[ Pobierz całość w formacie PDF ]

notatniki.
- Jak długo będą nam towarzyszyć nasi opiekunowie? - spytała Tova.
- Linde-Lou, Halkatla, Ulvhedin, Sol i Tengel Dobry pójdą z wami aż do wejścia do Doliny -
odparł Targenor. - Rune także. Potem już sami będziecie musieli sobie radzić.
- Rozumiemy.
Targenor zwrócił się do oczekujących w napięciu Taran-gaiczyków. Twarz złagodniała mu w
uśmiechu.
27
- Dokonaliście dzisiaj czegoś wyjątkowego. Jeśli sobie życzycie, możecie zostać zwolnieni z
kolejnych zadań.
Sarmik wystąpił o krok w przód.
- Aaskawy królu Ludzi Lodu... Ja w każdym razie pragnę dalej brać udział w walce. Sądzę,
że wy, królu, i wasza dostojna matka, Dida, rozumiecie moje życzenie.
- Rzeczywiście, Sarmiku, dobrze cię rozumiemy - odparł Targenor z powagą, kładąc dłoń na
ramieniu zrozpaczonego ojca. - Wiemy, jaką stratę poniosłeś.
- Ja także pragnę uczestniczyć w boju, jeśli będzie mi wolno - powiedział Mar.
- Ależ to oczywiste! - zgodził się Targenor. - Zawsze byłeś związany z zachodnią gałęzią
rodu Ludzi Lodu.
Taran-gaiczycy zaczęli coś między sobą poszeptywać, wreszcie Inu wystąpił z gromady.
- Nasza dzisiejsza bitwa ukoronowana została powodzeniem. Nikt z nas nie pragnie się
wycofać.
- Bardzo się cieszę - odpowiedział mu wzruszony Targenor. - Sarmiku, czy znów przejmiesz
dowodzenie nad oddziałami Taran-gai?
- Oczywiście! Jesteśmy na twoje rozkazy, królu.
Targenor rozejrzał się wśród swoich wojowników.
- Trond, ty obejmiesz dowództwo nad bezpańskimi demonami, które od tej chwili będą się
nazywały armią demonów Tronda. Czy to jasne dla wszystkich?
Tova naburmuszona wmieszała się do rozmowy.
- Wszystko to pewnie bardzo ładnie i pięknie dla was, duchów, ale ja jestem żywa i okropnie
głodna!
Halkatla z politowaniem pokiwała głową.
- Nie mogłaś tego załatwić, kiedy na nas czekaliście?
- Jak niby miałam to zrobić? - prychnęła Tova. - Dookoła ciągle kręcili się ludzie i zwierzęta i
bez końca jeszcze ich przybywało.
- Tovie chodzi o to, że gromadzili się nasi sprzymierzeńcy - łagodził Nataniel. - Znam Tovę
nie od dziś, wiem, że kiedy jest głodna, zawsze traci humor.
28
- Tak, to bardzo ludzka cecha - przyznał Targenor. - Wobec tego zrobimy postój, by nasi
żyjący przyjaciele mogli się posilić.
Zapatrzył się przez mgłę w stronę, gdzie musiało znajdować się wejście do Doliny Ludzi
Lodu. Gdy znowu się odezwał, w jego głosie brzmiała rozpacz pomieszana z fanatycznym
wprost uporem:
- Ale potem wejdę do Doliny. Nie poddam się, dopóki się nie dowiem, jaki los spotkał moją
siostrÄ™ Tiili.
Targenor, Nataniel i Sarmik - wszyscy trzej - zareagowali w podobny sposób: główny cel
wyprawy, ocalenie świata przed Tengelem Złym, zszedł na drugi plan. Przyświecało im teraz
jedno: odnalezć najbliższych i zemścić się na straszliwym przodku.
Przyłączył się do nich jeszcze ktoś. Niezwykły mężczyzna... Ale to chyba złe określenie,
lepiej było powiedzieć: istota, stworzenie. Nikt jednak nie miał wątpliwości, że jest to osobnik
płci męskiej. Kiedyś był Demonem Nocy, teraz - kimś jedynym w swoim rodzaju. Tamlin,
bardziej człowiek niż demon, mieszkał wśród czarnych aniołów w Czarnych Salach, co z
pewnością także wywarło na niego wpływ. On również musiał kogoś pomścić. Tajfun był jego
ojcem, a Demony Wichru krewniakami po mieczu.
Tajfuna i dziewiętnaście wybranych Demonów Wichru Lynx posłał do Wielkiej Otchłani.
Z tego powodu Tamlin nienawidził Tengela Złego. Podobnie jak Targenora, Nataniela i
Sarmika, także Tamlina popychały do walki pobudki natury osobistej.
Może miało to wielkie znaczenie? Może to właśnie napawało ich wszystkich fanatyczną
żarliwością, niezbędną do zniszczenia jądra wszelkiego zła, ciemnej wody?
29
ROZDZIAA IV
Szybkim krokiem wędrowali przez płaskowyż, aż wreszcie mgła zrzedła i uniosła się nad
ziemię na tyle wysoko, że można ją było nazwać chmurami. W miarę jak poprawiała się
widoczność, rosła też ciekawość wędrowców. Może już wkrótce zobaczą wejście do Doliny?
Płaskowyż okazał się jednak wcale nie tak otwarty i płaski jak przypuszczali. Był goły, bez
jednego drzewa, nie rósł tam nawet samotny krzak jałowca ani zarośla karłowatej brzozy,
tylko zeszłoroczna trawa, i tak niewidoczna spod śniegu. Stopy idących zapadały się w
podtopniałej wiosennej brei, zostawiając w niej głębokie ślady.
Gabriel poczuł się nieswojo, kiedy obejrzawszy się za siebie zobaczył odciski butów
zaledwie kilkorga ludzi. Ich grupa liczyła przecież około stu istot.
Nie widział ich, nie naprawdę. Postanowili  zachować anonimowość , jak określił to Marco. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •