[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odwrotnie... Taran nie pamiętała.
Może ona wie, co się dzieje w tym domu? Może zdaje sobie sprawę z tego, że syn jest
kompletnie pozbawiony charakteru i zasad moralnych? Wszystko zdaje się na to wskazywać.
A to musi ją bardzo ranić. Chyba jednak nie do tego stopnia, by starała się topić zmartwienia
w alkoholu.
Jeśli to nie ona jest największym wstydem tego domu... Może jednak stara dama jest
wszystkiemu winna? Czyżby rozwiązanie było aż tak proste?
Niebywale inteligentne rozważania Taran zostały przerwane. Podczas gdy prefekt
rozmawiał z kapitanem, von Blancke w drugim końcu pokoju, Dolg westchnął i powiedział
do swoich przyjaciół
- A zatem mamy książko. Teraz pozostaje tylko sprawa Wirginii. Nie będziemy
czekać do jutra. Znikamy teraz, natychmiast, mam wrażenie, ze czas nagli.
Wszyscy przyznawali mu racjÄ™.
- Zaraz sprowadzÄ™ dziewczynÄ™ - rzeki Villemann z za palem.
- Nie. Ja to zrobię - przerwał mu Rafael. - I natychmiast potem opuścimy ten dom.
- Tak powinniśmy postąpić - potwierdził Dolg powoli., jakby słowa z trudem
137
przechodziły mu przez gardło. - Ale.. Wszyscy patrzyli na niego z zaciekawieniem.
Milczeli dość długo, jakby nagle ogarnęły ich niezrozumiale wątpliwości.
- Nie wiem, dlaczego - wycedził w końcu Dolg przez zęby - ale wydaje mi się.; że
Rafael nie powinien tam chodzić. Rafael protestował gwałtownie:
- Wirginia jest kobietą mego życia i miałbym stać na uboczu, kiedy chodzi o
ratowanie jej?
Dolg potrząsnął głową.
- Myślałem tylko, że Villemann jest od ciebie silniejszy, i fizycznie, i psychicznie.
Przecież te straszne baby na górze mogą starać się wam przeszkodzić. Może one pilnują także
Wirginii, nie tylko pani pułkownikowej.
- Dlaczego, na Boga, miałyby to robić? Idę.
Wybiegł z pokoju i kilkoma susami pokonał schody.
- Idz z nim - polecił Dolg bratu, który stal, nie wiedząc co robić. Teraz ruszył za
Rafaelem. - A my przygotujemy się do opuszczenia tego domu. Musimy się spieszyć.
- Dlaczego? - zapytała Taran.
- Bo czuję silne pulsowanie czerwonego farangila - od parł Dolg. - To ostrzeżenie.
- Rozumiem - pokiwała głową Taran. - Chodz, Arielu!
W tym momencie przy bramie rozległo się pukanie.
Kapitan, który odpowiadał na pytania prefekta, urwał w pół słowa.
Kamerdyner wyszedł, by otworzyć. Wszyscy zebrani w bibliotece mieli z okna widok
na podjazd i mogli obserwować największe entree tego dnia.
W bramie ukazała się ubrana na biało kobieta. Bardzo piękna, choć w jakiś szczególny
sposób, i niezwykle elegancko ubrana. Włosy miała upudrowane i upięte wysoko według
najnowszej mody. Czarne oczy i czerwone wargi były jedynymi barwnymi plamami na tle
bieli całej postaci.
- Ciekawe, dlaczego na jej widok pomyślałam o kanibalu - mruknęła Taran. - Ona ma
uśmiech jak tygrys ludojad.
- Och, nic podobnego - szepnÄ…Å‚ Uriel. - Kochanie, dlaczego ty zawsze musisz sobie
wyobrażać takie makabryczne rzeczy?
Kapitan pospieszył przywitać gościa. Niemal mogli zobaczyć, jak życiowe soki
zaczynają w nim buzować.
Nie usłyszeli, co, powiedziała piękna pani, lecz jego odpowiedz dotarła do nich
wyraznie:
138
- Tak, to ja jestem kapitanem von Blancke. Pozdrowienia od mego przyjaciela Gerta?
O, jak mi miło! Oczywiście, że znam Gerta! Proszę wejść, bardzo proszę!
- Na Boga, gdzie ja już widziałem tę twarz? - powiedział cicho Dolg.
139
16
Dom pławił się w upale. Powietrze było rozedrgane od gorąca, ciężkie i dławiące,
ludzie z trudem oddychali.
Villemann i Rafael weszli do hallu na piętrze, koszule lepiły im się do ciał, spocone
włosy przywierały do karków. Obaj dyszeli ciężko.
Rafael na próżno starał się ukryć irytację, że Villemann mu towarzyszy. Chciał, by to
on sam, Rafael, mógł uratować małą Wirginię, wyrwać ją z tego strasznego domu, od tych
niemoralnych ludzi i ich obrzydliwego zachowania. Musieli ją stąd zabrać, to najważniejsze
ze wszystkiego!
- Wiesz, w którym pokoju ona mieszka? - zapytał Villemann.
Rafael miałby tego nie wiedzieć?
- Oczywiście, że wiem - odparł. - Po drugiej stronic. w głębi korytarza.
- No to chodz!
Znalezli właściwe drzwi. Rafael głęboko wciągnął powietrze, po czym zapukał.
- Wirginio - powiedział cicho. - Musimy iść. Zaraz! Czekali.
Słyszeli ze środka jakiś odgłos, stłumiony, przeciągły.. który mógł przypominać
śmiech. Ale równie dobrze mógł to też być płacz. Na tę myśl włosy im się zjeżyły na
głowach.
Odgłos umilkł i zaległa kompletna cisza.
- Wirginio - powiedział Villemann ostrzejszym tonem.
Po krótkiej chwili dal się słyszeć jej glos:
- Nie teraz. Przyjdę niedługo, ale tymczasem wracajcie na dół!
Chłopcy spoglądali po sobie. Usłyszeli, że wewnątrz ktoś przeciąga po podłodze jakiś
ciężki mebel, a potem rozległo się głośne uderzenie w drzwi.
- Zdaje mi się, że coś tu nie jest tak jak powinno - szepnął Villemann.
Nasłuchiwali przestraszeni. Cisza.
Nie, znowu jakieś przyciszone glosy. Jęki. Coraz głośniejsze, pospieszne głębokie
sapanie, przechodzące w głuchy skowyt. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •