książki; ale owych kilkoro dzieci,
które zabrałem na przedstawienie Ropucha z Ropuszego Dworu, było zdegusto-
wane otwierającą sceną. Co do reszty, wolały książkę.
* * * * * * * * *
Nota B
Oczywiście szczegóły te z reguły przedostawały się do opowieści (nawet
wówczas, gdy były jeszcze powszechnie praktykowane) ze względu na swą war-
47
tość  opowieściotwórczą . Gdybym napisał opowiadanie, w którym kogoś powie-
szono, to po upływie wieków (gdyby przetrwało ono tak długi czas, co już samo
w sobie byłoby dowodem na jego trwałe, a nie tylko lokalne czy dorazne wartości)
mogłoby ono świadczyć o tym, iż powstało w czasach, gdy istotnie wieszano lu-
dzi w majestacie prawa. Ale tylko  mogłoby  taki wniosek bowiem nie byłby
wcale oczywistością. Aby zyskać pewność, badacz z przyszłości musiałby wie-
dzieć na pewno, kiedy karano śmiercią przez powieszenie i kiedy żyłem ja, autor
opowiadania. Mogłem przecież zapożyczyć ten motyw z innych czasów i miejsc,
z innych opowiadań, wreszcie mogłem go po prostu wymyślić. Jednak nawet je-
śli tamto pierwsze rozumowanie okazałoby się poprawne, to scena powieszenia
znalazłaby się w moim opowiadaniu tylko dlatego, że (a) byłem świadom jej dra-
matycznej, tragicznej czy wręcz makabrycznej wymowy w tym utworze i (b) ci,
którzy przekazali dalej tę opowieść, zachowali w niej to zdarzenie, gdyż i oni od-
czuwali silnie jego wymowę. Oddalenie w czasie, zwykła dawność i obcość mogą
z biegiem lat wyostrzyć poczucie tragedii lub grozy, ale musi być ono i bez tego
dość ostre, by działanie czarodziejskiej osełki czasu mogło być skuteczne. Naj-
mniej więc sensownym pytaniem dotyczącym Ifigenii, córki Agamemnona, jakie
zadać mogliby bądz na jakie mieliby odpowiadać krytycy literaccy, jest problem,
czy opowieść ojej ofierze w Aulidzie pochodzi z czasów, gdy powszechnie prak-
tykowano ofiarÄ™ z ludzi.
Powiedziałem  z reguły , gdyż można sobie wyobrazić, że to, co obecnie uwa-
żamy za opowiadanie, było ongiś czymś zupełnie innym  mianowicie opisem
autentycznego zdarzenia lub rytuału. Mam tu na myśli  opis w bardzo ścisłym
tego słowa znaczeniu. Opowieść, którą wymyślono po to, aby wyjaśnić rytuał (a
ponoć zdarzało się to dość często), pozostaje opowieścią. Przetrwa ona w tej for- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •