[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ka jest w rozpaczy. Czy Carol da sobie z nią radę? Jeśli tak, to pojedz ze mną.
Pies ciebie zna lepiej niż mnie i zareaguje na twój głos.
Alice zamieniła kilka słów z Carol, po czym wsiadła do samochodu Jamesa i
uważnie przyjrzała się bramie.
- James, czy nie sądzisz, że pies mógł zostać skradziony?
RS
- To możliwe - wzruszył ramionami - ale mało prawdopodobne. To nie jest
rasowa, cenna suka. A poza tym, kto by się odważył wejść do ogrodu przy księ-
życu w pełni i ukraść psa? Psy przecież szczekają. Czy matka coś słyszała?
- Nic takiego nie mówiła, ale jestem pewna, że gdyby tak było, od razu po-
biegłaby do ogrodu.
Przez resztę drogi milczeli. Na posterunku oficer dyżurny spisał wszystkie
dane i obiecał zadzwonić, jeśli ktoś odprowadzi psa. Wracali inną drogą, lecz z
tym samym skutkiem. Zmęczeni i zmartwieni weszli do kuchni i zastali Carol
samÄ….
- Namówiłam matkę, żeby poszła do łóżka - wyjaśniła. - Dałam jej coś na
uspokojenie i obiecałam obudzić, jeśli przyjedziecie z psem. Może usiądziecie na
chwilÄ™ i wypijecie herbatÄ™?
James potrząsnął głową.
- Ja dziękuję. Wstanę jutro wcześnie i popytam. Na wszelki wypadek zo-
stawcie otwartÄ… bramÄ™.
W nocy Alice kilkakrotnie wstawała, wychodziła do ogrodu i wołała psa,
lecz bez rezultatu. Następnego dnia rano Carol wywiesiła wielkie ogłoszenie w
poczekalni, a potem obie napisały kilka innych, by rozwiesić je w widocznych
miejscach.
James wpadł na chwilę i poinformował, że mniej ważne sprawy przełożył na
następny dzień, musi jednak zaraz pojechać na farmę Walkera zająć się wzdętą
krową. Gdy wyszedł, Alice powiedziała:
- Dobrze, że nie ma wielu pacjentów. Nie czuję się dzisiaj najlepiej.
Na szczęście wszystkie przypadki były proste i mogła opowiedzieć właści-
cielom zwierząt o zniknięciu Aniołka matki. Wszyscy obiecali pomóc w poszu-
kiwaniach. Gdy drzwi zamknęły się za ostatnim pacjentem, Alice oznajmiła:
- Pójdę do mamy na kawę. Zadzwoń do mnie w razie czego. Matka sprawiała
wrażenie zamyślonej i w odpowiedzi na pytanie Alice rzekła:
RS
- Tak się zastanawiam... Wiesz, wczoraj poszłam z nią po zakupy. Chwilę
stałyśmy przed pocztą, bo spotkałam starą znajomą ojca, panią White, i rozma-
wiałyśmy. Bardzo jej się piesek podobał i powiedziała, że ma szczęście, że zna-
lazł się w rodzinie weterynarza.
- A czy ktoś mógł was słyszeć?
- Nie przypominam sobie. - Pani Norton pokręciła głową. - Ale poczekaj...
Tak, przy skrzynce na listy stał jakiś człowiek. Był dosyć młody i taki obszarpa-
ny, wiesz, długie włosy, podarta kurtka, naszyjniki. Ale nie patrzył na nas. Kiedy
się rozstałyśmy, chyba wszedł na pocztę.
- Hm... - Alice wzruszyła ramionami. - Zaraz, co powiedziałaś? %7łe według
pani White pies ma szczęście, bo trafił do weterynarza? Czy ten człowiek mógł
to słyszeć?
- Możliwe. Pani White jest trochę głucha i trzeba do niej głośno mówić.
Jeszcze jedno! Pytała mnie, czy trudno było nauczyć psa załatwiania się poza
domem, a ja jej powiedziałam między innymi, że wieczorem wypuszczam go na
kwadrans do ogrodu i to wystarcza do rana. Alice... - W oczach matki malowała
się rozpacz. - Czy myślisz, że ten człowiek ją ukradł?
- Zadzwońmy na pocztę do pani Sadlers i spytajmy, czy pamięta kogoś ta-
kiego.
Pani Sadlers nie posiadała się ze szczęścia, że może udzielić ważnych infor-
macji.
- Tak - paplała radośnie - pamiętam go! Nawet chciałam zawołać mamę, ale
szybko mi zniknęła. Ten człowiek przyszedł na pocztę i spytał, czy znam adres
miejscowego weterynarza. Nie miałam czasu mu tłumaczyć, gdzie mieszkacie,
więc podałam mu nazwisko i książkę telefoniczną. A dlaczego pani pyta?
Kiedy usłyszała odpowiedz, jęknęła:
- Taki śliczny piesek! Jaka szkoda! A może jednak znowu gdzieś się zgubi-
ła? Popytam klientów.
RS
Alice w zamyśleniu odłożyła słuchawkę, zamieniła kilka słów z matką i po-
szła do lecznicy. Miała właśnie opowiedzieć Carol o swych podejrzeniach, kiedy
wszedł James.
- Już wszystko zrobiłem - oznajmił. - Teraz jestem do twojej dyspozycji.
- Wiesz - zaczęła - mama przypomniała sobie o czymś, co nie wróży dobrze.
Ktoś mógł ją ukraść.
James wysłuchał całej historii z zasępioną miną. Kiedy skończyła, pokiwał
głową. Potem wszyscy siedzieli przez jakiś czas w milczeniu, gdy nagle James
się ożywił.
- Już wiem! - zawołał. - Wszystko się zgadza. Posłuchajcie. Kiedy zajęty by-
łem leczeniem tej krowy, Walker zaczął narzekać. Nie zwracałem na to uwagi,
bo on zawsze gdera, ale teraz przypomniałem sobie, na co narzekał. Podobno ja- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •