[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Do salonu? - Zmarszczyła czoło. - No tak, pewnie tam jest cieplej...
- Zdecydowanie.
- Kiedy zeszłam na dół, dorzuciłam kilka polan do kominka.
- Bardzo przewidująco.
Ujął ją za łokieć i pchnął lekko ku drzwiom.
93
- Musimy wziąć jedzenie.
- Jakie jedzenie?
Parsknęła śmiechem. Chciała zawrócić, ale jej nie pozwolił. W skromnie umeblowanym
salonie trzaskał wesoło ogień.
- Jeszcze chwila, a od nowa trzeba będzie podgrzewać zupę.
- Nie szkodzi - szepnął, rozpinając jej koszulę.
- Vance! - Shane odepchnęła jego dłoń. - Bądz poważny.
- Jestem - rzekł, ciągnąc ją na miękki, owalny dywan. - Jestem śmiertelnie poważny.
- Nie będę podgrzewać zupy - oznajmiła butnie.
- Słusznie. - Rozsunął poły koszuli. - Zimna na pewno też jest pyszna.
- Zimna? - Prychnęła pogardliwie. - Zimna jest paskudna.
- Wciąż jesteś głodna? - spytał, zaciskając dłonie na piersiach Shane.
W jej policzkach pojawiły się dwa dołeczki.
- Bardzo! - odparła, przywierając do niego.
Tym razem to ona była stroną aktywną. Pieściła go, drażniła się z nim, gładziła. Ilekroć
nie mógł powstrzymać jęku rozkoszy albo szeptem wymawiał jej imię, wstępowała w nią
nowa siła i coraz większa odwaga. Bawiło ją poczucie władzy, ekscytowało odkrywanie
tajemnic jego ciała. Miała wrażenie, że nigdy się nim nie nasyci.
Z trudem oddychał, serce waliło mu młotem. Z jednej strony chciał, by pieszczoty trwały
bez końca, by Shane delikatnym dotykiem doprowadzała go na skraj szaleństwa, z
drugiej zaś pragnął się z nią połączyć, by razem przeżyć chwile ekstazy. Przesunęła się
do góry i sama wprowadziła go do środka. Była wilgotna, gorąca, rozpalona. Nie czuł, jak
wbija mu paznokcie w ciało, nie słyszał jej dyszenia. Napierał z całej siły, mocno, szybko,
ona zaś odpowiadała ruchami bioder. I wreszcie tama pękła: potężny wir przeniósł ich w
inny świat.
- Przepraszam - szepnął. - Jesteś taka szczuplutka, taka krucha. Nie chciałem być
brutalny...
Potargała mu ręką włosy.
94
- Było cudownie.
Podobał mu się ten senny, rozmarzony wyraz twarzy: wpółprzymknięte powieki,
zamglone spojrzenie, nabrzmiałe od pocałunków usta. A do tego gładka, ciepła skóra,
którą barwiły na złoto tańczące w kominku płomienie ognia.
- Kocham cię - szepnęła. - Będę ci to powtarzać do znudzenia.
- Do znudzenia? - Przytulił ją mocniej. - Te słowa nigdy mi się nie znudzą.
- Mmm - zamruczała cicho. - Ogień powoli wygasa.
- Mmm.
- Może trzeba dorzucić polan?
- Mmm.
- Vance. - Uniosła głowę. - Nie waż się iść spać. Jestem głodna.
- Boże, ta kobieta jest nienasycona. - Wzdychając, ponownie zacisnął dłoń na jej piersi. -
Ale może, z pomocą drobnej zachęty, znajdę w sobie dość siły...
- Nie zrezygnuję z zupy - oznajmiła stanowczo Shane, nie wykonała jednak żadnego
ruchu, aby powstrzymać jego palce. - I ty ją podgrzejesz, nie ja.
- No dobrze. - Na moment zamyślił się. - Nie boisz się, że coś sknocę? Albo przypalę?
- Nie, mam pełne zaufanie do twoich zdolności kulinarnych.
- Tego się właśnie obawiałem. - Usiadłszy, wciągnął dżinsy. - W takim razie ty dorzuć do
kominka.
Kiedy wyszedł do kuchni, przez chwilę leżała bez ruchu, oddając się marzeniom. Syk
ognia działał na nią kojąco. Potem wciągnęła miękką flanelową koszulę, która wciąż
pachniała Vance'em. Czy naprawdę jej potrzebuje? - zastanawiała się sennie. Owszem,
kocha ją, ale instynktownie wyczuwała, że jest mu również potrzebna. %7łe w jakiś dziwny
sposób samą swoją obecnością pomaga mu pokonać złość, nieufność, ból. Ciekawe, co
sprawiło, że przybrał maskę cynika? Przyznał, że przeżył bolesne rozczarowanie. Na kim
lub na czym się zawiódł? Na kobiecie, na przyjacielu, na wartościach?
Dumała nad tym wszystkim, wpatrując się w rozżarzone polana. W mężczyznie, którego
pokochała, tkwił głęboko skrywany niepokój. Wyraznie pobrzmiewał w pytaniu, jakie jej
dziś zadał: czy zaakceptuje go takim, jakim jest. Wiedziała, że musi uzbroić się w
cierpliwość, czekać, aż sam będzie gotów wyjawić jej swoje tajemnice. Zapięła koszulę.
95
Niełatwo jednak czekać bezczynnie, kiedy się kocha. Ale cóż, obiecała mu, że dziś
wystarczy jej jego miłość; o problemach, jakie go dręczą, mogą porozmawiać jutro.
Zanim wyszła do kuchni, dorzuciła do kominka.
- Nareszcie - oznajmił chłodno Vance, gdy w końcu stanęła w drzwiach. - Nie cierpię, jak
jedzenie stygnie.
- Najmocniej pana przepraszam. Postąpiłam haniebnie.
Postawił talerze na stole.
- W porządku, przeprosiny przyjęte - rzekł wyrozumiałym tonem. W jego oczach lśniły
wesołe iskierki. - Kawy?
- Nie, dziękuję. - Wzdrygnęła się. - Nienawidzę rozpuszczalnej.
- Ja też.
- Kupię ci ekspres. - Uśmiechnąwszy się, podniosła łyżkę i zaczęła jeść. Zupa była
gorąca, świetnie przyprawiona. - Pycha! Boże, jaka jestem głodna.
- Nie powinnaś opuszczać posiłków.
- Warto było. Ten sheridan jest niesamowity. - Wzruszyła ramionami. - Po powrocie do
domu zamierzałam zjeść wczesną kolację, ale... co innego zaprzątnęło moją uwagę -
dodała ze śmiechem.
Vance ujął jej rękę, podniósł ją do ust, po czym wbił zęby w kłykieć.
- Au! - Wyrwała mu rękę. - Kiedy tu przyszłam, naprawdę byłam wściekła.
- Ja też - zapewnił ją.
- Ale ja przynajmniej potrafię nad sobą panować.
Zakrztusił się ze śmiechu.
- Miałam ochotę cię walnąć - wyjaśniła.
- Wielką ochotę.
- A ja tobą z całej siły potrząsnąć. - Na moment zamilkł, po czym ciągnął, starannie
dobierając słowa: - Shane, czy możesz chwilę się wstrzymać ze sprzedażą tego
kompletu z jadalni?
96
- Vance...
Ponownie ujął jej dłoń.
- Tylko nie mów, że nie mam prawa się wtrącać. Kocham cię.
Marszcząc czoło, mechanicznie mieszała łyżką w zupie. Nie chciała mu mówić o
rachunkach czekających na zapłatę. Po pierwsze, wierzyła, że prędzej czy pózniej
rozwiąże swoje problemy finansowe, a po drugie, po co ma obciążać nimi Vance'a?
- Wiem, że kierowała tobą troska o mnie - zaczęła wolno. - Doceniam to. Ale zależy mi
na tym, żeby moja przygoda z antykami zakończyła się sukcesem. - Napotkała jego
wzrok. - Jako nauczycielka nie poniosłam porażki, ale też nie osiągnęłam jakiegoś
porażającego sukcesu. Teraz... zobaczysz, rozkręcę ten interes.
- Jak? Sprzedając cenne pamiątki po babci? - Po jej minie widział, że poruszył czułą
strunę. - Shane...
- Nie twierdzę, że to dla mnie łatwe - przerwała mu i westchnęła ciężko. - Sentymentalna
marzycielka musi stać się osobą praktyczną, twardo stąpającą po ziemi. Ten komplet do
jadalni zajmuje mnóstwo miejsca i jest sporo wart, a mnie miejsce się przyda, pieniądze
zaś pomogą przetrwać jakiś czas. Poza tym... - Potrząsnęła głową. - Zrozum, wolałabym
się jak najszybciej pozbyć tych mebli, niż patrzeć na nie, wiedząc, że są na sprzedaż. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl