[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pewności, czy ona również może go pokochać. Och, na pewno
darzyłaby go troską i uwagą, ale to nie to samo, co być kochanym -
ciałem, sercem i duszą.
Jedyny sposób, by walczyć z tym narastającym przyciąganiem, to
trzymać się od niej na dystans. Ale za każdym razem, gdy wyznaczał
symboliczną granicę, Rebecca nieświadomie, wręcz nonszalancko ją
przekraczała. Nieustanie przychodziła do niego po radę. Czy ściany w
budynku dla chłopców powinny być niebieskie, czy też zielone? Czy
lepiej zacząć od dziesięciorga dzieci, czy od dwanaściorga? Czym
chłopcy lubią się zajmować w wolnych chwilach? Czy mieszkania
wychowawców są wystarczająco duże?
Co gorsza, syn, którego bardzo pragnął mieć, w jego wyobrazni
stał się niebezpiecznie podobny do Rebeki. Wcześniej wydawało mu
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
się, że to nie ma znaczenia, jaka kobieta będzie matką jego dzieci.
Teraz stało się to bardzo ważne. Nie miał pojęcia, co zrobi, jeśli
Rebecca nie zajdzie w ciążę przed upływem roku.
Od strony ogrodzenia dla kucyków rozległ się wybuch śmiechu.
Zach przymrużył oczy i wpatrzył się w Rowleya, który stał z
uśmiechem przyklejonym do warg, wysuwając biodro do przodu.
Rebecca położyła rękę na jego ramieniu, on zaś pochylił głowę w jej
stronę i uważnie słuchał tego, co mówiła. Wyciągnął rękę i pomógł jej
usiąść na żerdzi ogrodzenia. Nie cofnął jednak ręki. Pozostała oparta na
jej udzie.
Zach poczuł ucisk w żołądku i uświadomił sobie, że jest
zazdrosny. Nie była to nawet zwykła zazdrość, lecz coś bardziej
pierwotnego, reakcja samca, któremu inny samiec próbuje odebrać
partnerkę. Zach znał już to uczucie. Wszystkie mięśnie w jego ciele
napięły się w gotowości do walki.
Zbliżył się do nich niespostrzeżenie, nie spuszczając z oczu
męskiej dłoni, która spoczywała na udzie jego żony. W tej chwili nie
widział Rebeki, lecz Cynthię, spocone ciało leżące pośród pomiętych
prześcieradeł w objęciach innego mężczyzny. Bez ostrzeżenia
pochwycił Rowleya za ramię i uderzył w szczękę.
- Zach! Czyś ty zwariował? Co robisz? - wykrzyknęła Rebecca,
klękając przy leżącym na ziemi kowboju. - Nic ci się nie stało,
Rowley?
Rowley przyłożył zdrową rękę do obolałego miejsca.
- Chyba nie. - Podniósł wzrok na Zacha. - O co, do diabła,
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
chodzi?
- Trzymaj ręce z dala od mojej żony. Rebecca gniewnie spojrzała
na męża.
- Co ci się stało? Rowley nic złego nie zrobił.
- Trzymaliście się za ręce.
- To było zupełnie niewinne!
- Ach, tak - mruknÄ…Å‚ Zach sarkastycznie.
- Chyba was tu zostawię, żebyście mogli sobie wszystko
wyjaśnić - powiedział Rowley, podnosząc się z ziemi.
- Zostań tutaj! - zawołała Rebecca. - Zach jest ci winien
przeprosiny.
- Jeszcze czego.
- PrzeproÅ› go, Zach.
- Zrobię coś innego. - Zach spojrzał z nienawiścią na kowboja. -
Już tu nie pracujesz. Zabieraj swoje rzeczy i znikaj stąd jeszcze dzisiaj.
Rebecca nie usiłowała pohamować wściekłości.
- Nie ruszaj się stąd, Rowley. To mój obóz - rzuciła w stronę
Zacha - i nie masz prawa wyrzucać moich pracowników!
- To moje ranczo i jeśli mówię, że ktoś ma odejść, to musi to
zrobić! Rebecca z rozpaczą przesunęła ręką po włosach.
- Zach, Rowley jest mi potrzebny. Nie dam sobie sama rady z
dwanaściorgiem dzieci.
- Ja ci pomogę. - Dopiero w tej chwili zdał sobie sprawę, że
poczuł się urażony, gdy Rebecca przekazała jego obowiązki
Rowleyowi. Wiedział, że gdy widziała człowieka mającego kłopoty,
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
nie potrafiła przejść obok, nie oferując mu żadnej pomocy, z trudem
jednak znosił rolę drugich skrzypiec przy innym mężczyznie.
- Wiem, że chcesz mi pomóc. Bez ciebie nigdy bym tego
wszystkiego nie dokonała. Ale sądziłam, że dodatkowe zajęcie będzie
dla ciebie tylko kłopotem. Naprawdę potrzebujemy jeszcze jednej pary
rÄ…k.
- On ma tylko jednÄ… sprawnÄ… - prychnÄ…Å‚ pogardliwie Zach.
- Mimo to - tłumaczyła Rebecca z wielką cierpliwością - proszę,
powiedz mu, że chcesz, aby został.
Zach przyjrzał się kowbojowi spod przymrużonych powiek.
Rowley spokojnie wytrzymał jego wzrok. Nie usiłował przepraszać, ani
nie zachowywał się prowokująco. Nie było to spojrzenie winnego.
Może rzeczywiście trochę przesadził. W każdym razie Rowley
zrozumiał, co trzeba. Nie będzie więcej próbował dotykać Rebeki.
Dopóki to jedno jest jasne, może między nimi zapanować pokój.
- Przykro mi, że cię uderzyłem - mruknął z niechęcią.
Rowley ujął wyciągniętą dłoń.
- Nie ma o czym mówić, szefie.
- Możesz tu zostać.
- Dziękuję.
- No, widzisz. Nie było to takie trudne - ucieszyła się Rebecca,
wsuwając dłoń pod ramię Zacha.
- Wiem, że bardzo się zaprzyjaznicie.
Zach i Rowley wymienili spojrzenia. ZnajÄ…c RebeccÄ™, obydwaj
wiedzieli, że to całkiem możliwe.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Zach przyjrzał się ośmioletniemu chłopcu, który dzielnie
wytrzymał jego wzrok.
- Jesteś pewien, że chcesz to zrobić?
- Mhm.
Posadził chłopca na grzbiecie kucyka i wsunął obute w tenisówki
stopy w skrócone strzemiona. Już wcześniej pokazał mu, jak kierować
wodzami. Sprawdził, czy baseballowa czapeczka mocno siedzi na gło-
wie. Wszystkie dzieci nosiły takie czapeczki. Większość z nich nie
miała włosów. Wyłysiały po chemioterapii.
- To nic takiego, mały - powiedział, wpatrując się w poważne,
szare oczy. - Poruszaj się razem z koniem. W razie jakichś kłopotów
zadmij w trÄ…bkÄ™.
- Mam na imiÄ™ Pete.
- Dobrze, Pete.
Zach wskoczył na swojego konia. Przed sobą miał szereg
siedzących na kucykach chłopców w wieku od ośmiu do dwunastu lat.
Przed Rebecca siedziało sześć dziewczynek.
- Wszyscy gotowi? - Napotkał spojrzenie żony. Skinęła mu
głową z uśmiechem. Pete, ostatni w szeregu, mocno ściskał w dłoni
trąbkę. - Jedziemy. Usłyszał podniecone chichoty i okrzyki:
- Juhuuu!
Poczekał, aż wszystkie dziewczynki ruszą, po czym dał sygnał
chłopcom. Sam jechał jako ostatni. Na widok twarzy dzieci nie mógł
powstrzymać wzruszenia. Dziwne, że zwykła jazda konna mogła dać
im tyle radości.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Wszystkim, oprócz Pete'a. Ten -się nie uśmiechał i mocno ściskał
w dłoni trąbkę.
Zach zrównał się z nim. Chłopiec był drobny jak na swój wiek.
- Jeśli cię to nie bawi, to nie musisz jezdzić konno.
- Ale ja chcÄ™.
- Dlaczego?
- Nie wiem, czy jeszcze kiedyś będę miał okazję. - Pete spojrzał
prosto w twarz Zacha. - Widzi pan, ja umrę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •