[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jeśli tak  wnioskował  to jego, Rolla, tak samo jeszcze wezmą za jednego z reporterów,
przysłanych przez redakcje. Ta myśl napełniła go wstrętem. Po co, u diabła, pozwolił się skusić?
Tylko siebie mógł winić, że stał jak osłupiały i nie wiedział w tej chwili, co począć z sobą. Trzeba było
zostać  powtórzył sobie w duchu z gorzkim wyrzutem. Czemu ta syrena tak przerazliwie huczy?
Czy okręt, wracający z podróży do przystani, nie może się zachować nieco godniej i dyskretniej?
Rollo nie znosił niepotrzebnych hałasów. Pomyślał mimochodem, że Molly tak samo nie znosiła
wrzawy. Począł żałować, że nie pojechał z nią razem. Wszystko wskazywało, że cała jego wyprawa
okaże się w końcu niepotrzebnym szaleństwem. Skąd mógł być pewny, że w tym tłumie pasażerów,
zebranych u burty, będzie miał możność kogokolwiek rozpoznać, zwłaszcza zaś kogoś, kogo nie
widział przez osiem lat? Spostrzegł w tej chwili, że z pokładu okrętu przerzuca się pomosty. Wszczął
się zgiełk i jeszcze większy niż uprzednio hałas wśród tłumów. Teraz się zacznie!  pomyślał z
niepokojem. Gdy tłum pasażerów, walących z pomostu, zetknie się z ciżbą, prącą od nadbrzeża, zrobi
się chaos, w którym niemożliwością się okaże kogokolwiek zobaczyć, a tym
bardziej doń dotrzeć, gdy się go nawet zobaczy. A gdyby  w co nie wierzył  rzecz
nadspodziewanie wypadłaby pomyślnie i gdyby jakimś cudem się zetknął z człowiekiem, o którego
mu chodziło, to jakże w tych warunkach przypomnieć mu się teraz, lub od nowa przedstawić po latach
niewidzenia? Czy powiedzieć mu może, że drobna przysługa, którą ów człowiek przed laty
wyświadczył chłopakowi, skłoniła obecnie dziewiętnastoletniego młodzieńca, by wyjechał mu
naprzeciw, choć nic ich nie łączyło i jeden dla drugiego właściwie był obcy? Nie  pomyślał
 to byłoby głupie. Zdziwił się, dlaczego tej sprawy nie rozważył uprzednio. Wystarczyłaby minuta
poważnej refleksji, może mniej, a byłby chyba uznał szaleństwo zamierzenia. Wściekał się na siebie;
nazywał się niepoprawnym idiotą. Jak będzie wyglądało to spotkanie? Usunie go się pewnie z
uprzejmą nonszalancją, a może nawet powie, że wcale go nie zna. Jeśli dozna tej zniewagi, jeśli,
wbrew przewidywaniom, będzie musiał ją przełknąć, to nie ulega wątpliwości, że okazał się jej godny.
Och!  pomyślał, tracąc kontenans. Po co, u pioruna, po co tu przyjechał? Ruch na pokładzie
tymczasem się wzmagał. Spuszczano pomosty i tłum czekających nie stał bez ruchu. Zafalował
gwałtownie, jak porwany wichrem i począł napierać. Wszczął się zgiełk, a szmery i pomruki przeszły
we wrzawę. Z pokładu nieustannie powiewano chusteczkami. Znajdujący się bliżej witali się głośno,
rzucając przerazliwe okrzyki. Człowiek z kamerą nastawił aparat i wszystko wskazywało, że sposobił
się do zdjęcia. Rollo jeszcze bardziej znienawidził go teraz. Zdawało mu się ciągle, że fotograf mu
przeszkadza i pomniejsza jego szanse dotarcia do celu. Poza tym był pewny, że i on zostanie wzięty za
reportera i chciał zakląć ze złości i wzburzenia. Postanowił jednak wytrwać i nie ruszał się z miejsca.
Jeśli spotka się z zawodem,  rozważał  to nikt poza nim nie będzie o tym wiedział, on zaś będzie
wiedział na przyszłość, że nie należy nawiązywać do minionych przeżyć. Tłum na pomoście jak
barwne mrowisko przewalał się naprzód. Jakiś funkcjonariusz portowy wykrzyknął do tłumu, który
czekał na brzegu:  Dalej, proszę państwa, proszę się cofnąć!"  Rollo cofnął się o krok czy dwa, ale
natychmiast z powrotem zajął swe miejsce, gdyż nikt go nie widział i nie troszczył się o to, czy
usłuchał wezwania. Serce mu waliło w piersi jak młotem. Przeczucie mu mówiło, że to, co się zbliża,
będzie czymś wielkim i decydującym o jego przyszłości. Lękał się czegoś, nie odczuwał jednak
strachu  był dziwnie podniecony, a jednak opanowany  napięty, niecierpliwy, a mimo wszystko
pewny, że instynkt go nie zawiódł. Jeśli serce się wyłamie spod kontroli rozsądku, wtedy mózg staje
się mu posłuszny. A Rollo był świadomy, że jego serce w tej chwili tylko wali, wali i sypie iskrami.
Gdy spojrzał na tłum, ciągnący po pomoście, zaklął głośno i znowu nazwał się głupcem. Dlaczego, u
licha  zapytał się w duchu  nie wystarał się uprzednio o przepustkę na pokład? Nie wyobrażał
sobie tego, aby w tej ludzkiej ciżbie staczającej się z desek mógł dostrzec i rozpoznać znajomą twarz.
Zdawał sobie sprawę, że nawet stojąc na przodzie niczego by nie wskórał. Ale zaraz się pocieszył, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •