[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Potem odstawiłam dzbanek na rozgrzaną płytę
i wróciłam do Coopera.
Peter popatrzył na mnie znad brzegu kubka. Nie
skomentował mojej zmiany miejsca, może nawet jej
nie zauważyÅ‚. Cichym gÅ‚osem, w którym pobrzmie­
waÅ‚a jednak coraz wiÄ™ksza stanowczość, kontynuo­
wał rozmowę.
- Jeśli ani ty, ani nikt z załogi nie maczał palców
w przemycie brylantów, to w jaki sposób trafiły one
na pokład Swobody!
- Nie wiem - burknÄ…Å‚ Cooper.
- Nie masz żadnej teorii?
- Przypuszczam, że wniesiono je, kiedy cumo­
waliśmy w Grand Bank.
- Wniesiono? To znaczy, kto wniósł?
- Gdybym wiedział, nie siedziałbym tu teraz,
- A gdzie byś był?
- Na morzu. Aowiłbym ryby.
- Aódz została skonfiskowana - wyjaśniłam
44 DOM NA KLIFIE
Peterowi. - ZaÅ‚oga wystÄ…piÅ‚a o zasiÅ‚ek dla bezrobot­
nych. Wszyscy na tym tracÄ….
W oczach Petera dojrzałam błysk współczucia.
Po chwili ponownie zwrócił się do Coopera.
- Dlaczego ktoś wybrał akurat Swobodę!
- Bo pÅ‚ywamy wedÅ‚ug ustalonego harmono­
gramu. JesteÅ›my punktualni, spolegliwi i nieza­
wodni. Nikt nigdy nie miaÅ‚ do nas żadnych za­
strzeżeń.
- Aż do teraz.
Cooper nic nie odpowiedział. Ponieważ stałam
za nim, nie widziałam jego twarzy, ale byłam
pewna, że usta ma mocno zaciśnięte. Czułam bijącą
od niego wściekłość, nad którą z trudem panował.
PodejrzewaÅ‚am, że jeszcze chwila i wyjdzie, trzas­
kając drzwiami, a na to nie mogłam pozwolić. Czym
prędzej więc się za nim ujęłam.
- Cooper naprawdÄ™ jest niewinny. Znam go od
dziewięciu lat; w tym czasie ani razu nie zrobił nic,
do czego można by się przyczepić. Prowadzi rejestr,
w któiym szczegółowo notuje, dokąd wypływa, na
jak długo, co złowił i w jakiej ilości. Władze
portowe mają do niego pełne zaufanie. Ja również.
Po prostu ktoś go wykorzystał, a my musimy
odkryć, kto to był.
- Co proponujesz? - spytał Peter. - Masz jakiś
pomysł?
- Chciałam cię spytać o to samo.
Wypił kilka łyków kawy, odstawił kubek na stół,
odchylił się.
Barbara Delinsky 45
- Mogę porozmawiać z policją. Wprawdzie
gliniarze są przekonani, że mają winnego, ale mogę
im zasiać trochÄ™ wÄ…tpliwoÅ›ci. Zaszkodzić nie za­
szkodzi, ale czy pomoże? Wątpię. Nie sądzę, aby
jeszcze raz chcieli przeprowadzić Å›ledztwo. - Po­
patrzył na Coopera, potem na mnie. - Możemy sami
to zrobić, trzeba by wynająć detektywa... Ale to
kosztuje.
- Nie - sprzeciwił się Cooper. - Nie będziemy
nikogo wynajmować.
Zacisnęłam rękę na jego ramieniu.
- Pomyślimy o tym - zwróciłam się do Petera.
- Co jeszcze możemy zrobić?
- Rozmawiać - odparł. - Z każdym, kto ma
cokolwiek wspólnego z Cooperem i jego pracą.
W pierwszej kolejnoÅ›ci z czÅ‚onkami zaÅ‚ogi. Każ­
demu z nich chciałbym zadać kilka pytań.
- Nie denerwuj siÄ™ - powiedziaÅ‚am cicho, wy­
czuwajÄ…c, jak Cooper siÄ™ spina. - Peter ma racjÄ™.
Nawet jeśli nic nie wiedzą, mogą wystąpić jako
świadkowie obrony.
- No widzisz? Chciałem uniknąć tego całego
zamieszania.
- I co byś zrobił? Miałeś inne wyjście?
- Mogłem zwrócić się o pomoc do McHen-
ry'ego.
- McHenry by sobie nie poradziÅ‚. - WestchnÄ™­
Å‚am gÅ‚oÅ›no. - Cooper, przecież już o tym roz­
mawialiśmy. McHenry załatwił ci zwolnienie za
kaucją. Trwało to dwa razy dłużej, niż powinno.
DOM NA KLIFIE
46
Tak, podjÄ…Å‚by siÄ™ twojej obrony. I masz racjÄ™, nie
zadawałby pytań, nie zawracałby nikomu głowy.
Ale nie wywalczyłby dla ciebie uniewinnienia.
A przecież o to chodzi. Inaczej trafisz za kratki.
- Wiem - warknÄ…Å‚ zniecierpliwionym tonem
Cooper.
Ale ja jeszcze nie skończyłam mówić. Czasem
jak zacznę, to trudno mnie powstrzymać.
- Zbyt ciężko pracowałeś, żeby wszystko teraz
zaprzepaścić. Nie pozwolę ci pójść do więzienia.
Pomyślałeś o Benie? Co z nim będzie, jak cię
zamkną? Co będzie ze mną? - Wbiłam oczy
w Petera. - Uzasadniona wątpliwość, tak? To by
wystarczyÅ‚o, prawda? Trzeba przedstawić im uza­
sadnionÄ… wÄ…tpliwość? - IgnorujÄ…c dzwoniÄ…cy te­
lefon, ponownie zwróciłam się do Coopera: - Nie
twierdzę, że to będzie łatwe, ale wierzę, że Peter
potrafi oczyścić cię z zarzutów. Musisz jednak
mu pomóc, wszyscy musimy z nim współpraco­
wać.
- Mógłbym w tym czasie łowić ryby...
- Oczywiście. A ja mogłabym lepić garnki. Ale
to jest ważniejsze, Cooper. Chodzi o twoją wolność,
o twoje życie.
- Moje życie? - mruknął pod nosem. - A czy
ono jest cokolwiek warte? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •