[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zarzuciło wędki w morze. Noc była czarna, bez gwiazd i księżyca. Nieregularna smużka
białej piany znaczyła brzeg.
- Powietrze jest wspaniałe - stwierdziłem.
Gloria nie odezwała się, zapatrzona przed siebie. Daleko na przylądku błyszczały
światła.
- To Malibu. Tam mieszkają wszystkie gwiazdy filmowe.
- Co zamierzasz teraz robić? - spytała wreszcie.
- Nie bardzo wiem. Myślałem, czyby nie pójść jutro do pana Maxwella. Może go
namówię, żeby mi pomógł. Sprawiał wrażenie naprawdę zainteresowanego.
- Zawsze jutro. Wielki przełom zawsze ma nastąpić jutro.
Minęło nas dwóch mężczyzn z wędkami do połowu ryb głębinowych. Jeden z nich
wlókł ponadmetrowej długości rybę - młota.
- Ten malec nigdy już nikogo nie skrzywdzi - powiedział do swojego towarzysza.
- A co ty masz zamiar robić? - zapytałem Glorię.
- Mam zamiar zeskoczyć z tej karuzeli - odparła. - Kończę z całym tym śmierdzącym
interesem.
- Z jakim interesem?
- Z życiem.
- Czemu nie wezmiesz się w garść? - spytałem. - yle do wszystkiego podchodzisz.
- Nie praw mi morałów.
- Niczego ci nie prawię, ale powinnaś zmienić swój stosunek. Słowo honoru. To
wpływa na każdego, z kim się stykasz. Wez na przykład mnie. Zanim cię poznałem, nawet mi
przez myśl nie przeszło, że mógłbym nie odnieść sukcesu. Nie dopuszczałem myśli o porażce.
A teraz...
- Kto cię nauczył tej gadki? Sam nigdy byś na to nie wpadł.
- Właśnie że wpadłem.
Popatrzyła skrajem oceanu w stronę Malibu.
- Och, co mi przyjdzie z tego, że będę się oszukiwać? - powiedziała po chwili. -
Wiem, co mnie czeka.
Nie odzywałem się i zapatrzony w ocean myślałem o Hollywood, zastanawiałem się,
czy rzeczywiście tam byłem, czy też za chwilę obudzę się w rodzinnym Arkansas i będę
musiał pędzić po gazety, zanim się rozwidni.
- Skurwysyn - mówiła Gloria sama do siebie. - Nie musisz tak na mnie patrzeć -
dodała. - Wiem, że jestem do niczego.
Ma rację - pomyślałem. - Ma świętą rację. Jest do niczego.
- Szkoda, że nie umarłam wtedy w Dallas - mówiła. - Zawsze będę uważała, że tamten
doktor ocalił mi życie z jednego tylko powodu.
Nic na to nie odpowiedziałem i w dalszym ciągu patrzyłem na ocean myśląc, że nie
bez racji twierdzi, że jest do niczego, i że szkoda, że nie umarła wtedy w Dallas. Z pewnością
dla niej byłoby lepiej, gdyby nie żyła.
- Jestem po prostu niewydarzona. Nie ma we mnie nic, co mogłabym ofiarować
drugiemu człowiekowi - mówiła. - Nie patrz tak na mnie.
- Wcale na ciebie nie patrzę. Nie widzisz mojej twarzy.
- Owszem, widzę.
Kłamała. Nie mogła widzieć mojej twarzy. Było za ciemno.
- Nie uważasz, że powinniśmy wracać? - spytałem. - Rocky chciał się z tobą zobaczyć.
- Ten kutas? Wiem, czego chce, ale nigdy już tego nie dostanie. Zresztą nikt inny
także.
- O czym ty mówisz?
- Nie wiesz?
- Czego nie wiem?
- Czego chce Rocky?
- Och, tak. Wpadłem na to dopiero teraz.
- Każdy mężczyzna chce tylko tego - odparła. - Ale to jest w porządku. Och, nie robiło
mi różnicy, że daję Rocky'emu; wyświadczał mi taką samą przysługę jak ja jemu, ale
przypuśćmy, że bym zaszła.
- Nic tylko o to ci chodzi, co?
- Tak, o to. Zawsze do tej pory umiałam się pilnować. Przypuśćmy, że miałabym
dziecko. Wiesz, na co by wyrosło, prawda? Na kogoś takiego jak my.
Ma rację - mówiłem sobie w duchu. - Ma absolutną rację. Wyrosłoby na kogoś takiego
jak my.
- A tego nie chcę. Zresztą ze mną już koniec. Uważam, że świat jest parszywy i że ze
mną już koniec. Lepiej by mi było, gdybym nie żyła, i innym też byłoby lepiej. Niszczę
wszystko, do czego się zbliżę. Sam tak powiedziałeś.
- Kiedy powiedziałem coś podobnego?
- Parę minut temu. Mówiłeś, że zanim mnie poznałeś, nie przychodziła ci do głowy
myśl o porażce. No, ale to już nie moja wina. Nic na to nie poradzę. Raz spróbowałam się
zabić, ale się nie udało i nigdy już nie miałam odwagi spróbować ponownie... Chcesz oddać
światu przysługę? - spytała.
Nic na to nie odpowiedziałem słuchając, jak ocean cmoka w pale pomostu, czując, jak
molo się unosi i opada, myśląc, że wszystko, co powiedziała, jest prawdą.
Gloria szperała w torebce. Kiedy wyciągnęła rękę, ujrzałem w niej mały pistolet.
Nigdy przedtem go nie widziałem, ale nie byłem zdziwiony. Bynajmniej nie byłem
zdziwiony.
- Masz. - Wręczyła mi pistolet.
- Nie chcę. Schowaj go - odparłem. - Chodz, wracamy. Zmarzłem...
- Wez go i wyręcz Pana Boga - powiedziała wciskając mi pistolet do ręki. - Zastrzel
mnie. To jedyny sposób uwolnienia mnie od udręki.
Ma rację - mówiłem sobie w duchu. - To jedyny sposób uwolnienia jej od udręki. Jako
mały dzieciak spędzałem zawsze lato na farmie dziadka w Arkansas. Pewnego dnia stałem
obok wędzarni i patrzyłem, jak babka robi ługowe mydło w dużym żelaznym kotle, gdy wtem
przez podwórze nadszedł dziadek, bardzo wzburzony.  Nellie złamała nogę - zawołał.
Pospieszyliśmy z babką przez przełaz do ogrodu, gdzie dziadek orał. Stara Nellie leżała na
ziemi i rżała żałośnie, jeszcze zaprzężona do pługa. Staliśmy patrząc na nią, po prostu
patrząc. Dziadek wrócił ze strzelbą, która służyła mu w bitwie pod Chickamauga Ridge. 
Wdepnęła w norę - powiedział głaszcząc Nellie po ' łbie. Babka obróciła mnie twarzą w
przeciwnym kierunku. Rozpłakałem się. Usłyszałem wystrzał. Jeszcze dziś go słyszę.
Podbiegłem i rzuciłem się na ziemię, by objąć końską szyję. Kochałem tego konia.
Nienawidziłem dziadka. Wstałem i podszedłszy do niego zacząłem go okładać pięściami po
nogach. Trochę pózniej tego samego dnia wytłumaczył mi, że on także kochał Nellie, ale
musiał ją zastrzelić.  To był akt największego miłosierdzia - wyjaśnił. - Stała się
nieprzydatna. To był jedyny sposób uwolnienia jej od udręki...
Trzymałem pistolet w ręce.
- Dobrze - zwróciłem się do Glorii. - Powiedz kiedy.
- Jestem gotowa.
- Gdzie?...
- Tutaj. W bok głowy.
Molo podskoczyło, kiedy rozbiła się o nie duża fala.
- Teraz?...
- Teraz.
Strzeliłem.
Pomost znów się poruszył i woda cmoknęła opadając na powrót w łożysko oceanu.
Wyrzuciłem pistolet za poręcz.
Jeden policjant siedział ze mną w tyle samochodu, drugi prowadził. Jechaliśmy z dużą
prędkością, na sygnale. Takiego samego sygnału używali podczas maratonu tanecznego,
kiedy . chcieli nas obudzić.
- Dlaczego ją zabiłeś? - spytał policjant siedzący ze mną w tyle.
- Prosiła mnie o to - odparłem.
- Słyszysz, Ben?
- Ależ z niego usłużny facet! - powiedział Ben przez ramię.
- Nie miałeś żadnego innego powodu? - zapytał policjant siedzący przy mnie.
- A czyż nie dobija się koni? - odrzekłem.
...niech Bóg się nad tobą
zmiłuje... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl