[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Patrzył przez chwilę za niknącym tyłem autokaru, a potem zarzucił plecak i powlókł się w dół szeroką
ulicą Chałubińskiego. Wiedział jedno; ją przewiezli na pewno do szpitala w Zakopanem. Za wszelką cenę
musi się tam jutro dostać...
 No, i jak leci?
 Zwyczajnie  Staszek wzruszył ramionami.  Dyżury w centrali i w schroniskach, od czasu do
czasu coś poważnego, oczywiście w nocy i w ..goprowską" pogodę. Kupa drobnych interwencji, jak siedzisz
w terenie. I kocioł w zimie, że ledwo się wyrabiasz. Normalka. Znasz to przecież. Tu się nic nie zmienia.
Faktycznie, znałem. Tu się nic nie zmienia. Nawet ta dyżurka centrali w Dworcu Tatrzańskim cały
czas jest taka sama. Siedzieliśmy w niej. leniwie paląc papierosy po gorączce ostatnich godzin. Przebiegiem
wzrokiem znajome kąty.
 Słyszałem, że się przenosicie?
 Tak. podobno  potwierdził tkwiący przy radiotelefonie Kazik. Nie zdziwiłem się słysząc coś jakby
żal w jego głosie.  Na 15 grudnia.
 Uwierzę, jak tam będziemy  Staszek zawsze był sceptykiem.  Od lat o tym się mówi. Aaaa 
machnął ręką.  Powiedz lepiej, co u ciebie? Siedem lat, chłopie...
Pokiwałem głową.
 Siedem lat  powtórzyłem wolno i zamilkłem. O czym miałem mówić? Tyle było tematów, o któ-
rych chciałem im powiedzieć i tyle się wydarzyło, że pomieszało się wszystko i praktycznie nie było o
czym.  A, tak  powiedziałem w końcu.  Jakoś się kręci.
 Chodzisz w góry? Coś cię nie widuję.
 Trochę. Ale bardziej...  uśmiechnąłem się  ...turystycznie. Taka włóczęga... Dopiero ostatnio, w
tym roku. z Maćkiem nieco ostrzej. Granaty. Kozic i teraz przerzuciliśmy się do Morskiego. Byliśmy na
Niżnich przez. Igły. a jutro chcieliśmy porozmawiać ze wschodnią Mięgusza. Kurczab  dodałem wyja-
śniająco nazwę drogi.  Ale w tej sytuacji... Odłożymy to do środy.
 Właśnie  wmieszał się Kazik.  Co tam się naprawdę stało?  Miał dziś dyżur w centrali i ster-
cząc przy tubce, jak to nazywaliśmy, nie słyszał całości, którą innym zdążyłem już opowiedzieć.  Ta bab-
ka sama nie spadla?
 Uważam, że nie  odpowiedziałem twardo. Posłuchaj...
Możliwie syntetycznie przekazałem mu wszystko, co wydarzyło się do tej pory i co  w świetle mo-
ich podejrzeń  miało miejsce. Poruszyło go to wyraznie.
 Aadnie. Teraz rozumiem, dlaczego tak nalegałeś, żeby powiadomić stróży. Ale numer...  pokręcił
głową.
Numer... Faktycznie, niezły. Niczego jednak ta konstatacja nie zmieniała. Uzmysłowiłem sobie nagle,
że była chyba niepotrzebna. Ile. do diabla, mówimy niepotrzebnych rzeczy...
*
Maciek musiał włączyć dopalacz, bo czas nie zaczął mi się nawet dłużyć, gdy usłyszałem znajomy
warkot, który rychło przeszedł w huk. zwielokrotniony echem odbitym od pobliskich skalnych ścian. Mgły
się akurat trochę podniosły i zobaczyłem MI 2 wlatujący w posępny kocio! Czarnego Stawu. Manewrując
z piekielną zręcznością wysadził kilku ludzi i odleciał nad Morskie. Nieodmiennie podziwiałem, jak latali na
tych przyciężkich przecież maszynach nasi piloci. Prostopadle w dół nic nie było z niego widać, a oni, kie-
rowani jedynie gestami, potrafili lądować na Buli pod Rysami! Kto to mógł być tym razem? Pewnie Janusz,
jeśli jeszcze lata. Potrafił się wcisnąć między czubki świerków a pułap chmur, gdy tylko było więcej o pół
metra niż wysokość Zmigłowca. No. może metr...
MI wrócił na sygnały jednego z nas. Robert i jeszcze jeden młody gość, którego nie znałem, wskoczyli
do środka i maszyna podniosła się trochę Dyrygowali nami. a my podwieszaliśmy na sztywno w siatce
porozbijane ciało. Ona nadal żyła! Ruszaliśmy się wszyscy jak wojska desantowe w czasie ataku i galopem
było to gotowe. Zmigłowiec uniósł się po spirali, zawinął nad nami szerokim łukiem i odleciał z gór. Wolno
zeszliśmy do schroniska, choć mnie właściwie mocno się śpieszyło. Tyle tylko, że moje własne biegi nic by
tu nie dały... Zabrałem się do samochodu i razem z wyprawą wróciłem do Zakopanego. W czasie jazdy
uzmysłowiłem sobie, że trzeba było najpierw zadzwonić ze schroniska i w ten sposób zawiadomić milicję, a
nie dopiero osobiście... Co za dzień!
Porucznik, do którego się zwróciłem, o nosie w kształcie góralskiej siekiery, sprawiał wrażenie, że w
pracy kieruje się głównie węchem i był sympatyczny jak kelner bezpośrednio po stwierdzeniu, że goście nie
mają forsy na zapłacenie rachunku. Z trudem go przekonałem, żeby chociaż sprawdził meldunki w hotelach
i zrobił jeszcze kilka prostych rzeczy w rodzaju powiadomienia Jastrzębskiego. Miał to zrobić jutro z rana. O
blokadzie nie chciał nawet słyszeć.
 Czy pan zwariował?  pytał ironicznie, co prawda nie bez pewnej dozy słuszności.  Jak sie panu
zdaje, ilu ja mam ludzi? Kogo mam łapać? Jak on wygląda? A jeśli miał samochód? Szlaban na szosie też
mam postawić? Jeśli jest tak. jak mówicie, to jego od paru już ładnych godzin nie ma na tym terenie! Wie-
cie, ile odeszło od tego czasu pociągów i autobusów? Wcześniej trzeba było... Ta kobieta przecież żyje? 
dopytywał się.  No. więc musimy poczekać, aż ona odzyska przytomność! Bez tego...  I tak dalej.
 Nalegałem, ale wynik był mizerny  teraz dopiero odparłem Kazikowi.
 Trochę słuszności to ten porucznik miał  skrzywił się Staszek.  Kogo on miał łapać? Ducha?
Jeśli ona wyżyje, to sprawa się wyjaśni.
 Może...
 Ciekawe, co to za facet...
 Wariat, mówię wam  tonem głębokiego przekonania włączył się Jasiek.
 Nie wiadomo, chłopie. Pamiętasz... Zaczęli rozmawiać podekscytowani. Przestałem słuchać. Miałem
dość tych jałowych spekulacji. Zaczęło narastać we mnie podejrzenie, które zakiełkowało, jak sądziłem,
podczas czekania na GOPR w tej płytkiej nyży w kominie obok ciała, jeszcze żywego, ale ja za dużo już
widziałem takich skórzanych worków wypełnionych pogruchotanymi kośćmi, żeby mieć jakiekolwiek złu-
dzenia! Teraz zdałem sobie nagle sprawę, że tkwię w orbicie tej historii od dawna, od tej chwili, gdy po raz
pierwszy powiedział o niej Jurek. Jak głęboko musiała we mnie zapaść! Czy tylko dla tej niecodziennej po-
gody zlazłem dziś z Niżnich Rysów na Białczańską? I po co powiedziałem o tym Maćkowi? Przecież po
to. żeby dotrzeć do ludzi z pogotowia, bo sam jakoś czułem się niezręcznie... Dotrzeć do nich, do swoich
starych kumpli i spytać  o co? O tę historię sprzed roku! Może i racja, to co mówił kiedyś brał. że ja jesz- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl