[ Pobierz całość w formacie PDF ]

partnerki. W swoim czasie".
Zaczyna odczuwać sympatię do Jamesa i z żalem podejrzewa, że jest niewiniątkiem, co znaczy, że
w swoim zawodzie może jeszcze dobrze dostać w skórę, i to porządnie, nim upłynie rok. Pracuje jako kie-
rownik redakcji w wydawnictwie, któremu patronuje jedno z wielkich zjednoczeń.
- Nie ma co się śpieszyć - ciągnie James z zadowoleniem. - Oczywiście, z Maurice'em to co innego.
W końcu ma już czterdzieści cztery lata.
- O ile wiem, samiec ludzkiego rodzaju zdolny jest jeszcze do reprodukcji dobrze po siedemdzie-
siÄ…tce.
James zerka na nią z ukosa, niepewny, jak ma to przyjąć.
- A jednak większość z nas woli nie odkładać tego na pózniej.
Tej niedzieli w samym środku lata na drogach panuje tłok, stracili z oczu samochód Maurice'a, któ-
ry ich wyprzedził. Okazuje się, że tłum ludzi krąży po okolicy w poszukiwaniu rozrywki. Wszędzie wzdłuż
drogi widniejÄ… transparenty i tablice reklamowe, oznajmiajÄ…ce, co jest do zaoferowania: wiejski jarmark,
strzelanie do glinianych gołębi, własnoręczne zbieranie truskawek. Najwidoczniej połowa ludności zarabia
na życie zapewnieniem drugiej połowie jakiegoś zajęcia. Paulina zwraca na to uwagę Jamesa, który zgadza
siÄ™ z niÄ… entuzjastycznie.
- Właśnie. I dlatego książka Maurice'a jest nadzwyczaj na czasie. To będzie jeden z naszych wy-
dawniczych przebojów na jesień. Pod warunkiem, że oddamy ją w porę do produkcji. Jeśli TV ją rozre-
klamuje, to będzie ważna publikacja. Dlatego tak siedzę Maurice'owi na karku tego lata. %7łeby mieć pew-
R
L
T
ność, iż dotrzyma terminu. Maurice ma skłonności do rozpraszania się, gotów pomknąć za czymś nowym,
co go zainteresuje.
- Zauważyłam to - potwierdza Paulina.
- To część jego uroku, oczywiście. Ta zdolność do rzucania się z entuzjazmem na najbardziej nie-
oczekiwane rzeczy, żeby potem napisać o tym dowcipną książkę. Coś nam mówi, że Maurice ma przed
sobą przyszłość.
Paulina pyta Jamesa, od jak dawna zna Maurice'a. Widzi, że wyraznie jest pod jego urokiem.
- Przyszedł do nas porozmawiać o książce jakieś trzy lata temu, kiedy ten pomysł zaczynał w nim
dojrzewać, a myśmy się naturalnie na to rzucili. Praca z Maurice'em to najlepsze, co mogło mi się przyda-
rzyć.
- Niech pan skręci w prawo - przerywa mu Paulina. - Już prawie dojeżdżamy.
James skręca w boczną drogę i włącza się w kolejne ruchliwe pasmo.
- Harper i Collins przygotowują to w Stanach. Są naprawdę dobrzy. Amerykańska część książki jest
świetna, zawiera pierwszorzędny materiał dotyczący historii rezerwatów. Bardzo dowcipny, bardzo w stylu
Maurice'a. Będzie to naprawdę obrazowa, świetna książka, jestem pod wielkim wrażeniem.
 Och, książki, książki - myśli Paulina. - Zgubne przedmioty".
- Kiedyś chciałam spalić pewną książkę, nawet już zaczęłam - mówi. - W maszynopisie.
James patrzy na niÄ… z ukosa, zaskoczony.
- Proszę, niech pan nikomu o tym nie piśnie, bo będę skończona w moim zawodzie.
- Przysięgam. Ale dlaczego tylko pani zaczęła?
- Głębokie uwarunkowania wzięły górę.
- Czyja to była książka?
- Mojego męża. Mojego eks-męża.
- Och... - James jest wyraznie rozczarowany. - Myślałem, że to był jeden z pani autorów.
- Lepiej, żeby pan teraz skręcił - radzi Paulina. - Zdaje się, że tu jest parking. - Przyjechali już bo-
wiem do Worsham i muszą stanąć przed problemem, jak oderwać się od samochodu i stać się bardziej
ludzmi niż ulicznym ruchem. James nie będzie teraz słuchał o paleniu książki. - Tam są nasi - wskazuje. -
Też tędy jadą.
Wcale nie tak łatwo spalić książkę. Bierze pierwszą stronę - pierwszą stronę pierwszego rozdziału -
i zgniata ją w pięści. Kładzie ją na kratę malutkiego wiktoriańskiego kominka, który stanowi motyw deko-
racyjny w odnowionym, centralnie ogrzewanym, szeregowym domku w małym katedralnym miasteczku.
Zapala zapałkę i przykłada ją do papierowej kulki, która zajmuje się płomieniem. Kilka piórek zwęglonego
papieru sfruwa na dywan. Paulina podchodzi do stołu i wyciąga stronę drugą z kupki maszynopisu, zgniata
ją, wkłada do kominka, zapala następną zapałkę.
Za każdym razem, ilekroć wraca do tej sceny, staje się ona holenderskim wnętrzem. Patrzy na nią z
zaciekawioną obojętnością: cichy pokój, w poprzek którego leży klin słonecznego światła, wpadającego
R
L
T
przez otwarte drzwi, za nimi widać w ogrodzie wózek, w którym śpi niemowlę, młoda kobieta pochyla się
przed kominkiem, czyniąc coś z papierem i zapałkami.
To scena, którą zobaczył Harry, gdy wszedł do pokoju. Tylko że ona siedziała już wtedy przy stole.
Zatrzymuje się, czując, że coś jest nie tak.
- Co robisz?
- Palę twoją książkę - odpowiada mu.
Harry blednie. Nigdy dotąd nie widziała nikogo, kto by tak zbladł. Na jej oczach twarz mężczyzny
się zmienia, odbarwia się, jakby odpłynęła z niej krew. Harry nie może przemówić. Stoi, wpatrując się
martwo jak widmo w kominek, w czarny kopczyk w jego wnętrzu, na zwęglone strzępki na dywanie. A
potem zwraca spojrzenie na stół. Widzi stertę papieru, maszynopis wystający spod gazety. Wyciąga rękę.
- Nie martw się - mówi Paulina. - Nie mogłam dobrnąć do końca. Jestem zbyt dobrze wychowana.
Harry gorączkowo wertuje maszynopis. Widzi, że brakuje tylko dwóch pierwszych stron. Krew
znowu napływa mu do twarzy.
- Ale zaczęłam to robić - mówi Paulina. - W duchu tego chciałam. To ciało mnie zawiodło.
Teraz zamiast na maszynopis patrzy na niÄ….
- Dlaczego? Dlaczego, na litość boską? Spogląda mu w oczy.
- Ty wiesz - odpowiada.
Worsham spełnia wszystkie oczekiwania Maurice'a; przelewają się przez nie tłumy. Chodniki sze-
rokiej głównej ulicy aż się roją od ludzi, sunących powoli wzdłuż antykwariatów, galerii obrazów i pubów
z ukwieconymi frontonami. Maurice wpada do Ośrodka Informacji, żeby wziąć kilka broszur, choć posia-
dana przez niego kolekcja osiągnęła już chyba wagę państwową. Carol popłynęła za nim. Teresa podaje
Luke'owi jakiÅ› sok.
- O czym była ta książka pani męża? - pyta James. Może uważa, że takie pytanie będzie bardziej
taktowne niż to, dlaczego chciała spalić książkę. A może kieruje nim zawodowa ciekawość. Stoją przed
sklepem z dziełami sztuki, przyglądając się bez zainteresowania drogim wyrobom garncarskim i dziecin-
nym zabawkom z polerowanego cisu.
- Z historii demografii. Analiza trendów ludności w siedemnastym wieku.
- Aha - mówi James.
- No tak. Właściwie interesująca książka. Był w tym okresie w awangardzie akademickiej mody.
Teraz Maurice przyłączył się do nich i kartkuje przyniesione broszury.
- Na prawo. Pierwszy przystanek: Wzorowa WieÅ›.
- Wzór jakiej wsi? - chce się dowiedzieć James.
- Byle jakiej. Apokryficznej, idealnej wsi. Wszystko w skali, piszą tutaj, ale na wysokość pasa, a
przez okna można obejrzeć znakomicie odtworzone dziewiętnastowieczne wnętrza.
- Musimy to zobaczyć? - pyta Teresa. - Tam jest okropna kolejka. Widziałam to już poprzednim ra-
zem.
R
L
T
- Myślę, że ty i Luke możecie sobie darować. - Maurice kładzie dłoń na jej ramieniu w geście od-
puszczenia. - Idz i kup sobie lody.
- Mnie też wykreśl - oznajmia Paulina.
James i Carol wybierają się z Maurice'em. Cała trójka znika w poszukiwaniu kolejki czekającej na
wejście do Wzorowej Wsi, a Teresa i Paulina wędrują w górę głównej ulicy.
- Nie żadne lody - prostuje Paulina. - Porządną filiżankę herbaty. W jakiejś pierwszorzędnej spe-
lunce z obrusami i sitkiem na herbatÄ™.
Worsham robi dobre interesy. Zgarnia, ile może. Każdy z odwiedzających najpewniej wyda jakieś
pieniądze, chociażby tylko na orzezwiające napoje i pocztówki. Spora część da się namówić na kubek rze- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •