[ Pobierz całość w formacie PDF ]
natychmiast przetłumaczonych przez Em Teedee:
- Pan Lowbacca oświadcza, że pan Jacen z pewnością się ucieszy, mając tak duże
grono wdzięcznych słuchaczy, które będzie mógł zabawiać opowiadaniem dowcipów.
Tenel Ka miała wrażenie, że na myśl o tym i jej nastrój uległ wyraznej poprawie.
Mogła dzięki temu szybciej i pewniej przeskakiwać z gałęzi na gałąz. Uznała jednak, że
powinna skupić całą uwagę na osiągnięciu zamierzonego celu, jakim było pokonanie
Drugiego Imperium. Raz na zawsze.
Nagle poczuła, że w górę jej kręgosłupa powędrowały zimne ciarki.
- Stop! - rozkazała.
Nisko nad baldachimem liści śmignął myśliwiec typu TIE. Po zielonej powierzchni
leśnego oceanu przemknęły fale, wzbudzone przez strumień gorących gazów wydechowych.
Zapewne pilot imperialnej maszyny leciał, aby rzucić okiem na płonący wrak gwiezdnego
skoczka. Lowbacca warknął, ale Tenel Ka chwyciła go za kosmatą rękę, by przyjaciel,
kierując się impulsem chwili, nie uczynił czegoś nierozważnego. Tymczasem skowyczący
myśliwiec zatoczył ciasny krąg nad szczątkami, jakby pilot zamierzał się upewnić, że nikt nie
przeżył katastrofy. Młoda wojowniczka w skrytości ducha liczyła na to, że lotnik nie zechce
dokończyć dzieła zniszczenia i nie pośle laserowych błyskawic w unieruchomiony kadłub.
Wiedziała, że wówczas maszyna zamieniłaby się w bezkształtną masę stopionych
metalowych płyt i zwęglonych mechanizmów. Po kilku chwilach czekania w napięciu
przekonała się jednak, że nieprzyjacielska maszyna oddaliła się, żeby poszukać innej ofiary.
Pociągnęła towarzysza za rękę i oboje ruszyli w dalszą drogę. Przeskakując z konaru
na konar, ale przez cały czas kryjąc się pod baldachimem liści, zmierzali w stronę miejsca,
gdzie czekało imperialne urządzenie.
Wydało im się, że minęła zaledwie chwila, kiedy ponownie usłyszeli piskliwy głosik
miniaturowego androida-tłumacza:
- Jeśli podczas katastrofy moje czujniki nie uległy całkowitemu rozkalibrowaniu,
właśnie w tej chwili powinniśmy znajdować się dokładnie pod czołową krawędzią
szturmowej platformy.
Lowbacca uniósł rękę, nakazując Tenel Ka, by stanęła. Pózniej wspiął się po kilku
gałęziach i ostrożnie wystawił głowę ponad liście, żeby sprawdzić, gdzie się znajdują. Wydał
ciche triumfujące szczeknięcie, po którym wojowniczka z Dathomiry wspięła się śladami
przyjaciela i także wynurzyła głowę z falującego i szeleszczącego zielonego oceanu.
Zobaczyła unoszącą się jakieś dziesięć metrów nad nimi gigantyczną bojową stację. Zwróciła
szczególną uwagę na opancerzony spód i wystające ze wszystkich stron lufy szerzących
śmierć laserowych działek.
- Zniszczenie jej nie powinno być trudne - szepnęła, zwracając się do młodego
Wookiego.
Z wysoka dolatywały odgłosy wykrzykiwanych rozkazów i łomot podkutych butów
żołnierzy biegnących po metalowych płytach pokładu. Lowbacca uniósł rękę i pokazał
platformę, a potem wzruszył ramionami, jakby chciał zapytać: I co teraz? Platforma wisiała
nad wierzchołkami drzew zbyt wysoko, by mogli skoczyć, a nie mieli repulsorowych
silników, dzięki którym dostaliby się na pokład. Tenel Ka sięgnęła jednak do jakiejś kieszeni
u pasa i wyciągnęła z niej cienką, ale bardzo wytrzymałą linkę, zakończoną niewielką
rozkładaną kotwiczką.
- Musimy wspiąć się po lince - oświadczyła.
Szturmowa platforma unosiła się na trochę większej wysokości niż ta, na jaką
zazwyczaj dziewczyna zarzucała kotwiczkę z przyczepioną linką, i dlatego durastalowe zęby
zaczepiły się o opancerzoną krawędz dopiero za drugim razem. Tenel Ka kilkakrotnie
szarpnęła linką, a pózniej na próbę powierzyła jej ciężar własnego ciała. Przekonała się, że
zęby kotwiczki nawet się nie przesunęły. Potem owinęła nogi i rękę i zaczęła się podciągać.
Ilekroć miała wrażenie, że do wspinaczki nie wystarczy siła mięśni jedynej ręki, pozwalała,
żeby Moc pomagała unosić jej ciało.
Wiedziała, że kiedy znajdzie się na pokładzie imperialnego statku, może spotkać się
ze szturmowcami, potężnym uzbrojeniem i złowieszczą Siostrą Nocy, która, podobnie jak
ona, pochodziła z Dathomiry.
Tenel Ka z wysiłkiem przełknęła ślinę. Wiedziała, że Moc jest z nimi, ale
uświadamiała sobie również, że szansę zwycięstwa są doprawdy znikome.
ROZDZIAA 8
Szeroka i głęboka rzeka, której zielonkawobrązowe wody leniwie płynęły przez
dziewiczą dżunglę, sprawiała wrażenie cichej i spokojnej. Aagodny prąd nawet w
najmniejszym stopniu nie odzwierciedlał tytanicznych zmagań dobra ze złem, jakie toczyły
siÄ™ na powierzchni Yavina Cztery.
Rzeka była ostoją wielu form życia: niewidzialnego planktonu i drapieżnych
pierwotniaków, ale także wodnych roślin i potężnych drzew, których poskręcane korzenie
tkwiły głęboko w mulistym dnie. %7łyły w niej również doskonale zamaskowane drapieżniki;
widząc je można było pomyśleć, że stanowią niewinne elementy krajobrazu.
W miarę jak ciszę dżungli zaczęły mącić odgłosy laserowych strzałów, a buczenie
świetlnych mieczy dotarło do leśnych ostępów, pod rozłożystymi gałęziami rosnących nad
rzeką drzew i w samej wodzie zaczęły szukać schronienia inne stworzenia... stworzenia
umiejące świetnie władać Mocą.
Spod spokojnej powierzchni mętnej wody wynurzyły się zaokrąglone pyski istot
przypominających gady. Rozchyliły szczeliny oddechowe i rozszerzyły nozdrza, żeby nabrać
nową porcję świeżego, ożywczego tlenu. Trzy stworzenia, zanurzywszy pokryte łuskami
ciała, płynęły tak powoli, że tylko delikatne zmarszczki na powierzchni i szmer wody
świadczyły o tym, że w ogóle się poruszają. Dotarły na wyznaczone miejsca i zakopały się
głęboko w rzecznym mule. Przez chwilę węszyły, po czym znieruchomiały przy samym
brzegu w miejscu, gdzie przebiegała wąska ścieżka.
Ich wrogowie wkrótce mieli się pojawić.
Rozglądając się we wszystkie strony, trzech Ciemnych Jedi, uczniów Akademii
Ciemnej Strony, stąpało bardzo ostrożnie, ale pewnie. Wszyscy trzej pokładali bezgraniczną
wiarę we własne siły i umiejętności. Torowali sobie drogę przez gęste poszycie, tnąc pędy
dzikiej winorośli i kolczaste gałęzie krzewów ostrzami świetlnych mieczy, którymi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]