[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Cord zaśmiał się, chwycił ją za rękę i wbiegł na schody.
 Sama się przekonasz. Gdzie twoja łazienka? Susan też zaczęła się
śmiać.
 Co ty wyprawiasz? Nie pędz tak, bo zaraz się przewrócę.
Zatrzymał się, wziął ją na ręce i zaczął otwierać wszystkie drzwi po
kolei, dopóki nie uznał, że ma przed sobą sypialnię pani domu. Postawił Susan
i, trochę zaskoczony, rozejrzał się ciekawie po absolutnie kobiecym pokoju:
koronkowe firanki, tapety w delikatny kwiatowy wzór, na łóżku pastelowa
narzuta z satyny...
 Vance tu nie sypiał  stwierdził w końcu.
87
R
L
T
 To była nasza sypialnia  powiedziała Susan przez zaciśnięte gardło. 
Po śmierci Vance'a zmieniłam tu wszystko, kupiłam nowe meble. Nawet
wykładzina jest inna.
 Aóżko?
 Aóżko też. Nowy materac, nowa pościel. Wszystko.
 To dobrze.  W głosie Corda zabrzmiała nuta zadowolenia. Spojrzał na
drzwi naprzeciw łóżka.  Tam jest łazienka?
 Tak, ale dlaczego...
 Dlatego.  Znowu chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą. Zdjął koszulę
i podał ją Susan.
Strasznie powoli myślała, bo dopiero teraz do niej dotarło, co Cord
zamierza zrobić.
 Nie zrobisz tego  powiedziała z niedowierzaniem.
 Dlaczego nie? Musisz tylko dać mi swoją maszynkę, nowe ostrze, ale
najpierw nożyczki.
 Są w szufladzie  wskazała, w której.  Cord, zaczekaj. Ja nie
sugerowałam, żebyś zgolił brodę.
 Jeśli nie spodoba ci się moja ogolona twarz, zapuszczę brodę jeszcze
raz.
Susan przysiadła na desce sedesowej i przyglądała się, jak broda niknie z
każdym kolejnym szczęknięciem nożyczek. Kiedy skończył, wskazała mu
szafkę, w której była golarka. Zmienił ostrze, rozmydlił na skórze żel do
golenia... Zledziła każdy ruch Corda. Była ciekawa, jak będzie wyglądał, ale
też żal było jej brody: była taka miękka i jedwabista, tak miło łaskotała ją w
policzki...
Dziwnie się czuła. Po raz pierwszy od pięciu lat miała sposobność
obserwować mężczyznę przy goleniu. Zdawałoby się zwykła, codzienna rzecz,
88
R
L
T
ale to właśnie takie drobiazgi, składające się na codzienność, dają człowiekowi
poczucie mocnego osadzenia w rzeczywistości. Wspólne śniadanie, obser-
wowanie, jak mój mężczyzna się goli  tak rozmyślała, nie odrywając wzroku
od twarzy Corda, i ten zwykły poranny zabieg wydawał się jej bardziej
podniecający niż najgorętsze pocałunki.
W jakimś momencie spojrzenie Susan zaczęło przesuwać się powoli w
dół. Szerokie ramiona, owłosiona klatka piersiowa, płaski brzuch. Imponująca
muskulatura. I blizny, budzące niepokój ślady burzliwej przeszłości Corda.
Najpierw dostrzegła cieniutką ukośną szramę, która zaczynała się koło pępka i
niknęła w spodniach. Nie mogła się powstrzymać, wyciągnęła dłoń i
przesunęła po niej delikatnie palcem. Były jeszcze dwa inne ślady
odniesionych kiedyś ran: okrągły na ramieniu, zapewne po postrzale, i długa
szrama biegnąca przez żebra, pod pachą, aż do łopatki. Najwyrazniej nie
zawsze udawało mu się uchylić w porę.
Zauważyła, że Cord znieruchomiał, jakby chciał w ten sposób pomóc jej
zaspokoić ciekawość. Zakłopotana, szybko opuściła rękę i odwróciła głowę.
Domyślała się, czuła, że zmywa resztki mydła, wyciera twarz ręcznikiem, ale
nie patrzyła na niego.
 Nie ma w tym nic złego, że chciałaś mnie dotknąć  mruknął.  Czego
się przestraszyłaś?
 Nie chciałam, żebyś pomyślał, że jestem wścibska. Na Boga! 
wybuchnęła.  Te wszystkie blizny... Skąd?
Cord zaśmiał się sucho.
 Takie życie  odpowiedział wymijająco.  Niezbyt komfortowe.
Susan podniosła wzrok i gardło się jej ścisnęło. Nigdy chyba jeszcze nie
widziała u nikogo tak zaciętej, zimnej twarzy. Cord nie miał może klasycznych
rysów, ale była w nich siła znamionująca wojownika, człowieka, który potrafi
89
R
L
T
walczyć, zdobywa to, czego pragnie, i kpi sobie z niebezpieczeństw. Bez brody
 na szczęście nie zgolił wąsów, nie wyobrażała go sobie bez nich  sprawiał
wrażenie jeszcze większego straceńca, desperata. Dotąd myślała, że to broda
nadaje jego fizjonomii desperacki charakter, tymczasem raczej go łagodziła
czy też przysłaniała to, co bezwzględne.
Przyglądał się Susan z kpiną w oczach, jakby chciał jej powiedzieć, że
broda była zręcznym kamuflażem. Lata tułania się po świecie, a i wiek,
wycisnęły na twarzy Corda swoje piętno, ale nie odstręczało ono Susan, raczej
przyciągało, jak ćmę przyciąga blask płomienia.
Zdawała sobie sprawę, że im bardziej atrakcyjna przynęta, tym większe
kryje się gdzieś niebezpieczeństwo. Była zgubiona: jeśli zwiąże się z Cordem,
zniszczy bezpowrotnie wszystko, co dotąd stanowiło o jej życiu, co było jej
życiem. Z natury ostrożna, zawsze pełna rezerwy, dzisiaj była gotowa podjąć
każde ryzyko, odrzucić przeszłość i nie zastanawiać się nad przyszłością. To,
co mogła otrzymać, po co sięgała, warte było wystawiania się na największe
zagrożenia. Otworzyła ramiona; Cord wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni,
położył na łóżku i zaczął całować.
 Tracę dla ciebie głowę  szepnął, odrywając na moment usta od jej ust.
 Dlaczego nie możesz być taka, jak zakładałem?
Zanim zdążyła odpowiedzieć, zamknął jej usta następnym pocałunkiem.
Rozpiął suwak sukni, pieścił już piersi Susan, kiedy rozdzwonił się stojący
przy łóżku telefon.
Cord zaklął pod nosem, ale nie zamierzał przerywać pieszczot.
 Susan! Telefon!  Głos Emily, niosący się z holu, podziałał na oboje
niczym wiadro lodowatej wody. Susan wciągnęła głęboko powietrze.
Dlaczego? Dlaczego akurat teraz?
90
R
L
T
 Susan?  Tym razem w wołaniu Emily zabrzmiało pytanie i Susan
musiała w końcu odpowiedzieć:
 Dziękuję, Emily. Już odbieram  zawołała nieswoim głosem.
 Odbierz, odbierz  burknął Cord  bo gotowa jeszcze tu przyjść. 
Podniósł słuchawkę, podał ją Susan i opadł na poduszki.
 SÅ‚ucham...
 Witaj, kochanie.  Imogene.  Chciałam ci podziękować za wczorajszy
wieczór. Wiedziałam, że nas nie zawiedziesz.
Susan, ciągle jeszcze oszołomiona, nie bardzo rozumiała, o czym
Imogene mówi. Trudno myśleć jasno, kiedy leży się obok Corda...
 Przepraszam, ale nie wiem, za co mi dziękujesz  bąknęła.
 Przecież to oczywiste. Za to, że zajęłaś się jednak Cordem  wyjaśniła
Imogene, trochę zniecierpliwiona, że Susan tak wolno kojarzy.  Pamiętaj, że
masz do stracenia równie wiele jak my. Wydobądz z niego, ile tylko zdołasz.
Wczoraj rozegrałaś sytuację wspaniale...
Susan zerknęła na Corda i zmartwiała: lodowate spojrzenie nie
pozostawiało wątpliwości, że słyszał każde słowo Imogene. Musiał słyszeć,
skoro opierała głowę na jego piersi. Z jakimś okrutnym uśmiechem odebrał
Susan słuchawkę.
 Pospieszyłaś się z podziękowaniami, cioteczko  zamruczał jak wielki
kot: rozkoszne, miękkie tony i ukryta pod nimi grozba.  Powinnaś była
poczekać, aż Susan sama do ciebie zadzwoni.  Powoli odłożył słuchawkę na
widełki i obrócił się ku Susan z tak złowieszczym uśmiechem, że wstrzymała
oddech, czuła jak jej serce staje na moment. Czekała.
 Jesteś piękna  szepnął, nie przestając się uśmiechać.  I gotowa dać mi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •