[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spytał, kiedy już wyszli na zewnątrz.
Eloise zaśmiała się głośno.
- Babcia uważała, że to okropny wstyd mieć nieślubne dziecko. Wszystkim
powiedziała, że jej córka dostała atrakcyjną pracę za granicą i szybko wysłała ją do
kuzyna w Birmingham.
- Powiedziałaś o tym Laurence'owi?
- Powiedziałam mu całą prawdę. Przecież nie zmienię już tego, co się
zdarzyło.
- Racja - zauważył Jem. - Jak on to przyjął?
- Rozpłakał się - odparła cicho.
- Zostałyście w Birmingham?
- Mama dostała pozwolenie na powrót, ale pod warunkiem, że będzie trzymać
się wersji o adopcji dziecka. Nie zgodziła się na takie rozwiązanie. Babcia kilka razy
nas odwiedziła, ale my nigdy nie pojechałyśmy do niej.
- Nigdy?
64
S
R
- Była zażenowana zaistniałą sytuacją. Kłóciło się to z jej wizją idealnej
rodziny.
- To okropne.
- Pewnie tak. - Eloise wzruszyła ramionami. - Wiesz, wielu ludzi ulega
kompletnemu paraliżowi na myśl o tym, co inni o nich pomyślą.
Po chwili wahania Jem spytał:
- Czy twoja babcia jeszcze żyje? Eloise zaprzeczyła ruchem głowy.
- Umarła kilka lat temu. Prawdę mówiąc, nikt zbytnio za nią nie płakał.
Pewnie ciężko to zrozumieć, ale babcia nie była kobietą, która inspirowała do
wyrażania uczuć.
Pytanie Jema po raz kolejny uświadomiło jej, jak bardzo była samotna. Nie
miała już na świecie nikogo, na kim mogłaby się wesprzeć w chwilach smutku.
Nikogo, z kim mogłaby dzielić radości.
Podjechali na parking, gdzie stał samochód Eloise. Podziękowała za
podwiezienie i już miała odejść, gdy Jem zaskoczył ją pytaniem:
- Wrócisz?
Zawahała się.
- Nie wiem.
Podszedł do niej i spojrzał jej uważnie w oczy. Speszyła się i spuściła wzrok.
- To wszystko jest bardzo skomplikowane. Muszę to przemyśleć, poukładać
sobie.
Położył dłonie na jej ramionach i przez chwilę wpatrywał się w nią.
- Wróć - poprosił cicho i pocałował ją, delikatnie i łagodnie, w czubek głowy.
Azy napłynęły jej do oczu. Cofnęła się z nerwowym uśmiechem.
- Chyba powinnam już jechać.
- Tak.
Jem włożył ręce w kieszenie dżinsów i patrzył, jak Eloise odjeżdża.
65
S
R
ROZDZIAA SZÓSTY
Zerknęła z wyrzutem na swoją spódnicę. Była bardzo elegancka, ale też sporo
kosztowała. Doskonale nadawała się do Coldwaltham Abbey, jednak wydalana nią
więcej, niż doradzał rozsądek.
I komu ja próbuję zaimponować? - pytała się w myślach. No i po co? Chciała
wierzyć, że chodziło jej wyłącznie o ojca, ale... Poza nim jest jeszcze jego druga
żona i przyrodnia siostra oraz brat. I jest Jem.
No właśnie... Nie podobało jej się, że tak wiele o nim myślała. Z jednej strony
było to nieuniknione, ponieważ z naturalnych powodów był zaangażowany w całą tę
sprawę. Z drugiej jednak, niepokoiła się, że w ogóle nie może przestać o nim
myśleć. Złościło ją, że zachowuje się jak rozpalona nastolatka, która drży za każdym
razem, kiedy słyszy dzwonek telefonu. Zastanawiała się, czy Jem był zadowolony,
że przyjęła drugie zaproszenie do Coldwaltham Abbey, na siedemdziesiąte czwarte
urodziny wicehrabiego Pulborough. Piękny wiek...
Zatrzymała się przed drzwiami. Musiała się zmobilizować. Miała wrażenie, że
samotne wejście równa się zdjęciu zbroi i ryzyku, że otrzyma się cios w plecy.
Jednak ktoś patrzący z boku nigdy by chyba nie odgadł, jaką walkę toczy
sama ze sobą. Niemal do perfekcji opanowała umiejętność ukrywania uczuć. Tego
dnia jej doświadczenie zawodowe procentowało. Nieskazitelna fryzura, doskonały
makijaż i elegancki strój dodawały jej pewności siebie. Przerażona w środku, ale
opanowana na zewnątrz, wspięła się po schodach w kierunku masywnego wejścia.
- Dzień dobry, jestem Eloise Lawton - powiedziała zdenerwowana, kiedy
kamerdyner otworzył drzwi.
Wściekała się na siebie, że traci głowę w najprostszych sytuacjach.
- Rodzina oczekuje pani w sali zimowej, panno Lawton. ProszÄ™ za mnÄ….
66
S
R
Przeszli przez hol i kamerdyner wprowadził ją do przestronnego
pomieszczenia. Na widok czwórki ludzi przy dużym stole zacisnęła nerwowo palce
na prezencie. Wszyscy odwrócili głowy w jej stronę, a Jem bardzo dyskretnie puścił
do niej oko.
Dostrzegła sygnał i serce zabiło jej mocniej. Pomyślała, że jeszcze niedawno
uważała go za nadętego przystojniaka, a teraz fakt, że tu był, że ją obserwował,
dawał jej siłę.
Wicehrabia, jej ojciec, wstał, żeby się przywitać. Wyglądał dużo lepiej niż
wtedy, kiedy widzieli się po raz pierwszy. Twarz rozświetlał mu szeroki uśmiech.
- Eloise, kochanie. Jestem szczęśliwy, że mogłaś przyjść - powiedział i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •