[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jedno, czy zrobię to sam, czy też zły potwór mnie wyręczy .
 Czy potwór przyjdzie o północy?  zapytał.
 Przyjdzie pięć minut przed dwunastą, a wyjdzie pięć minut przed pierwszą  odpowie-
działa Złotowłosa.
Nagle stało się jasno w całej jaskini i ogromny potwór wszedł do wnętrza. Podszedł do
Cygana i zapytał grzmiącym głosem:
 Kto ty jesteÅ›?!
Ale Cygan nie odpowiedział ani słowa.
 Czyś głuchy!!  ryknął potwór.  Mów, kim jesteś! Skąd się tu wziąłeś?!
Ale Cygan nawet ust nie otworzył, wciąż milczał jak zaklęty.
 Nie słyszysz mnie?  zapytał potwór groznie.  A może udajesz, żeś ogłuchł?!
Ale Cygan nawet pary z ust nie puścił. Usłyszał właśnie, że zegar jaskiniowy wybił godzi-
nę dwunastą: dwanaście kamiennych sopli spadło z brzękiem na ziemię.  To dopiero minęło
pięć minut  pomyślał.  Jeszcze prawie cała godzina została . I ze strachu włosy zjeżyły mu
się na głowie. Teraz potwór zaczął go dręczyć; chłostał go swoją brodą, twardą jak miotła,
przewrócił Cygana na ziemię i tańczył na nim, depcząc go i przytupując.
Ale i to nie pomogło. Cygan nie powiedział nic, nie jęknął nawet ani nie stęknął.
Kiedy potwór odszedł, złotowłosa dziewczyna uściskała i ucałowała Cygana za to wszyst-
ko, co dla niej przecierpiał.
 Jeszcze tylko dwa razy musisz wytrzymać taką próbę  rzekła  a będę uwolniona od tego
potwora i oboje będziemy szczęśliwi! Cygan nie czuł już bólu ani trochę. Nazajutrz rano usiadł
koło dziewczyny u wejścia do jaskini i rozmawiał z nią o tym, co będzie, jeśli uda mu się zwy-
ciężyć potwora. Dziewczyna przędła swoje złote włosy, a potem  aż do zmroku tkała ze złote-
go przędziwa wielką, złotą płachtę. Po zachodzie słońca weszli oboje do jaskini i Cygan
zdrzemnął się trochę. Nagle zrobiło się jasno i zjawił się potwór, niosąc wielkie kleszcze i młot.
 Skąd tu przybyłeś?  zapytał znowu Cygana.  Czego tutaj szukasz?!
Gdy i tym razem nie było żadnej odpowiedzi, potwór schwycił kleszcze oburącz i zaczął
szczypać nimi Cygana, a potem ujął młot i walił go nim ze wszystkich sił po grzbiecie. Tak
minęła godzina i potwór, chcąc nie chcąc, musiał odejść z jaskini, jak zwykle o godzinie za
pięć pierwsza.
Skoro tylko odszedł, ból minął Cyganowi bez śladu, a złotowłosa dziewczyna znowu uści-
skała go i ucałowała. Rankiem usiedli u wejścia do jaskini i tam spędzili cały dzień, a wieczo-
rem weszli do skalnych lochów jak dnia poprzedniego. Cygan pomyślał ze zgrozą, że znów
czekają go nieludzkie cierpienia, i rzekł do dziewczyny:
 Jesteś piękna i piękne są twoje włosy. Chciałem cię ratować, ale czuję, że nie wytrzy-
małbym już więcej tych udręk i boleści. Dość mam męczarni, pójdę już sobie stąd.
78
Ale Złotowłosa poczęła błagać go i zaklinać, aby tego nie robił i został jeszcze ten jeden
jedyny, ostatni raz. Rzekła:
 Wiem, że mi nie odmówisz i zrobisz to dla mnie. To już ostatni raz. Tylko pamiętaj, kie-
dy potwór zechce odejść za pięć pierwsza, przytrzymaj go jeszcze chwilę, tak aby wyszedł z
jaskini dokładnie o pierwszej godzinie.
Cygan zgodził się pozostać i kiedy potwór znów zjawił się w jaskini, zagryzł usta, zacisnął
szczęki, żeby nie wyrwało mu się z ust ani jedno słowo. I nie wyrwało się ani jedno. Potwór
chłostał Cygana i przypiekał ogniem buchającym z gęby. Na nic wszystkie wysiłki! Minęła
godzina i potwór chciał już odejść, ale wtedy Cygan uczepił się oburącz jego brody i nie
puszczał. Tak szamotali się przez kilka chwil, aż wreszcie potwór cisnął Cyganem o ziemię i
wybiegł.
 Zaraz będzie bić zegar jaskiniowy godzinę pierwszą  powiedziała dziewczyna, nasłu-
chując uderzenia o skałę spadającego sopla kamiennego. Ale nie rozległ się żaden dzwięk.
 No, zwyciężyłeś złego demona!  zawołała Złotowłosa. Chodzmy, zobaczymy, co się z
nim stało i dlaczego zegar nie wybił godziny.
Poszli i zobaczyli, że demon leży u wyjścia z Jaskini martwy, przebity kamiennym soplem
na wylot. A stało się to dokładnie o pierwszej godzinie po północy. Właśnie wtedy potwór
wychodził i kamienny sopel ugodził weń śmiertelnym ciosem.
Dziewczyna była wolna! Cygan ożenił się z nią i było im dobrze, i nic im nie brakowało,
bo za złote włosy, które obcinali raz na tydzień, dostawali dużo pieniędzy. A jeszcze więcej 
za tkaniny ze złotych włosów. Dziewczyna nie musiała już tkać ich sama, tylko przywiązy-
wała przędziwo do ogonków myszy jaskiniowych; one biegały same na krzyż  tam i z po-
wrotem, tam i z powrotem...
I w kilka chwil potrafiły utkać ze złotej przędzy całe wielkie prześcieradło.
79
O Cyganie i czerwonym wężu
Miał Cygan Phuro dwóch synów. Młodszy z nich był posłuszny i dobry, a starszy nierób i
zły. Co dzień powozili synowie końmi  raz starszy, a raz młodszy, na zmianę. Właśnie przy-
szedł czas jazdy i Phuro dał lejce swemu młodszemu synowi.
 Jedzmy  powiedział.  Ty dziś będziesz powoził.
Weszli dwaj Cyganie pod płócienną budę wozu, a młodszy syn trzasnął z bicza i konie ru-
szyły w drogę. Droga była piaszczysta i konie z trudem ciągnęły wielki cygański wóz. Koła
skrzypiały miarowo i sennie, jakby ktoś śpiewał kołysankę. Toteż młodszy syn usnął wkrótce,
a konie szły same prosto przed siebie.
Kiedy się młodszy Cygan ocknął, było już południe. Konie stały na rozstajach dróg.
 Wio!  zawołał Cygan.  Jedzcie w prawo!
Szarpnął lejcami, krzyczał, ale nic z tego. Konie szarpały wozem, przebierały nogami w
miejscu  i tyle. Wóz stał nieporuszony, jakby korzenie w ziemię zapuścił.
Zeskoczył Cygan z kozła, żeby zobaczyć, co się stało, i ujrzał wielkiego, czerwonego wę-
ża, który wplótł się między szprychy tylnego koła, a ogonem owinął luśnię u wozu tak moc-
no, że koło wcale nie chciało się kręcić.
Sięgnął Cygan do swojej torby, wyjął kawałek pieczonego mięsa i dał wężowi. Wąż po-
merdał ogonem z zadowolenia i połknął mięso, a potem odezwał się w te słowa:
 Dziękuję ci za twoje dobre serce. Nie jestem zwyczajnym wężem, ale dobrym demonem,
opiekunem cygańskich wędrówek. Jedzcie w lewo.
To powiedziawszy, wąż ześliznął się z koła. Cygan wskoczył na kozioł i pokierował końmi
w lewo.
Dobrze radził czerwony wąż! I droga była lepsza, i lasy większe. Na skraju dąbrowy, nad
jeziorem.
Cyganie zatrzymali się, aby przenocować.
Nazajutrz rano Phuro dał lejce swemu starszemu synowi i rzekł:
 Jedzmy. Ty dzisiaj będziesz powozić.
I ruszył wóz, a na kozle zasiadł tym razem starszy brat. Koła śpiewały w drodze swoją
skrzypiącą kołysankę, aż Cygan usnął. Zbudził się dopiero w południe i zobaczył, że znajduje
się przy rozstajnych drogach, a konie stoją i jedzą trawę rosnącą nad rowem. Zerwał się star-
szy brat z kozła, aby zobaczyć, co się stało, ale nic nie dojrzał; droga była pusta. Trzasnął
więc z bicza raz i drugi, konie szarpnęły, ale wóz nie ruszył z miejsca. Wtedy Cygan zszedł z
wozu, aby go popchnąć. Wtem zauważył wielkiego, czerwonego węża, który wplótł się mię-
dzy szprychy tylnego koła, a ogonem owinął luśnię, tak że koło ani rusz nie mogło się kręcić.
 Czego mi przeszkadzasz, wstrętna gadzino?!  zawołał starszy brat, schwycił kij i zabił
czerwonego węża.
W tej chwili wóz rozleciał się na tysiąc kawałków, a Cyganowi Phuro i młodszemu jego
synowi tylko dlatego nic się złego nie stało, że upadli na wielką, kraciastą pierzynę, która była
w wozie.
80
Przestraszone konie zaczęły brykać. Phuro schwycił je i przywiązał do przydrożnej wierz- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •