[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kobieta, mogło to oznaczad pojedynek, albo przynajmniej surowy wyrok rady szczepu. A tu
najwyrazniej każdy na tyle silny, by utrzymad się na nogach, rozkopywał prowadzący do podziemi
szyb.
 Dobanpu chyba przemówił  wyszeptała Valeria.
 Zapewne  przytaknÄ…Å‚ Conan.  Masz ochotÄ™ na rundkÄ™ po podziemiach?
 %7łeby upolowad pożeracza siły życiowej?  wyglądała, jakby się sobą brzydziła.  No tak&
Słyszałam, że w Khitaju mają takie przysłowie:  Uważaj, o co prosisz, bo bogowie mogą to spełnid .
Zdaje się, że odrobinkę za mocno pragnęliśmy wejśd do podziemi.
 Co się stało, to się nie odstanie  posumował Conan. Odpiął pas i wręczył go Valerii wraz z
broniÄ….  ZanieÅ› to do chaty. Znam siÄ™ trochÄ™ na takiej robocie, mogÄ™ siÄ™ przydad Ichiribu.
XIII
Ostatnich pięddziesięciu wojowników rozpłynęło się w dżungli, gdy wzgórza na wschodzie
rozświetlił świt. Wobeku odprowadził ich wzrokiem, twarz miał poważną.
Wątpił, czy uda mu się zmylid Chabano& i rzeczywiście, nie udało się.
 Tak się boisz o życie ludzi z nie twojego szczepu?  zapytał wódz. Wobeku wyraznie słyszał w
jego głosie kpinę.
 Kwanyjczycy są teraz moim szczepem  odpowiedział Wobeku.  Czy ich wódz nie wierzy
przysięgom złożonym mu w obecności Najwyższego Kapłana Ryku?
 WierzÄ™.
Chabano nie mógł powiedzied nic innego. Może nie ufał Ryku, tak jak Wobeku nie ufał jemu. Jednak
wypowiedzied taką wątpliwośd na głos& to nie licowało z mądrością wodza.
 Mam zaufanie do ludzi, których wysyłasz na pola i pastwiska Ichiribu  rzekł Wobeku. 
WykonajÄ… godnÄ… pracÄ™, mylÄ…c wroga. Ichiribu nie mogÄ… sobie pozwolid na stratÄ™ tych ziem, nie
ryzykując głodu. Jednak do ich obrony musieliby użyd tylu wojowników, że nie starczyłoby ich na
obronę innych terytoriów. Boli mnie tylko, że nie mogę iśd z nimi.
 JesteÅ› potrzebny tutaj, Wobeku.
Nie wspomniał, że Wobeku nie cieszył się zaufaniem kwanyjskich wojowników na tyle, by czud się
bezpiecznie z dala od wodza.
 Przez lata byłem bidui na pastwiskach  nalegał Wobeku.  Potem należałem do strzegącej pól
uprawnych fandy. Znam każdą chatę, każdą dolinę, każde zródło na tej ziemi. Gdybym poszedł, nawet
jako zwykły przewodnik, wysłani przez ciebie ludzie mieliby ułatwione zadanie. Więcej z nich
przeżyłoby, aby chwalid się kobietom swymi osiągnięciami.
 Wobeku, kiedy zwyciężymy, nie wystarczy kobiet do słuchania naszych opowieści. Zabraknie też
piwa, którym będziemy zraszad nasze gardła.
Wobeku przykląkł przed wodzem, podniósł się, gdy otrzymał pozwolenie, i odszedł. Dopiero kiedy
Chabano nie mógł go zobaczyd, ośmielił się uczynid niepochlebny gest.
Chabano kusił bogów, ale to prawo wodza. Wobeku nie był wodzem i szczerze wątpił, czy kiedyś
nim zostanie, nawet gdyby Chabano zdobył wszystkie ziemie aż do Słonej Wody. Marzył o tym, gdy
godził się mu służyd, ale to były mrzonki młodego człowieka. Teraz, kiedy Wobeku przeżył więcej
wiosen i poznał więcej prawd tego świata, zadowoliłoby go, gdyby zakooczył życie słysząc pieśo
śmierci śpiewaną mu przez jego synów, podczas gdy kobiety obmywałyby jego ciało, a jego bydło i
plony z jego pól zapewniłyby ucztę wydaną dla przyjaciół, gdy dym ze stosu ciałopalnego unosiłby go
do bogów.
Pomyślał, że poprosi o Mokossę jako o pierwszą nagrodę za zwycięstwo. Była nie tylko miła dla oka,
ale też bystra i zdrowa& dobra matka dla jego synów.
Conan sprawdzał właśnie wojowników, przygotowanych, by zejśd do podziemi, gdy przybiegł
chłopiec bidui i wezwał go do Seyganko. Twarz chłopca mówiła, że to bardzo pilne, więc Cymeryjczyk
nie tracił ani chwili.
Skinął na Valerię, która odłożyła sakwy na tarczę i podbiegła do niego. Nawet po nocy wypełnionej
miłosnymi igraszkami, Conan z przyjemnością patrzył na jej zwinne ruchy. Jeszcze większą satysfakcję
dawała mu myśl, że będzie ją miał tuż za plecami, kiedy znów zanurzą się w zaklęte tunele pod
jeziorem.
 Valerio, możesz za mnie dokooczyd? Sprawdzaj, czy wszyscy mają to, co mieli przynieśd, czy są
trzezwi, i tak dalej&
 Zdaje się, że tylko pijak albo szaleniec zgłosiłby się na taką wyprawę  powiedziała z lekko
drwiącym uśmiechem.
 Albo ci, którzy myślą, że Dobanpu mówi prawdę  odparł Conan.
 Jestem zaskoczona widząc cię wśród nich  szepnęła Valeria.
Conan wzruszył ramionami.
 Cóż, tak się składa, że dotąd nie złapałem Dobanpu ani jego córki na kłamstwie. To stawia go
nieskooczenie wyżej niż większośd czarowników, z którymi miałem do czynienia.  Klepnął ją w
ramię.  Po prostu udawaj, że wiesz co robisz&
 Tak jak ty w łożu?
 Kobieto, czy to moje udawanie sprawiło, że wczorajszej nocy wyłaś jak wilczyca? Pół wioski cię
słyszało. Tak mówią.
Valeria mruknęła jakieś przekleostwo, śmiejąc się pod nosem. Odwróciła się tyłem i Conan widział
tylko, jak jej nagie ramiona drżą od powstrzymywanego śmiechu. Potem pospieszył do Seyganko.
Znalazł wodza siedzącego w kuchni obok przewróconej do góry dnem łodzi. Seyganko oglądał jej
dno, jakby kryły się tam wszystkie tajemnice bogów, albo przynajmniej zwycięstwo nad
Kwanyjczykami.
Seyganko miał zwątpienie wypisane na twarzy. Po części było tak dlatego, że przygniatał go ciężar
prowadzenia ludzi na wojnę, której ani oni, ani cały szczep mogli nie przeżyd. Conan nie był wiele
starszy od Seyganko, ale znacznie częściej znosił taki ciężar i wiedział, że wcale nie stawał się on
lżejszy wraz z nabraniem doświadczenia.
Drugi powód niepokoju Seyganko wkrótce się wyjaśnił.
 Widzieliśmy kwanyjskich wojowników w lesie, na granicy naszych pastwisk i pól. Znaleziono kilka
zabitych kóz i co najmniej jeden pasterz zniknął.
Conan skinął głową. To była sprawa sztuki wojennej, na której dobrze się znał, chod nie zawsze
chciał się do tego przyznad.
 Nigdy nie prowadz wojny licząc na to, że wróg będzie czekał, aż na niego spadniesz jak nocnik z
okna na wysokim piętrze. Chabano chce odciągnąd wojowników od ataku na siebie.
 Zrobi to, jeśli nie pozostawimy naszych stad i pól bez obrony.
 Stada mogÄ… siÄ™ przemieszczad, prawda?
 Tak, ale&
 Wyślij tylu wojowników, by ochronid pasterzy, kiedy będą przeganiad stada na południe, na
wzgórza nad rzeką. Wtedy Kwanyjczycy musieliby maszerowad dwa dni po otwartym polu, żeby do
nich dotrzed. Ty masz łuczników, a oni nie. Jak sądzisz, ilu żywych Kwanyjczyków dotrze do wzgórz?
 Rozumiem.  Seyganko błysnął krótkim uśmiechem.  Ale jeszcze nie zebraliśmy z pól. Jeżeli
spalÄ… nasze plony&
 Jak to, pozwolilibyście podpalaczom działad nie poderżnąwszy im w nocy gardeł?  zapytał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •