[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Trudno to nazwać pracą. Zresztą, to było tak dawno - odparła w zamyśleniu.
Istotnie, był czas, że uwielbiała godzinami przesiadywać w redakcji, rozmawiać z ludzmi,
przyglądać się ich pracy. A nawet wdychać zapach farby drukarskiej.
- Coś się wydarzyło? Zaprzeczyła ruchem głowy.
- Po prostu dorosłam. Zresztą, wszyscy byli zbyt zajęci, by zajmować się dzieckiem, jakim wtedy
byłam. Przeszkadzałam im.
Pionowa, wysoka zmarszczka pojawiła się na czole Chase'a.
- Tak powiedział ci ojciec?
Alysia nie odezwała się. Nawet nie wiedział, jak blisko był prawdy.
- No dobrze. - Dopił ostatni łyk kawy. - Pokażę ci, co przygotowałem dla ciebie na dzisiaj.
Usiadł za biurkiem. Patrzyła, jak jego długie i smukłe palce sprawnie biegają po klawiaturze
komputera. Spojrzenie miał poważne i skupione.
- Wszystko jasne? - zapytał, kiedy już skończyli.
- Jak do tej pory, tak.
- Jeśli będziesz miała jakiekolwiek wątpliwości, poproś o pomoc Glenys. Albo zwróć się
bezpośrednio do mnie. Zgoda?
Skinęła głową.
Do lunchu udało jej się uporać z połową zadań, jakie otrzymała do zrobienia. W czasie przerwy
obiadowej Chase zaprowadził ją do baru, tego samego, w którym siedziała już połowa pracowników
redakcji.
- Allie, nie daj mu się zbyt wykorzystywać! - wykrzyknął na ich widok Howard.
- Bez obaw - odpowiedziała mu z uśmiechem.
- Jak to, nie masz nic przeciwko temu, że tak cię nazywa? - zdziwił się Chase, kiedy zajęli już swoje
miejsca przy stoliku. - Allie?
- Kto, Howard? - upewniła się. - Nie. Znam go od zawsze. Jest dla mnie prawie jak wujek.
- Jak członek rodziny?
Miała wrażenie, że ostatnie słowo w jego ustach zabrzmiało jakoś szczególnie.
- Coś w tym rodzaju - przyznała.
- Więc zostałaś asystentką Chase'a. - Spencer w zamyśleniu pokiwał głową.
- Odkąd znalazłeś się w szpitalu, na niego spadła cała masa dodatkowych obowiązków. On i Glenys
zasłużyli na odpoczynek.
- Glenys jest dobrą pracownicą - przyznał dziwnie zamyślony. - Lojalną i uczciwą.
- Wiesz, cała redakcja przesyła ci pozdrowienia.
Alysia raz jeszcze popatrzyła na bukiet kwiatów, jakie za jej pośrednictwem przesłali swemu
szefowi pracownicy. Spencer również rzucił okiem w tamtym kierunku. I Alysia z ulgą zauważyła,
że na jego twarzy pojawił się uśmiech.
Kiedy kilka dni pózniej zadzwoniono do niej ze szpitala z wiadomością, że jeszcze tego samego dnia
może zabrać ojca do domu, wprost nie posiadała się ze szczęścia. Natychmiast pobiegła do sypialni,
by przygotować czyste rzeczy do przebrania.
Zawsze, ilekroć tu zaglądała, nie mogła pozbyć się wrażenia, że robi coś, czego nie powinna robić.
Tak jak wtedy, kiedy po pogrzebie matki zajęła się wyschniętym, stojącym na stoliku przy łóżku
bukietem. Chciała napełnić wazon wodą, sprawić, by kwiaty znowu ożyły. Być może podświadomie
pragnęła ożywić w ten sposób wspomnienie zmarłej matki. Być taka, ja ona. Nigdy nie zapomni
smutku w głosie ojca, który zastał ją wtedy w sypialni.
- Jesteś dobrym dzieckiem, Alysio, ale nie rób tego nigdy więcej. Słyszysz? Twoja matka nie żyje.
Nigdy więcej nie próbuj jej zastąpić.
I wazon stał tu, na stoliku, do dzisiaj. Czysty i suchy. A wszystkie inne rzeczy należące do zmarłej
lub mogÄ…-
ce budzić bolesne wspomnienia, zostały rozdane organizacjom dobroczynnym.
, Otworzyła drzwi garderoby. Wszystko, czego potrzebowała, znajdowało się w zasięgu ręki.
Koszula, bielizna, skarpetki. Nagle jej wzrok przyciągnął jakiś jaśniejszy, błyszczący skrawek
materiału, wynurzający się gdzieś spomiędzy koszul Spencera. Wyciągnęła rękę i dotknęła czegoś
miękkiego i różowego. Damska koszula nocna. Matka nie miała przecież takiej. A może tylko nie
pamiętała? Znów poczuła się jak intruz. Zamknęła drzwi garderoby i szybkim krokiem wyszła z
sypialni.
Tak jak powiedzieli lekarze, najbliższe tygodnie Spencer powinien spędzić w miejscu najlepszym
dla rekonwalescenta - we własnym domu. O powrocie do pracy musiał na razie zapomnieć. W tej
sytuacji Alysia zaproponowała, że na jakiś czas również zrezygnuje z pracy, by w każdej chwili być
do dyspozycji ojca.
- Daj spokój, córeczko - usłyszała w odpowiedzi. -Nie wypuściliby mnie przecież ze szpitala, gdyby
uważali, że wymagam dwudziestoczterogodzinnego nadzoru. Zresztą, bardziej teraz przydasz się w
redakcji. Z tego, co mówi Chase, radzisz tam sobie całkiem niezle.
Zbyt dobrze znała ojca i wiedziała, że dalsza dyskusja nie ma sensu. Zrobiła więc, jak radził.
Pewnego dnia Chase poprosił ją o przygotowanie reportażu z uroczystości, jaka miała się odbyć w
jednej ze szkół. Nie kryła zaskoczenia.
- Ja? - powtórzyła ze zdziwieniem.
- Masz zamiar chyba zostać kiedyś prawdziwym reporterem? A może się mylę? - Wręczył jej kartkę
z najważniejszymi wytycznymi. - Materiał potrzebny jest mi na jutro rano. Nie więcej niż pięćset
znaków.
Następnego ranka Alysia z dumą położyła maszynopis na biurku Chase'a. Ten wziął go do rękfi z
nieod-gadnioną miną przebiegł wzrokiem.
- Mówiłem, nie więcej niż pięćset znaków - odezwał się w końcu.
- Tak, wiem, ale... - próbowała się bronić. Zrobiło jej się przykro. Do tej pory sama nawet nie
zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo liczyła na najmniejszą choćby pochwałę z jego ust. -
- To... - wskazał ręką maszynopis - ...musi liczyć około siedmiuset.
- Dokładnie sześćset sześćdziesiąt cztery. Cały opis uroczystości, łącznie ze skrótem
najważniejszych wystąpień. Potrzebowałeś żywej historii. Oto ona.
- Czy podczas studiów nie mówili wam, jak ważna jest wewnętrzna dyscyplina, którą powinien
narzucić sobie reporter? Nigdy nie wspominali o odpowiedniej długości artykułów?
- Dokładnie tylu słów potrzeba, by opisać to, co widziałam.
Chase spojrzał na nią znad maszynopisu. Poczuła nagle przeszywający ją na wskroś chłodny
dreszcz.
- Rozumiem więc, że nie będziesz chciała tego skrócić? - zapytał.
Nie zdążyła jednak w pełni ucieszyć się odniesionym zwycięstwem, kiedy dodał:
- W takim razie ktoÅ› z korekty zrobi to za ciebie.
- Za mnie? - powtórzyła, jakby nie wierząc własnym uszom.
- Na tym polega ich praca - potwierdził sucho. -Następnym razem musisz się bardziej postarać.
- Ale... - próbowała protestować, z całych sił usiłując jednocześnie powstrzymać cisnące się do oczu
Å‚zy.
Musiał to chyba zauważyć, bo nieoczekiwanie poprosił:
- Podejdz do mnie.
- Co takiego?
- Podejdz do mnie. Stań tutaj.
Stanęła za jego plecami, jak prosił. Chase sięgnął po ołówek i powoli, linijka za linijką, ponownie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •