[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jakieś polecenia na piśmie - wystarczały zwykłe rozmowy i ustalenia ustne. Dopiero teraz ukazał się
wykaligrafowany na dużej karcie sztywnego kartonu grafik:
Pierwsza wachta: Randolph Simes, astronauta Druga wachta: Kapitan Blaine
/Mr. Jones, kandydat/ Trzecia wachta: Kelly, rachmistrz - szef
podpisano /-/ Randolph Simes
astronauta
Pózniej widniał rozkład dyżurów w systemie czterowachtowym, także opatrzony podpisem
Simes'a.
Max popatrzył na ten - jakże znamienny - objaw nowych porządków i zajął się własną pracą.
Nie ulegało wątpliwości, że nowy szef sterowni czuje cos w stosunku do jego osoby, choć sam
obiekt owych szczególnych względów nie miał pojęcia, czemu właściwie powinien je przypisać.
Poza tym doskonale wiedział, iż Simes nie ma zamiaru dopuścić go do samodzielnej pracy
astronauty, a tym samym jego szansę na odebranie pełnego wykształcenia Gildii Astronautów spadły
do zera. O ile oczywiście kapitan Blaine nie zmusi go do sporządzenia pochlebnego raportu, tej
ewentualności nie można było jednak brać na serio pod uwagę. O nastrojach Maxa dobrze może
świadczyć fakt, że ponownie zaczai się zastanawiać nad możliwością ucieczki wraz z Samem. W
każdym razie, jakkolwiek mogłyby się potoczyć coraz bardziej zawikłane sprawy, starał się nie
wchodzić w drogę swemu prześladowcy i przed czasem zażegnywać zalążki konfliktów.
Między Halyconem a Terra Nova mieli tylko jedną tranzycję - skoku o siedemset lat, w połowie
drogi do celu.
Pod koniec pierwszej wachty, odbytej wraz z kapitanem, Max podpisał książkę pokładową, jak
zwykł to od dawna czynić. Skończył służbę i poszedł do kabiny. Położył się się spać.
Zaledwie rzucił się na materac, wezwano go do sterowni. Zameldował się Simes'owi. Ten, nie
odpowiadając na raport, postukał palcem w rubrykę, opatrzoną jego podpisem.
- Co to ma znaczyć?
- Co? ...
- Pański podpis w księdze pokładowej. Przecież to nie pan był oficerem dyżurnym.
- Nie byłem, lecz kapitan najwyrazniej tego właśnie ode mnie oczekiwał. To nie pierwszy mój
podpis. Dotychczas nikt nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń.
- Porozmawiam z kapitanem. Proszę wracać do siebie.
Pod koniec następnej wachty Max otwarł książkę, a ponieważ nie otrzymał żadnych instrukcji,
skierował się do Blaine'a.
- Panie kapitanie. Czy zechce pan własnoręcznie złożyć podpis, czy mam go w tym wyręczyć? ...
- Co proszę? ... - Blaine nie od razu zrozumiał, o co chodzi. Dopiero gdy rzucił okiem na księgę,
uśmiechnął się.
- Ach, tak ... Chyba będzie lepiej, jeśli sam to zrobię. Ciągle mam wrażenie, że szef chce
zaprowadzić swoje porządki. Lepiej go usłuchać.
W ten sposób załatwiono tę sprawę, lecz nie był to koniec całej afery z podpisami.
Wkrótce kapitan zaczął coraz częściej znikać ze sterowni. Wpierw na chwileczkę, pózniej na
dłużej, aż w końcu poszedł do siebie przed zakończeniem wachty i już nie wrócił. Max został
zmuszony obudzić Simes'a.
- Kapitan jest nieobecny, sir. Co mam robić?
- Jak to? ... - astronauta był szczerze zdumiony - Kapitan może robić, co chce, a pana
obowiązkiem jest opuścić sterownię.
- Ale Kelly czeka na zmianę wachty, zaś nie ma nikogo, kto mógłby podpisać księgę. Mam
zawołać kapitana?
- Zawołać kapitana? ... Czy pan oszalał? - W takim razie co pan rozkaże, sir? ...
Chwila ciszy ...
W końcu Simes odzyskał głos.
- Niech pan wpisze nazwisko kapitana, ale drukowanymi literami i z adnotacjÄ… "W imieniu". O
resztę powinien sam pan zadbać. Ostatni tydzień przed tranzycją minął znowu pod znakiem dyżurów
no stop. Max nadal pracował z kapitanem, a Kelly asystował Simes'owi. Tym razem Blaine dał się
poznać jako rygorysta, a gdy Jones chciał rozpocząć pierwsze rachunki, kapitan łagodnie, lecz
stanowczo usunÄ…Å‚ go na stronÄ™.
- Lepiej będzie, jeśli sam się tym zajmę ...
Max zajął więc stanowisko asystenta. Dopiero teraz włosy stanęły mu na głowie dęba, gdyż
właściwie dopiero w tej chwili kapitan zaprezentował swe umiejętności zawodowe w pełnej krasie.
Umiejętności ... Być może kiedyś je posiadał, lecz obecnie z pewnością nie był tym samym
człowiekiem, co dawniej.
Oczywiście, posiadał wystarczającą znajomość teorii, znał wszystkie pułapki, w które może
wpaść nawigator statku, ale nieustannie o nich zapominał, pochłonięty jakimiś innymi myślami,
wiecznie zadumany, niekiedy roztargniony.
Max musiał dwa razy wytężać cały swój kunszt dyplomatyczny, aby w sposób oględny, z
zachowaniem należnego siwej głowie szacunku zwrócić uwagę na kilka szczegółów - a mówiąc po
prostu - błędów, których dopuścił się Elaine podczas obliczania koordynat.
Najgorszy w tym wszystkim był fakt, że kapitan w ogóle nie zdawał sobie sprawy z
konsekwencji swych pomyłek.
Ciągle promieniał samozadowoleniem i niczym się nie przejmował. Gdy nadszedł dzień
tranzycji, Max zorientował się jednak, że Blaine nie ma zamiaru osobiście prowadzić statku, ani nie
myśli przekazać sterów w ręce Simes'a. Kapitan miał swój własny system.
Kiedy wszyscy zebrali się w sterowni, wystąpił z krótkim przemówieniem.
- Chciałbym dzisiaj pokazać panom pewną sztuczkę ... niewielki chwyt, który sprowadza całą
astronautykę do rzędu dziecinnych rozrywek. Doktor Hendrix, choć był znakomitym astronautą ... nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •