[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miała indiański pióropusz z krawata Jake'a i par tuzinów gęsich
piór. Męska koszula, w którą się ubrała, zwisała smętnie wokół
jej zabłoconych łydek. Za pasek zatknęła finkę, a w ręku
ściskała łuk i strzały. Jej twarz pokrywały wojenne znaki
namalowane czerwoną plakatówką.
- Co u ciebie, Cassie? - spytała przymilnie Claudia.
71
- Nic - szepnęła dziewczynka. Nagle zrobiła się jakaś dziwnie
mała i bezbronna.
- Czas na kolację - powiedziała Dani z uśmiechem
obliczonym na to, by ją uspokoić. - Skończ zabawę. Twoje ręce
aż proszą się o mydło i wodę. To samo dotyczy buzi.
- Nigdzie z tobą nie pójdę - oznajmiła głośno Cassie, omijając
dookoła Claudię.
- Nikt cię nie zabiera. - Jake objął ją ramieniem i popchnął
delikatnie w stronę drzwi łazienki. - Zrób, co ci każe Dani.
Umyj się przed kolacją.
- Nie wiem, czy postępuje pan rozsądnie, zapewniając córkę,
że nikt jej nie weźmie, kiedy to może okazać się konieczne. Dla
jej dobra, oczywiście. Powinien pan porozmawiać z nią na ten
temat.
Cassie rzuciła rozpaczliwe spojrzenie w stronę Jake'a. Dani
uklękła przed nią i wzięła ją w ramiona.
- Wszystko będzie dobrze - powiedziała cicho.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. Buzię i ręce, pamiętaj! - Pewność w głosie Dani
uspokoiła ją. Uśmiechnęła się niepewnie i poszła. Gdy tylko
zniknęła za drzwiami, Dani wybuchnęła: - Co, do diabła, pani
wyprawia?! Kto dał pani prawo pastwić się nad tą rodziną? Nie
wiem, jak pani zdobyła tę pracę, ale zamierzam złożyć zażalenie
i to u najwyższych władz. Pani zachowanie woła
0 pomstę do nieba!
- Dani... - Jake usiłował ją powstrzymać.
- Mam wszelkie uprawnienia - stwierdziła sucho Claudia. -
Moim zadaniem jest zapewnienie dziecku...
- Odkąd to pani zadaniem jest wykorzystywać urząd w celu
zastraszania ludzi? - przerwała jej Dani. Posunęła się już tak
daleko, że teraz nie było mowy o odwrocie.
- Może by pani łaskawie powiedziała, kim jest i co panią
łączy z panem Montana? - Claudia uśmiechnęła się słodko.
- To nie pani interes - zaprotestował oburzony Jake.
72
- Wprost przeciwnie - z wyższością w głosie oznajmiła
Claudia. Szykowała się do zadania ostatecznego ciosu. -
Wydział nie interesuje się pana życiem seksualnym, ale
oczekuje
z
pana
strony zachowania
pewnej
dyskrecji.
Mężczyzna, który sprowadza dziewczyny do domu, daje
dzieciom moralnie wątpliwy przykład.
- Nie jestem dziewczyną Jake'a - wtrąciła Dani.
- Nie? - Claudia uniosła brew. - A kim?
- Nazywam się ... - Dani zamilkła. Gorączkowo szukała
wyjścia z kłopotliwej sytuacji. - Nazywam się Danielie
Montana. Jestem... żoną Jake'a.
73
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Claudia była tak zaskoczona, że wyglądała niemal komicznie.
W końcu otrząsnęła się z wrażenia, jakie wywarła na niej
niespodziewana wiadomość, ale ta chwila pozwoliła Jake'owi
zebrać myśli. Podszedł do Dani, objął ją i uśmiechnął się
dumnie jak młody żonkoś.
- Cóż za nowina! - jęknęła Claudia. - Kiedy odbyła się ta
radosna uroczystość?
- Tydzień temu - skłamał. - Bez większego rozgłosu...
- No... wobec tego, nie ma sensu, żebym tu dłużej zostawała. -
Patrzyła na nich z nie ukrywaną wrogością.
- Pani wizyta była czystą przyjemnością - zapewnił ją Jake.
- Pozwoli pani, że wskażę wyjście.
- Dziękuję. Nie trzeba. - Wyprostowana jak struna
przemierzyła pokój. Z hukiem zamknęła za sobą drzwi.
- Nie wierzę, że to powiedziałam - szepnęła Dani.
- Ale masz refleks! - Jake uśmiechnął się z podziwem.
- Danielle Montana! Ta baba miała ochotę zapaść się pod
ziemię.
- A co będzie, jeżeli zacznie wypytywać w okolicy?
- Nie ma powodu, żeby sprawdzać. Ludzie często biorą ciche
śluby. Zresztą niedługo będę rzeczywiście żonaty.
- Jak wytłumaczysz różnicę między obiema żonami?
- Nie muszę. Nawet gdyby chciała zrobić z tego sprawę, i tak
nic nie wskóra. - Jake uśmiechnął się. - Wiesz, stanęłaś między
mną i nią zupełnie jak lwica broniąca rodziny.
- Nieprawda! - Już w momencie kiedy to mówiła, wiedziała,
że miał rację. - No, może rzeczywiście dałam się ponieść
emocjom.
- Pierwszy raz ktoś o mnie tak walczył. Zawsze byłem razem
z Cass przeciw całemu światu. Mieliśmy tylko Bustera po naszej
stronie. Nikomu na nas nie zależało.
- Mnie zależy - szepnęła Dani.
74
- Tak? Dani, ja...
- Czy już sobie poszła, tatusiu? - Czar prysł. Dłonie Jake'a
zsunęły się z ramion dziewczyny. - Pomóc nakryć do stołu? -
Cassie patrzyła na nich pytającym wzrokiem.
- Oczywiście, ale miałaś przecież umyć buzię.
- Już to dawno zrobiłam.
Dani wybuchnęła śmiechem. Biel, okalająca oczy i usta
dziewczynki, kontrastowała z jaskrawą czerwienią reszty
twarzy.
- Nie chcę zniszczyć tych wojennych malunków. Zrobił je
Cochise. Każdy zawijas to brzydkie słowo w języku Czarnych
Stóp.
- Każdy zawijas będzie brzydkim słowem po angielsku, jeżeli
nie przestaniesz dyskutować - spokojnie oznajmił Jake.
Odeszła, mamrocząc ze złością pod nosem.
- Jeszcze tego brakowało! Przekleństwa w języku Czarnych
Stóp...
- Na szczęście nikt by ich nie zrozumiał.
- Cieszę się, że zostałaś z nami w czasie, gdy dziadek jest w
szpitalu. - Cassie usiadła na dużym stole kuchennym i majtała
nogami. - A ty, tatusiu?
- Nie zgodziłbym się na żadne inne rozwiązanie.
Nie odrywał wzroku od pisma rolniczego. Cały wieczór był
[ Pobierz całość w formacie PDF ]