[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powiedział pózniej, iż według niego pani
Shelburn zmarła, nim woda zdążyła wsiąknąć
w jej sukienkę i zmoczyć skórę. Chłopcom
nigdy o tym nie mówiono, ale Hal i tak
wiedział. Podczas długich nocy po śmierci
matki wciąż o tym śnił. "Ciągle masz
kłopoty ze snem, braciszku?", spytał Bill;
Hal przypuszczał, iż według Billa
wszystkie koszmary, przewracanie siÄ™ na
łóżku wiązały się z nagłą śmiercią matki,
i miał rację... lecz tylko częściowo. Bo
było jeszcze poczucie winy. Absolutna,
złowroga pewność, że zabił swą matkę,
nakręcając małpę owego słonecznego
popołudnia po szkole.
* * *
Kiedy Hal w końcu zasnął, spał
głęboko. Obudził się tuż przed południem.
Petey siedział na krześle po drugiej
stronie pokoju, metodycznie zjadajÄ…c
cząstki pomarańczy i oglądając jakiś
teleturniej.
Hal usiadł na łóżku. Czuł się, jakby
ktoś uśpił go, zadając ogłuszający cios, a
potem drugim ciosem ocucił. Ból pulsował
mu w skroniach.
- Gdzie twoja mama, Petey?
Chłopiec rozejrzał się.
- Poszła z Dennisem na zakupy. Ja
powiedziałem, że zostanę z tobą. Tato, czy
zawsze mówisz przez sen?
Hal zmierzył syna czujnym
spojrzeniem.
- Nie. Co mówiłem?
- Nic nie mogłem zrozumieć. Trochę
mnie wystraszyłeś.
- Ale teraz jestem już przy zdrowych
zmysłach. - Zmusił się do słabego
uśmiechu. W odpowiedzi Petey uśmiechnął
się szeroko, i Hal znów poczuł, jak
ogarnia go miłość do syna, jasna, prosta,
silna i nieskomplikowana. Zastanawiał się,
czemu Petey budzi w nim zawsze podobne
uczucie, czemu ma wrażenie, że rozumie
Peteya i potrafi mu pomóc, gdy tymczasem
Dennis pozostaje oknem zbyt ciemnym, by
przeniknąć je wzrokiem, tajemnicą o
osobliwych zwyczajach i pomysłach,
chłopakiem z typu, którego Hal nie umie
zrozumieć, bo sam nigdy nie był tym typem
chłopaka. To zbyt proste: twierdzić, że
przeprowadzka do Kalifornii odmieniła
Dennisa, czy że...
Jego myśli zamarły w biegu. Małpa.
Stała na parapecie, unosząc talerze.
Poczuł, jak serce zastyga mu w piersi, po
czym podrywa siÄ™ do galopu. Zwiat przed
oczami zawirował, lekki ból głowy
przerodził się w nieznośne świdrowanie.
Uciekła z walizki i stała na
parapecie, uśmiechając się do niego.
Myślałeś, że się mnie pozbyłeś, co? Ale
kiedyś już tak sądziłeś, prawda?
Tak, odparł słabo w myślach. Tak
sądziłem.
- Petey, czy wyjąłeś małpę z mojej
walizki? - spytał, choć z góry znał
odpowiedz. Zamknął przecież walizkę i
schował klucz do kieszeni płaszcza.
Petey zerknął na małpę i coś dziwnego
- Halowi wydało się, że niepokój -
przemknęło po jego twarzy.
- Nie - odparł. - To mama ją tam
położyła.
- Mama?
- Tak. zabrała ci ją. Zmiała się.
- Zabrała mi ją? O czym ty mówisz?
- Miałeś ją w łóżku. Właśnie myłem
zęby, ale Dennis widział. Mówił, że
wyglÄ…dasz jak dziecko z pluszowym misiem.
Spojrzał na małpę. W ustach zaschło
mu tak, że nie mógł przełknąć śliny.
Leżała z nim w łóżku? W łóżku? To ohydne
futro dotykało mu policzka, może nawet
ust, złośliwe oczy obserwowały uśpioną
twarz, zęby szczerzyły się blisko szyi? Na
szyi? Dobry Boże!
Odwrócił się gwałtownie i zajrzał do
szafy. Walizka wciąż tam stała, nadal
zamknięta. Kluczyk ciągle tkwił w kieszeni
płaszcza.
Za jego plecami telewizor umilkł nagle.
Hal powoli zamknął szafę. Petey patrzył na
niego z powagÄ….
- Tato, nie lubię tej małpy - oświadczył
tak cicho, że niemal niesłyszalnie.
- Ja też nie - odparł Hal.
Petey przyjrzał mu się uważnie, jakby
sprawdzał, czy ojciec nie żartuje.
Przekonawszy się, iż mówi serio, podszedł
do niego i objął z całych sił. Hal odkrył,
że syn drży.
I wtedy Petey zaczął szeptać mu do ucha,
bardzo szybko, jakby się bał, że nie
starczy mu odwagi, by to powtórzyć... albo
że małpa mogłaby podsłuchać.
- Zupełnie jakby na mnie patrzyła. Patrzy
na mnie, nieważne, gdzie jestem. A kiedy
przechodzÄ™ do drugiego pokoju, ona patrzy
przez ścianę. Mam wrażenie, jakby... jakby
czegoś ode mnie chciała.
Chłopiec zadrżał. Hal ściskał go mocno.
- Jakby chciała, żebyś ją nakręcił -
dokończył.
Petey przytaknął gwałtownie.
- Tak naprawdÄ™ nie jest zepsuta, tato?
- Czasami jest - Hal ponad ramieniem syna
zerknął na małpę. - Ale czasem działa.
- Cały czas miałem ochotę podejść tam i ją
nakręcić. Było tak cicho, że pomyślałem
sobie: Nie mogÄ™, obudzÄ™ tatÄ™, ale ciÄ…gle
tego chciałem, i podszedłem, i...
dotknÄ…Å‚em jej; nienawidzÄ™ jej dotyku...
ale jednocześnie podobał mi się...
zupełnie jakby mówiła: Nakręć mnie, Petey, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •