[ Pobierz całość w formacie PDF ]

teraz z Jarkiem na osłonecznionej jesiennym słońcem polanie, naga, zawstydzona, a on
szkicuje jej postać. Czuje lekki powiew powietrza na obnażonych piersiach, widzi gorący
wzrok mężczyzny, którego kocha i wie, że pragnie go z całych sił i z całego serca chce być
tylko z nim. I znowu czuje tę obawę, tę niepewność, bo nie wie, co on tak naprawdę myśli,
co siedzi w jego głowie, w sumie niewiele o nim wie. Ale teraz jest przy nim i tylko to się
liczy.
Nagle do jej uszu dotarły jakieś niepokojące dzwięki. Ktoś w coś walił, ktoś inny
krzyczał, głośno przeklinał. Niespodziewanie, jak przez mgłę, usłyszała swoje imię.
 Monika!!!!!!!!!!!!!!!
Chciała zawołać, ale nie miała siły. Gardło jej zaschło, w płucach coś zarzęziło, żołądek
się skurczył. Uniosła się lekko, oparła o ścianę i nawet wtedy, gdy jakiś potężny
mężczyzna wpadł do środka razem z drzwiami, nie zareagowała.
 Tu jest!  Szatyn uderzył jednego z porywaczy łokciem w twarz, tamten osunął się
nieprzytomny po brudnej ścianie. Nie zwracając uwagi na rannego, wysoki facet pochylił
się nad nią.
 Moniko, wszystko dobrze?
Skuliła się, nie wiedziała, skąd się tu wziął, kim był, może to jeden z nich albo jakiś
inny, może tym razem nie uda się jej wyjść cało z opresji, może...
 Nie bój się mnie. Już nic ci nie grozi.  Jak na tak groznie wyglądającego mężczyznę
miał bardzo ciepły i łagodny głos.
 Monika!!!
Gdy usłyszała ten krzyk, ten tembr głosu, ukochany, jedyny na świecie, ten, który śnił
się jej przez wiele miesięcy, a teraz, podczas tych okropnych samotnych nocy w zimnej
altance, był jedyną nadzieją i jedynym oparciem, wiedziała, że nadszedł ratunek.
 Jarek...  wyszeptała, chrypiąc i kaszląc.
 Jezu...  Jarek wziął ją na ręce i wyniósł z małego pokoiku, w którym była więziona.
Dostrzegła kilkunastu ludzi, policjantów, widziała porywaczy zakuwanych w kajdanki.
Zerknęła na Morusa, który rzucał jej jakby przepraszające spojrzenie.
 Kochanie, jesteś cała rozpalona. Masz gorączkę...  Jarek patrzył w jej szkliste oczy.
 Zimno mi  szczęknęła zębami.
 Tutaj, potrzebujemy lekarza!  krzyknął w stronę sanitariuszy, którzy właśnie
wysiadali z ambulansu.
Sprawnie zajęli się osłabioną dziewczyną. Jarek od razu poinformował ich, że Monika
jest w ciąży, stał nad badającym ją lekarzem i nieustannie dopytywał o stan zdrowia,
dając jednocześnie wskazówki, co doktor powinien zrobić. Monika została położona na
noszach, podłączono jej kroplówkę i okryto kocem termicznym. Lekarz odwrócił się do
Jarka i rzekł cicho:
 Zabieramy ją do szpitala do Wałbrzycha. Ma zapalenie płuc, ale wygląda na to, że
z dzieckiem jest wszystko dobrze.
 Będę tuż za wami. I przepraszam, ale...
 Jasne. Rozumiem. Pewnie też bym się tak zachowywał.  Lekarz pokiwał głową i dał
sygnał kierowcy do odjazdu.
Jarek odwrócił się w stronę Lukasa, który stał przy swoim samochodzie i rozmawiał
z Chorodyńską. Nieopodal tkwił Grzesiek, który nadal wyglądał na załamanego. Gdy
w trójkę wparowali do tej altanki, policja już nadjeżdżała. Widzieli wściekłą minę
Chorodyńskiej, która wypadła z samochodu i dawała im sygnał do zatrzymania się. Ale
nikt nie był w stanie ich zatrzymać. A przynajmniej Jarka. Zresztą Lukas też nie
zamierzał odpuścić, a Grzesiek był tuż za nimi. Gdy wyłamali drzwi, w środku zastali
dwóch zaskoczonych facetów i jednego całkiem spokojnego. Morus dokładnie wiedział, co
nastąpi. Z pokorą przyjął strzał w twarz od Grześka, Jarek zajął się drugim mężczyzną,
który rzucił się na niego z głośnym przekleństwem, natomiast Lukas wpadł razem
z drzwiami do małego pokoiku i załatwił potężnym ciosem niskiego faceta, który nie miał
najmniejszych szans z prawie dwumetrowym rozpędzonym rozjuszonym Borowskim.
Jarek, gdy ujrzał swoją dziewczynę, bezbronną, trzęsącą się z zimna, okutaną w jakąś
starą kurtkę, miał wrażenie, że zaraz w altance policja znajdzie trzy ofiary, wszystkie
z przetrąconymi karkami. Jego kobieta, jego ukochana, jego dziecko. Tak sponiewierani,
narażeni na niebezpieczeństwo, na utratę zdrowia. Poczuł wściekłość, nienawiść
i olbrzymi żal. Lecz to nie był czas na rzucanie tymi dupkami po ścianach, chociaż miał na
to ogromną ochotę. Gnojkami zresztą już zajmowała się policja, poirytowana Chorodyńska
rozdawała polecenia i krzyczała na Borowskiego, który stał spokojnie przy samochodzie
i uśmiechał się tym swoim bezczelnym uśmiechem.
 Cholera, gdy cię tylko zobaczyłam, wiedziałam, że będą kłopoty!
 O co ci chodzi, pani podkomisarz? Wyświadczyliśmy wam przysługę. Macie gotowy
towar do zapakowania, nie musicie sobie brudzić rąk albo, co gorsza, ganiać chłopców po
tym uroczym lasku.
 Jeszcze sobie porozmawiamy. Będę miała przez was wielkie kłopoty. %7łe nie wspomnę
o tym burdelu w komisariacie.
 Powiedziałem, że za wszystko zapłacę. I dorzucę coś jeszcze na cele rozwojowe. 
Lukas mrugnął i wyszczerzył się w uśmiechu.
 Dobrze, że to nie ja mam cię w okładkach[3]. Ratajczak pewnie już osiwiał.
 Ratajczak kwitnie. Dopiero przy mnie zrozumiał, co to znaczy chronić i służyć.
Chorodyńska wzniosła oczy ku niebu i odwróciła się w kierunku Grześka, który stał ze
wzrokiem utkwionym w karetce.
 Wydaliśmy nakaz aresztowania Roksany Czarniewskiej. Myślę, że po zeznaniach tych
tam  wskazała na transporter, do którego pakowani byli porywacze  była żona nie
będzie miała szans wykpić się od kary.
 Najpierw musicie ją tu sprowadzić.
 To będzie europejski nakaz aresztowania. Okręgówka się tym zajmuje.
 Nie mogę w to uwierzyć. Ciągle nie mogę... Jak mogła?
 Czasami nie znamy tych, z którymi jesteśmy blisko.  O tak, ona mogła wiele na ten
temat powiedzieć.  Pana też będziemy jeszcze wzywać.
 Wiem. Jestem do waszej dyspozycji.
Chorodyńska chciała odejść, ale zawahała się. Było jej żal tego załamanego faceta, czuła
też jakąś nieokreśloną solidarność. Jej sprawa była nieco inna, ale też zawiodła się na
byłym mężu, a potem musiała walczyć o córeczkę.
 Ma pan synka, to jest teraz najważniejsze. A reszta się ułoży.
Grzesiek spojrzał na nią ostro.
 A skąd możesz to wiedzieć?  Nie zważał już, że rozmawia z policjantką na służbie.
Podeszła bliżej i spojrzała mu w oczy.
 Wiem więcej, niż mógłbyś przypuszczać. Uwierz mi, nie masz monopolu na życiowe
gówno.
Gdy wsiadła do służbowego passata, czuła na sobie jego wzrok. I miała niejasne
wrażenie, że na pewno jeszcze się spotkają. I to niekoniecznie w sprawie jego byłej
żonyporywaczki.
 Lukas, zawieziesz mnie do Wałbrzycha? Do szpitala? Monika ma zapalenie płuc, ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl