[ Pobierz całość w formacie PDF ]

najlepsze szkolenia. Chance zobaczył jego palce, zaciśnięte już
na cynglu, jeszcze zanim odgłos wystrzału dobiegł do uszu
wszystkich. Chance chwycił za swój pistolet z rozpaczliwym
przebłyskiem świadomości, że i tak nie będzie dostatecznie
szybki.
Nagle jakaś siła powaliła go na ziemię.
Sunny. Sunny, która całe życie pracowała nad tym, aby jej
drobne ciało nie było takie słabe, na jakie wygląda. Pchnęła go,
wydając z siebie straszliwy krzyk, prawie zagłuszający odgłos
wystrzału. A potem, z tą samą szybkością, rzuciła się na Mela,
145
żeby nie wystrzelił drugi raz.
Mel nie mógł już drugi raz pociągnąć za cyngiel. Kula Zane'a
trafiła go w samo serce. Zaraz też rozległy się strzały. Zane nie
był sam. Ludzie Chance a wrócili i otworzyli ogień. Sunny,
rozpłaszczona w płytkiej wodzie, osłonięta szczelnie wielkim
ciałem Chance'a, liczyła ostatnie sekundy grozy.
Potem ktoś krzyczał, bardzo głośno krzyczał, że to już
koniec, żeby już nie strzelać. I nagle zapadła cisza.
Sunny siedziała z boku i szeroko otwartymi oczami wodziła
za światłem potężnych reflektorów, oświetlających koszmarne
widowisko. To światło, niezwykle ostre, przesuwało się
powoli, ukazując każdy szczegół. A kawałki ziemi, które
zostawiało za sobą, wydawały się jeszcze bardziej czarne niż
poprzednio.
Jakiś mężczyzna przyniósł wiaderko, odwrócił do góry dnem
i Sunny miała na czym usiąść. Była przemoczona do suchej
nitki, szczękała zębami z zimna, choć ta sierpniowa noc była
bardzo ciepła. Koc na jej ramionach wcale nie grzał, mimo że
zdrętwiałymi palcami próbowała otulić się nim jak
najszczelniej.
Bolało ją, bolało straszliwie, z tego bólu trudno jej było
wysiedzieć, ale siłą woli pozostawała na wiaderku. Nawet
udawało jej się siedzieć prosto.
Ci mężczyzni dookoła to byli profesjonaliści. Ze spokojem i
fachowo zajmowali się pięcioma ciałami, ułożonymi na trawie
w równiutkim rządku. Byli bardzo uprzejmi, także wobec
miejscowej policji, która zajechała z głośnym wyciem syren,
chociaż i tak było wiadomo, że to nie oni będą tu wydawać
dyspozycje.
Chance był dowódcą. Był dowódcą tych ludzi, którzy wyszli
zza drzew.
Ten mężczyzna, który pierwszy strzelił do Chance a,
powiedział do niego  Mackenzie , a teraz też słyszała, jak ci
miejscowi zwracajÄ… siÄ™ do Chance'a  panie Mackenzie . On
odpowiadał, czyli nie było tu żadnej pomyłki.
Jeszcze nie zdążyła poukładać sobie w głowie wszystkiego,
146
co wydarzyło się dziś nad tym strumieniem. Jeden tylko fakt
był już dla niej jak najbardziej oczywisty. To była zasadzka. A
jej wyznaczono rolę podstawową. Rolę przynęty.
Nic, absolutnie nic nie zdarzyło się przypadkiem. Chance
wykonywał swoje zadanie, a dookoła wszędzie czatowali jego
ludzie. Wśród tych ludzi rozpoznała nawet tego opryszka,
który chciał ukraść jej teczkę na lotnisku w Salt Lake City.
Teraz, schludny, gładko wygolony, krzątał się razem z innymi.
Jedna wielka mistyfikacja. Nie, nie miała pojęcia, jak on to
wszystko zorganizował, jej umysł nie był w stanie jeszcze tego
ogarnąć. Ale to on musiał spowodować, że za Boga nie mogła
dolecieć do Seattle i o oznaczonej godzinie znalazła się na
lotnisku w Salt Lake City. Po to, aby napadł na nią fałszywy
złodziej i Chance mógł wybawić ją z opresji. To był plan
wymagający wielkich nakładów i opracowany szczegółowo
przez najlepszych profesjonalistów. Plan, w którym założono,
że ona jest w zmowie ze swoim ojcem. Po tej wpadce w
Chicago sprawdzali na pewno wszystkich, no i doszli, kim ona
jest naprawdę. Chance, zgodnie z planem, miał ją w sobie
rozkochać, żeby pomogła mu w infiltracji organizacji ojca.
Niestety, pomylił się. Ona nie tylko nie współpracowała ze
swoim ojcem, ona drżała ze strachu przed nim i nienawidziła
go. Chance usłyszał o tym z jej własnych ust. Wtedy
wprowadził do planu korektę i wyznaczył jej inną rolę. Rolę
przynęty.
Teraz stał, kilkanaście metrów dalej, zajęty rozmową z
jakimś mężczyzną, wysokim i barczystym, wyglądającym
bardzo groznie.
Patrzyła na Chance'a, patrzyła, a w jej obolałym, cierpiącym
ciele pojawił jeszcze jeden ból.
Jej światło, jasne światło, zgasło.
Chance popatrywał na Sunny co chwilę, właściwe to prawie
nie spuszczał jej z oka. Siedziała na tym wiaderku otulona
kocem i przerazliwie blada. A on nie miał czasu, żeby ją
przytulić, dodać otuchy. Miał pełne ręce roboty. Trzeba
uzmysłowić miejscowym, że to on ma tu wszystko pod
147
kontrolą, a nie oni, dopilnować ciał, i przekazać, gdzie trzeba,
to co mówił Mel o wtykach Hauera.
Sunny jest bardzo inteligentna i bystra. Zauważył, jak
dokładnie obserwuje wszystko, co dzieje się teraz dookoła, i
widział, jak jej twarz coraz bardziej jest ściągnięta, coraz
bledsza. Jakby powoli dochodziła do wniosku, jedynego, do
jakiego mogła dojść.
Poza tym słyszała, że dla wszystkich jest Mackenziem.
Przechwycił jej spojrzenie. Przez kilka sekund wpatrywali się
w siebie, dzieliło ich kilka metrów. Przepaść, nad którą nie
przerzucono żadnego mostu. Postarał się, aby jego twarz nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •