[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Eliego bliżej do siebie. - Nie bardzo wiem, jak ci to Wyja­
Å›nić. Przez caÅ‚e swoje dorosÅ‚e życie nigdy nikogo nie po­
trzebowałem. Może dlatego, że otaczało mnie tak wiele
osób. Wychowywałem się w bardzo licznej rodzinie i od
młodych lat ciążyło na mnie wiele obowiązków. A może
po prostu chciaÅ‚em być inny niż wszyscy wokół. Czy mo­
żesz to zrozumieć?
- Pewnie. Ja też się różnię od innych dzieciaków.
- Obaj jesteśmy niezłymi dziwadłami, co?
- A co z tą kobietą? - Eli powrócił do tematu. - Czemu
ją zostawiłeś?
- Zakochałem się w niej. Wiem, że to brzmi głupio
i wydaje się bezsensowne. Rzecz w tym, że zakochałem
się w niej od pierwszego wejrzenia. Choć na początku
wydawało się, że jest kimś innym niż w rzeczywistości,
szybko się przekonałem, że to ciepła, delikatna kobieta. -
UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ Å‚obuzersko. - No, może nie taka znów de­
likatna.
A wiesz, co podobaÅ‚o mi siÄ™ w niej najbardziej? - pod­
jął po chwili. - Wydawała opinie o mnie na podstawie mo-
98
jego zachowania, a nie stanu konta czy wyglÄ…du. Powie­
działa wprost, że mnie nie lubi i nie ma ochoty przebywać
w moim towarzystwie. Nawet próbowała uciec z mojej
chaty i znalezć drogę do Denver.
- I, oczywiÅ›cie, wykazaÅ‚a siÄ™ kompletnym brakiem wy­
czucia kierunku.
Frank spojrzał na niego ze zdumieniem.
- SkÄ…d wiesz?
- Bo moja mama też nie ma go za grosz. Podobnie jak
Chelsea - szybko odrzekł Eli.
- Lepiej nie wygłaszaj podobnie ogólnikowych sądów
o kobietach w ich towarzystwie. Ale wracajÄ…c do tematu,
kiedy już ją dogoniłem, zaproponowałem, żeby dla mnie
gotowała, oferując sowitą zapłatę za jej usługi. I wiesz,
o co poprosiła?
- O pomoc dla kogoÅ› innego.
- Właśnie. Skąd wiedziałeś?
- A o co poprosiła? - zainteresował się Eli, ignorując
pytanie Franka.
- O opłacenie studiów jej syna, od pierwszego roku aż
' po studium doktoranckie.
- Tak - powiedział Eli miękko. - To typowe. No i co
dalej?
- My... hm... jakiÅ› czas potem...
- Przez ostatnie dwa miesiące dowiedziałem się wiele
na temat tego, skąd się biorą dzieci - oznajmił Eli tonem
dorosłego, znużonego życiem człowieka. - A co potem?
- Zostawiłem ją samą w chacie. Przez radiotelefon ścią-
gnałem helikopter, żeby mnie stamtąd zabrał, po czym wy-
dałem dyspozycje, by odtransportowano ją konno do domu.
Eli poczuł, że cały sztywnieje,
- A więc tak po prostu wyjechałeś i ją porzuciłeś!
A ona... czy była w tobie zakochana?
- Nie mam pojÄ™cia. Po wspólnie spÄ™dzonej nocy ko­
chałem ją jeszcze mocniej niż przedtem, a to przeraziło
99
mnie tak bardzo, że uciekÅ‚em. Może po prostu potrzebo­
wałem czasu, żeby wszystko przemyśleć.
- To znaczy co?
- Czy rzeczywiście chciałbym z nią być. To osoba, która
bÅ‚yskawicznie dostrzega sedno każdego problemu. Powie­
działa mi, że nie jest biedna, tylko po prostu nie ma zbyt
wiele pieniędzy - wskazując na znaczną różnicę tych pojęć.
- Moja mama twierdzi to samo.
- Bo jest mÄ…dra. Bardzo mÄ…dra, jeżeli wychowaÅ‚a ta­
kiego syna.
- A co zamierzasz teraz zrobić? To znaczy, w sprawie
tej kobiety.
- Nic. Bo i cóż mógÅ‚bym zrobić? Ona już zapewne caÅ‚­
kiem o mnie zapomniała.
Eli z powagą spojrzał Frankowi w oczy.
- Osobiście bardzo w to wątpię - oświadczył. - A co,
jeÅ›li z tÄ™sknoty za tobÄ… pÅ‚acze po nocach, tak jak moja ma­
ma z tęsknoty za ojcem jej dziecka?
Frank sceptycznie uniósł brew.
- Nie sÄ…dzÄ™. Wiesz, co mówiÄ… stare porzekadÅ‚a o od­
rzuconych kobietach. Już dawno temu się przekonałem,
że jeśli z jakiegoś powodu odepchniesz kobietę, nigdy ci
tego nie wybaczy. Nawet gdyby mówiła coś innego, to
wcześniej czy pózniej wezmie odwet.
- A jeżeli ona nie jest taka jak inne? Jeżeli naprawdę
cię kocha i zrozumiałaby, że po prostu obleciał cię tchórz?
-Z każdym twoim słowem czuję się coraz gorzej.
W porzÄ…dku, może rzeczywiÅ›cie obleciaÅ‚ mnie strach. Mo­
że więc powinienem ją odszukać. Nawet próbowałem
wyciągnąć coś od mojego brata, Mike'a, ale zaparł się i nie
chce puścić pary z ust. - Frank z trudem przełknął ślinę. -
A po tym, co usÅ‚yszaÅ‚em od jego żony, żaÅ‚ujÄ™ że nie wyka­
zała się małomównością swego męża.
- A co ty byś zrobił? Co byś zrobił, gdybyś ją odnalazł?
- naciskał Eli.
100
Frank wykrzywił usta.
- Niekiedy myślę, że padłbym na kolana i wyznał jej
dozgonną miłość, choć prawdę mówiąc, zupełnie nie
umiem sobie wyobrazić podobnej sytuacji. Tym bardziej
że już raz poprosiłem ją o rękę, ale mi odmówiła.
- Co takiego?! Poprosiłeś ją, żeby za ciebie wyszła?!
- Owszem. - Frank odsunął się nieco, by spojrzeć Elie-
mu w oczy. - A wÅ‚aÅ›ciwie, czemu tak bardzo ciÄ™ to intere­
suje?
- Z powodu mojej mamy. Bardzo bym chciał, żeby wy-
szła za ojca swojego dziecka.
- O ile jest dobrym człowiekiem...
- Jest bardzo dobry. Nie mam co do tego najmniej-
szych wątpliwości.
- To chyba nie twój ojciec?
- Skąd! - Eli niemal wrzasnął na całe gardło. - W żad-
nym razie - odparł już spokojniejszym tonem. - Tyle że...
- Urwał gwałtownie, nie wiedząc, co właściwie mógłby
powiedzieć.
- No, dobrze, zmieńmy temat - zarządził Frank. - Co
chciałbyś dostać na Gwiazdkę? Jakiś sprzęt komputerowy?
- Nie - odrzekł Eli zdecydowanym tonem. - Ostatnio
niewiele się tym zajmuję. Być może po gimnazjum będę
musiał iść do pracy, żeby pomóc w utrzymaniu dziecka.
- Po moim trupie! - żachnął się Frank. - Wystawię na
twoje nazwisko czek, który pokryje wasze wydatki na naj­
bliższe kilka lat. Już mam po dziurki w nosie tej twojej
głupiej dumy!
Eli wiedział, że powinien stanowczo odmówić, ale nie
był w stanie.
- Frank, czy mogę mieć do ciebie prośbę?
- ZrobiÄ™, co tylko zechcesz. MiaÅ‚byÅ› może ochotÄ™ poje­
chać z mamą na egzotyczną wycieczkę?
- Nie. Ale rzeczywiście chciałbym, żebyś zrobił coś dla
mojej mamy. Czy umiesz jezdzić konno?
101
- Tak się składa, że nawet bardzo dobrze.
-A czy masz czarnego konia? Potężnego, czarnego
ogiera?
- Myślę, że bez trudu mógłbym znalezć podobne
zwierzę. Choć, prawdę powiedziawszy, nie przyszłoby mi
do głowy, że lubisz konie.
- To nie ma nic wspólnego ze mnÄ…. Kiedy ostatnim ra­
zem moja mama pÅ‚aciÅ‚a rachunki, oÅ›wiadczyÅ‚a że najwyż­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •