[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Przepraszam, sir. W tej chwili, sir.
- No widzisz, Blunt. - Spiro wyciągnął się w fotelu i splótł palce za głową. - Pomimo
twojej niekompetencji wszystko doskonale się układa. Mam dzieciaka w garści.
- Tak, szir. Misztszowszkie poszunięcie, szir.
- Zamknij się, błaznie - roześmiał się Spiro. - Mówisz jak jakaś postać z filmów
rysunkowych.
- Tak. Bardzo szmieszne, szir.
Na myśl o kawie Spiro oblizał wargi.
- Jak na rzekomego geniusza mały jest strasznie łatwowierny. Jeśli wszystko pójdzie
dobrze, to może puszczę cię wolno ... Dał się nabrać jak dziecko.
- Tak, panie Szpiro. Całkiem jak dzieszko.
Dwór Fowlów
Artemis odwiesił słuchawkę zaróżowiony z podniecenia.
- I co myślicie? - zapytał.
- Chyba dał się nabrać - odparł Butler.
- Jak dziecko - dodał Mierzwa. - Naprawdę masz odrzutowiec? Chyba jest w nim jakaś
kuchnia?
Butler odwiózł ich bentleyem na lotnisko w Dublinie - jego ostatnie zadanie na tym
etapie operacji. Na tylnym siedzeniu, zadowoleni, że wóz ma przyciemnione szyby, siedzieli
skuleni Holly i Mierzwa.
Butlerowie, brat i siostra, jechali z przodu, ubrani w identyczne garnitury od Armaniego.
Tylko różowy krawat i błyszczący makijaż Julii trochę ożywiały poważny strój. Podobieństwo
rodzinne rzucało się w oczy: te same wąskie nosy i pełne usta, te same oczy, rozglądające się na
wszystkie strony, obracajÄ…ce siÄ™ niczym kulka od ruletki, obserwujÄ…ce, czujne.
- Tradycyjny pistolet raczej ci się nie przyda - mówił Butler. - Wez laser SKR. Nie
trzeba ich ładować, tor ognia to prosta, nieskończona linia, a strzały nie są śmiertelne. Dałem
Holly kilka sztuk z mojego zapasu.
- Jasne, Dom.
- Dom - zadumał się Butler, zjeżdżając z autostrady w stronę lotniska. - Od dawna nikt
tak do mnie nie mówił. Ochroniarstwo zastępuje cały świat i człowiek zapomina, że ma własne
życie. Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz, Julio?
Julia zaplotła włosy w ciasny warkocz, który następnie ścisnęła ozdobnym pierścieniem
z nefrytem. Ozdobnym i niebezpiecznym.
- A gdzie poza ringiem mogłabym uprawiać wolną amerykankę? Na razie
ochroniarstwo bardzo mi pasuje.
Butler zniżył głos:
- Oczywiście, to wbrew wszystkim zasadom, że Artemis jest twoim pryncypałem. On
wie, jak masz na imię, i prawdę mówiąc, chyba trochę cię lubi.
Julia trzepnęła pierścieniem o dłoń.
- To tylko zastępstwo. Na razie nie mogę być niczyim ochroniarzem. Madame Ko nie
podoba się mój styl.
- Wcale się nie dziwię - rzekł Butler i wskazując pierścień, zapytał: - Skąd to masz?
- Sama wymyśliłam - uśmiechnęła się Julia. - Mała niespodzianka dla tych, którzy nie
doceniajÄ… kobiet.
Butler zatrzymał samochód na stanowisku dla wysiadających.
- Słuchaj, Julio - powiedział, biorąc siostrę za rękę. - Spiro to niebezpieczny człowiek.
Patrz, jak mnie załatwił, a przecież, bez fałszywej skromności, byłem najlepszy. Gdyby ta akcja
nie miała takiego znaczenia dla ludzi i wróżek, w ogóle bym cię na nią nie puścił.
Julia musnęła palcem twarz brata.
- Będę ostrożna.
Przystanęli na chodniku. Tuż nad ciżbą urlopowiczów i podróżujących w interesach
biznesmenów unosiła się osłonięta tarczą Holly. Mierzwa, straszliwie cuchnący świeżą
warstwą kremu ochronnego, odstraszał wszystkich, którzy mieli pecha go poczuć.
Butler dotknął dłoni Artemisa.
- Poradzisz sobie?
- Prawdę mówiąc, nie wiem. - Chłopiec wzruszył ramionami. - Bez ciebie u boku mam
uczucie, jakby brakowało mi kończyny.
- Julia cię ochroni. Ma nietypowy styl, ale przecież jest Butlerką.
- To ostatnie zadanie, przyjacielu. Potem ochroniarze nie będą mi już potrzebni.
- Szkoda, że Holly nie może zwyczajnie zamesmeryzować Spiro za pośrednictwem
Kostki.
Artemis pokręcił głową.
- To na nic. Nie wiadomo, czy udałoby się nawiązać połączenie, ponadto wróżka musi
patrzeć człowiekowi prosto w oczy, żeby go zamesmeryzować, zwłaszcza kogoś tak
stanowczego jak Spiro. W jego przypadku nie chcę ryzykować. Trzeba go unieszkodliwić;
gdyby wróżki tylko go przemieściły, mógłby nadal działać na naszą szkodę.
- A twój plan? - zapytał Butler. - Holly mówiła, że jest dość zawiły. Jesteś pewien, że się
powiedzie?
Artemis puścił doń oko - niespotykany objaw frywolności.
- Owszem - odparł. - Zaufaj mi, ostatecznie jestem geniuszem.
Julia pilotowała odrzutowiec Lear przez Atlantyk. Holly siedziała w fotelu drugiego
pilota i podziwiała sprzęt.
- Aadny ptaszek - rzuciła.
- Owszem, niezły, panno wróżko - odparła Julia, przechodząc na autopilota. - Ale idę o
zakład, że w porównaniu z waszymi pojazdami to nic specjalnego?
- SKR ma za nic wygodę - rzekła ponuro Holly. - W wahadłowcu SKR nie starczyłoby
miejsca, żeby pomachać dżdżownicą.
- Gdyby ktoś chciał machać dżdżownicą.
- Właśnie. - Holly przyjrzała się dziewczynie za sterami. - Dorosłaś przez te dwa lata.
Kiedy ostatnio cię widziałam, byłaś dzieckiem.
- W ciągu dwóch lat wiele może się zdarzyć - uśmiechnęła się Julia. - Przez większość
tego czasu staczałam walki z dużymi, owłosionymi mężczyznami.
- Powinnaś obejrzeć nasze zapasy. Dwóch napompowanych gnomów naparza się w
komorze bezgrawitacyjnej. Niepiękny widok. Przyślę ci płytę z nagraniem.
- Nie, nie przyślesz.
Holly przypomniała sobie o zatarciu pamięci.
- Prawda - westchnęła. - Nie przyślę.
W kabinie pasażerskiej odrzutowca Mierzwa ponownie przeżywał dni swojej chwały.
- Hej, Artemisie - zawołał z ustami pełnymi kawioru. - Pamiętasz, jak nieomal urwałem
Butlerowi głowę wybuchem gazów?
Artemis nie uśmiechnął się.
- Pamiętam, Mierzwa. Okazałeś się ziarnkiem piasku w doskonale funkcjonującej
maszynie.
- Prawdę mówiąc, to był wypadek. Po prostu się zdenerwowałem. Nie zdawałem sobie
sprawy, że wielkolud za mną stoi.
- To dla mnie ogromna pociecha. Zostałem załatwiony przez problem jelitowy.
- A pamiętasz, jak uratowałem ci skórę w Laboratoriach Koboi? Gdyby nie ja, już
dawno gniłbyś na Wzgórzu Wyjców. Naprawdę nie umiesz nic zrobić beze mnie?
Artemis pociągnął łyk wody mineralnej z wąskiego kryształowego kieliszka.
- Najwyrazniej nie, choć żyję nadzieją.
W przejściu między rzędami pojawiła się Holly.
- Powinniśmy wydać ci sprzęt, Artemisie. Za trzydzieści minut lądujemy.
- Dobry pomysł.
Elficzka wytrząsnęła zawartość torby na stół.
- Okej, co my tu mamy. Na początek mikrofon krtaniowy i kamera tęczówkowa.
Pani kapitan wybrała ze stosu coś, co wyglądało jak okrągły opatrunek na przylepcu,
zerwała ochronny pergamin i przykleiła do szyi Artemisa tkaninę, która natychmiast przybrała
kolor jego skóry.
- Lateks pamięciowy - wyjaśniła. - Prawie niewidoczny. Być może mrówka, wędrująca
po twojej krtani, by go zauważyła, ale poza tym... Ponadto tkaniny nie widać na rentgenie, więc
mikrofon jest niewykrywalny. Zbiera wszystkie dzwięki w promieniu dziesięciu metrów i
przesyła je do chipa w moim kasku. Niestety, nie możemy ci dać słuchawki, zbyt rzuca się w
oczy. Więc my będziemy cię słyszeć, ale ty nas - nie.
Artemis przełknął ślinę i poczuł, jak mikrofon jezdzi mu po grdyce.
- A kamera?
- Już się robi.
Holly wyjęła soczewkę kontaktową ze słoika z płynem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •