[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dzie się pod wpływem tak szalonych, niszczących emocji. Musi
trzymać się z trudem zdobytej stabilizacji psychicznej i wypra-
cowanego z wysiłkiem dystansu do bolesnej przeszłości.
- Nie ma o czym mówić, Brent.
- Ale ty płaczesz.
- To nie twoja wina.
- Moja. Tak jak wtedy.
- To nie była niczyja wina, zapomniałeś o tym?
- Naprawdę nie miałem zamiaru ani cię niepokoić, ani smu-
cić. W tym szczególnych okolicznościach chciałem tylko umie-
ścić ciebie i Shannę w bezpiecznym miejscu. Bierzemy się do
roboty?
Uznała, że to najlepsze wyjście z sytuacji. Nie mogła wrócić
do domu, ponieważ oboje musieli odnalezć Shannę. Nie mogła
też pozostać w kabinie, bo jeszcze moment, a zarzuciłaby Bren-
towi ręce na szyję, zalałaby się łzami i zaczęła błagać, aby wziął
ją w ramiona, aby dał jej wspomnienie, które pomogłoby prze-
trwać kolejne puste lata. Wiedziała bowiem, że żaden mężczy-
zna nigdy nie zastąpi Brenta, a ona sama nie będzie w stanie dać
innemu tego, co już dawno ofiarowała Brentowi. Chociaż poko-
chali się, gdy byli bardzo młodzi, mieli świadomość, że są sobie
przeznaczeni. A że los ich rozdzielił... Tak widocznie musiało
się stać.
Powinna jednak oderwać się od przeszłości i skoncentrować
S
R
na terazniejszości. Pomyślała, że jej bliscy muszą wyjść cało z
tej nieprzyjemnej przygody. Przypilnuje Brenta, żeby postępo-
wał rozsądnie i ostrożnie. Jeżeli uparł się, aby wysłać je daleko
stąd, to ona zmusi go, aby wyjechał razem z nimi.
- Co z kolacją? - spytała
- SÅ‚ucham?
- Miałeś ochotę wziąć się do roboty. Wyprzedziłeś mnie w
drodze do steru, więc teraz może pognasz do kambuza?
- Jasne. - Wstał, podał jej rękę i pomógł podnieść się z koi.
Przez chwilę zawahał się, a ona była przekonana, że Brent znów
jej dotknie i coś powie. Nie zrobił tego. Wyszedł z kabiny i po-
maszerował do kambuza. Kathy poszła jego śladem.
- Co gotujÄ™, panno O'Hara?
- Jeszcze nie wiem - przyznała. Otworzyła małą lodówkę
wbudowaną pod rzezbionym dębowym blatem i zaczęła prze-
glądać zapasy. - Zrób omlety! - poleciła w końcu. Na zlewie z
nierdzewnej stali postawiła opakowanie z tuzinem jajek i sięg-
nęła po dodatki. - Pieczarki, papryka, cebula, ser, kiełbasa...
- Bez kiełbasy, panno O Hara. Chyba jest przeznaczona dla
tej nowej miłości twojego życia. Zapomniałaś, że ja nie znoszę
kiełbasy?
Mówił lekkim tonem, ale w jego głosie dała się słyszeć nuta
irytacji. Kathy zerknęła na Brenta kątem oka. Opierał się o blat i
przyglądał się jej, a w jego oczach błyszczały złociste światełka.
A więc o to chodzi, pomyślała. Nadal pamiętała te oznaki nad-
chodzącej burzy. Uśmiechnęła się słodko, zastanawiając się,
dlaczego wcale nie przejęła się perspektywą wybuchu gniewu
Brenta. Czyżby był zazdrosny? Jeśli tak, to bardzo jej się to po-
dobało, świadczyłoby bowiem o tym, że nie stała się mu cał-
kiem obojętna. Nie miał żadnych powodów do zazdrości, ale o
S
R
tym nie wiedział.
- Wybacz - powiedziała uprzejmie. - Zapomniałam.
- Masz tu jakieÅ› normalne piwo?
- Normalne?
- Dobry, amerykański napój, a nie tę modną wodę, którą pija
twój... przyjaciel.
Część zapasów kupiła Shanna, która zawsze wybierała ulu-
bione przysmaki ojca. Kathy rzuciła mu puszkę piwa.
- Dzięki. Widzę, że jeszcze pamiętasz to i owo.
- To nie ja, tylko twoja córka.
- Dobry z niego żeglarz? - Brent nieoczekiwanie zmienił te-
mat.
- Nie najgorszy.
- Sądziłem, że więcej oczekujesz od życia.
- Mówiliśmy o talentach żeglarskich.
- Czyżby? A ja myślałem, że jeszcze o czymś. Ten osobnik
we wszystkim bywa tylko niezły lub nie najgorszy. Nie jest do-
bry, wspaniały czy cudowny. Jedynie niezły. Należy ci się coś
znacznie lepszego, Kathy.
- Dlatego, że ty byłeś taki wspaniały? - spytała prowokująco.
Uśmiechnął się w odpowiedzi i ujął w palce kosmyk jej wło-
sów.
- Nadal jestem wspaniały - mruknął. - W niektórych spra-
wach oboje byliśmy wspaniali.
Odsunęła się gwałtownie, uderzając głową o szafkę. Wyciąg-
nął rękę, ale Kathy szybko zrobiła unik.
- Nic mi nie jest - zapewniła. - A ty podobno miałeś coś ugo-
tować.
Pociągnął łyk piwa, odstawił puszkę na blat i zaczął grzebać
w szafce.
S
R
- Gdzie, u licha, podziała się patelnia?
- Coś takiego! Pamiętasz drogę do przystani, rozkład łodzi i
mnóstwo innych rzeczy, ale zapominasz, gdzie trzyma się garn-
ki!
Uznała, że umrą z głodu, jeśli nie skłoni Brenta do działania.
Znalazła dużą patelnię i deseczkę do krojenia, tymczasem on
zdołał odszukać w lodówce masło. Wyjął je i zaczął kroić chleb.
Układał kromki w wiklinowym koszyczku, natomiast Kathy sie-
kała paprykę, pieczarki i cebulę. Po namyśle doszła do wniosku,
że spróbuje Brenta wypytać. Niczym nie ryzykowała, dopóki
była zajęta i patrzyła na rozdrabniane jarzyny.
- Powiedz mi - odezwała się z wahaniem -jak ci się układa?
Czy ta Marla jest taka... wspaniała? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •