[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wszelkich rezerwacji związanych z podróżą.
To był długi dzień, o czym świadczyły jej bo-
lące nogi i plecy. Od chwili kiedy przyszła do pra-
cy o dziewiątej, nie miała żadnej przerwy, a była
już piąta po południu. Isabella nigdy nie patrzyła
na zegarek, ale odkryła, że kiedy zostaje się rodzi-
cem, czas nabiera nowego znaczenia. Staje siÄ™ nie-
skończenie cenny. Teraz niechętnie myślała o każ-
dej chwili spędzanej z dala od swojego małego
synka. Zerknęła na zegar wiszący na ścianie za
długim kontuarem, przy którym w porządny stosik
układała listy przeznaczone do wysłania. Marzyła
o zrobieniu sobie gorÄ…cej, rozluzniajÄ…cej kÄ…pieli.
- Kawy?
Jej jasnowłosa koleżanka nachyliła się nad kon-
tuarem, zaskakujÄ…c IsabellÄ™.
S
R
- Becky! Wystraszyłaś mnie.
- Znowu myślisz o swoim dziecku? - Becky
uśmiechnęła się. Miała zaledwie osiemnaście lat,
odbywała praktyki w bibliotece i dużo do niej
wniosła swoim młodzieńczym entuzjazmem i chę-
cią nauki. Isabella bardzo ją polubiła.
- Któregoś dnia sama się dowiesz, jak to jest
- uśmiechnęła się.
- Dopiero kiedy skończę trzydzieści pięć lat,
nie wcześniej! Zanim się ustatkuję i założę rodzi-
nę, chcę się wybawić za wszystkie czasy! No to jak
z tÄ… kawÄ… - napijesz siÄ™?
- Tak, chętnie... Dzięki.
Kiedy Becky oddaliła się, Isabella, słysząc jakiś
szmer koło drzwi, podniosła wzrok. Jej serce nie-
mal się zatrzymało... To był Leandro!
Pomyślała, że śni. Zamrugała powiekami, żeby
się upewnić, i zrozumiała, że stoi przed nią męż-
czyzna jej marzeń, o którym nie mogła przestać
myśleć. Dłońmi chwyciła się kontuaru, aby nie
stracić równowagi. Nawet z takiej odległości czu-
Å‚a, jak pali jÄ… spojrzenie jego zniewalajÄ…cych oczu.
Miał na sobie długi, modny płaszcz, ciemną koszu-
lę i dżinsy. Ze swoimi zburzonymi włosami, rzez-
bioną linią szczęki i ciemną karnacją wnosił po-
czucie niebezpieczeństwa do spokojnego wnętrza
publicznej biblioteki. Isabella poczuła suchość
w ustach i wiedziała, że nie tylko jej oczy śledzą
S
R
tego przystojnego mężczyznę. Leandro hipnotyzo-
wał swoją obecnością.
- Buenos dias, Isabella.
- Jak... Jak mnie znalazłeś?
Uśmiechnął się, ukazując rząd białych zębów
i pociągający dołek w jednym kąciku ust.
- Chodziłem po okolicznych bibliotekach. To
jest trzecia... Mam szczęście, prawda?
Isabella przypomniała sobie, jak przed rozsta-
niem powiedziała mu, że pracuje w Highgate.
Zastanawiała się, dlaczego tak długo go nie było
i czy musiało upłynąć aż osiemnaście miesięcy,
zanim postanowił się z nią spotkać. Co więcej, po
co w ogóle przyjeżdżał? Zcisnął jej się żołądek,
kiedy zwróciła myśli ku swojemu synowi... Ku
synowi Leandro.
- Nie rozumiem, co tutaj robisz - szepnęła,
splatajÄ…c nerwowo palce u rÄ…k.
Znalezienie siÄ™ tak blisko Isabelli, po osiemnas-
tu długich miesiącach, sprawiło, że jego serce biło
w zmysłowym podnieceniu. Ta reakcja mówiła
mu, że dobrze zrobił, próbując ją odnalezć. Teraz
pragnął tylko jednego. Być z nią sam na sam.
Irytowało go, że tak długo pracowała. Przesunął
wzrokiem po jej zgrabnej figurze, którą podkreś-
S
R
lała jeszcze obcisła ciemnozielona bluzka i długa
czarna spódnica.
- Chciałem cię jeszcze raz zobaczyć.
- Dość trudno w to uwierzyć po tak długim
czasie... - odparła obronnym tonem, czując, że
głos uwiązł jej w gardle.
Wzruszył ramionami, przekonany, że w końcu
ją do siebie przekona. Czuł, że jego obecność nie
jest dla niej obojętna.
- O której kończysz? Musimy porozmawiać.
- Musimy? - W jej oczach błysnęła irytacja.
- Niczego nie muszę! Nie byłeś nawet na tyle
uprzejmy, żeby dać mi swój numer telefonu, kiedy
żegnaliśmy się w Hiszpanii! A teraz pokazujesz się
tutaj jak gdyby nigdy nic, jakbyśmy się widzieli
wczoraj! - Podniosła głos, nie zwracając uwagi na
przyglÄ…dajÄ…cych siÄ™ im ludzi. Policzki Isabelli za-
różowiły się ze złości.
Leandro nie spodziewał się, że zostanie tak
ostro przyjęty.
- Dobrze, ale przecież znasz powód, dla które-
go nie dałem ci mojego numeru! To nie jest czas
ani miejsce na taką rozmowę. Powinniśmy to wy-
jaśnić, kiedy będziemy sami. Pytam się jeszcze
raz, o której kończysz? - patrzył na nią prze-
szywającym wzrokiem. Isabella westchnęła głębo-
ko i Leandro dostrzegł, jak bluzka opina się na jej
kształtnych piersiach. Przełknął ślinę, obserwując,
S
R
jak bierze stos białych kopert i przyciska je do
siebie niemal obronnym gestem.
Isabella nie ufała własnemu głosowi. Miała
ochotę zaszyć się gdzieś i wypłakać. To jednak nic
by nie zmieniło i zdawała sobie sprawę, że roz-
mowa z Leandrem jest nieunikniona i że w końcu
musi powiedzieć mu o synu. Tak naprawdę nigdy
nie chciała trzymać jego istnienia w sekrecie. To
Leandro do tego doprowadził, nie dając jej numeru
telefonu ani żadnej sposobności skontaktowania
się ze sobą. Z jednej strony chciała, żeby wiedział,
że jest ojcem jej dziecka, z drugiej obawiała się
jego reakcji.
- Kończę o piątej trzydzieści, ale dziś nie mam
czasu. Dam ci mój numer telefonu i możemy
umówić się na jutrzejszy wieczór. - Isabella mu- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •