[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na chwilę i przyglądał się zdjęciu Todda bawiącego się ze starą kotką. To twój
syn? spytał burkliwie.
Przytaknęła. Nie można było liczyć, że odezwą się w nim jakieś ojcowskie
instynkty. Był zbyt wielki, zbyt potężny, zbyt nieustępliwy. Pachniał słońcem,
męskością i kakaowym masłem. To połączenie sprawiało, że zakręciło się jej w
głowie.
Droga Lady odezwał się, odsuwając zdjęcia rozrzucone pomiędzy nimi na
stole rozwiązanie jest proste: oddaj kota, a dziecku spraw innego.
To niemożliwe zaoponowała stanowczo Lindsey. Chciałam właśnie
wytłumaczyć...
A co tu jest do tłumaczenia? Mało jest biało-czarnych kotów na świecie?
Ale nie takich jak ten.
Starała się od niego odsunąć, ale pochylił się w jej stronę. Z bliska jego oczy
wyglądały jeszcze bardziej niesamowicie: mniej było w nich szarości, a w głębi
zdawały się połyskiwać niebieskie plamki w odcieniu ciepłego lazuru.
Zawracanie głowy. Popatrz tu wskazał w kierunku kubryka. Obok
kuchennego blatu stała otwarta torba z kocią karmą i do połowy napełniona
miseczka. Na torbie, pod napisem firmowym, umieszczona była wielka fotografia
czarno-białego kota. Lindsey z niepokojem zauważyła, że gdyby nie brak czarnej
łatki na nosie, to wyglądałby on identycznie jak dorosły Bożo.
No i co z tego? spytała, szykując się do obrony. Niektóre koty są trochę
do niego podobne. I to wszystko.
Lady! Ja mam naprawdę jego dobre zdjęcia. Tak się bowiem składa, że nie
tylko należy on do mnie, ale jest również zastrzeżonym symbolem firmowym.
Zastrzeżonym symbolem? powtórzyła za nim jak echo.
Owszem potwierdził ponuro Max. Wiesz chyba, że tego rodzaju znaki
chroni prawo autorskie. Mogą mieć formę symbolu graficznego, a równie dobrze
fotografii. I właśnie fotografia tego kota jest identyfikatorem produktów dwóch
firm, w których mam główne udziały: Cat Records" i Cat Record Distribution".
Zainwestowałem pięćdziesiąt tysięcy dolarów w reklamę i marketing. Brakuje
tylko kilku dodatkowych zdjęć. A poza tym kota używa się czasami na jublach z
okazji promocji pewnych płyt. Musi być zdrowy, żywy i ten sam.
Pięćdziesiąt tysięcy? wyjąkała przerażona.
Sięgnął do teczki, która spoczywała oparta o stół, wyjął z niej folder i rozłożył
go przed nią.
Owszem, pięćdziesiąt wycedził przez zęby. No więc jak? Oddajesz kota,
czy wolisz za niego zapłacić?
Zmartwiała, wpatrując się w kartki, które przed nią przewracał. Była to makieta
katalogu firmowego. Prawie na każdej stronie znajdowały się zdjęcia Bożo. Mignął
jej przed oczami jego wizerunek z reklamowym tekstem: Najostrzejszy kociak w
mieście jest jeszcze małolatem ale poczekaj trochę!" Bożo wyglądał z
dziesiątków reklamówek, trochę podobny do dachowego włóczęgi, a trochę do
błazna.
Poczuła skurcz w żołądku. Znała się trochę na grafice, druku i związanych z
tym kosztach produkcji. Nie było wątpliwości, że Max musiał w to zainwestować
około pięćdziesięciu tysięcy dolarów. I każdy cent zależał od tego jedynego,
niepowtarzalnego kociego pyszczka. Rzecz nie do podrobienia.
W dodatku kot nie należy jedynie do mnie zagrzmiał Max. Gdyby tak
było, mógłbym ci ostatecznie zrobić z niego prezent. Ale jest on własnością firmy.
Oddawaj więc go albo płać te pięćdziesiąt kawałków, tak żeby można było to
wszystko zastąpić. Trzasnął dłonią w folder. Plus oczywiście kilkaset tysięcy
dolarów odszkodowania za straty, które poniesiemy wchodząc z tym pózniej na
rynek. No więc jak, królewno? Jedziemy do Vaca Key?
Lindsey powtarzała sobie w myślach tę bajońską sumę, w oczach migotały jej
fotografie kota i obawiała się, że zemdleje. Przypomniała sobie jednak Todda i
wszystko, co przeżył i wiedziała już, że nigdy się na to nie zgodzi.
Nie powiedziała ochrypłym głosem. Aby dać wyraz swej determinacji,
odtrąciła spoczywającą na folderze dłoń Maxa i zamknęła z trzaskiem okładkę.
Najwyrazniej to go zaskoczyło. Spojrzał na nią ze złością.
Lady! Wtopiłem w tego kocura pięćdziesiąt kawałków. Czy ty naprawdę
chcesz wylądować w przytułku dla biednych?
Nie! odpowiedziała twardo. Kot należy do mojego syna. Myśmy go mieli
pierwsi. Nie mam nic przeciwko temu, żebyś sobie używał jego fotografii, ale...
Lady...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]