[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przypuszczenia. - Ciągle jesteś bardzo gorący, ale w końcu minęło tylko kilka godzin, a nie dwadzieścia
cztery.
Może jego oczy wciąż były zamglone z powodu gorączki, ale na widok ich intensywnej zieleni T.J. i tak
poczuła niepokój. Szybko odwróciła wzrok w inną stronę. Podniosła dzbanek, nalała soku do szklanki i
podała ją Christopherowi.
- Przyniosłam sok pomarańczowy - powiedziała. - Musisz pić teraz dużo płynów.
Jej dotyk był taki łagodny i delikatny. Christopher spojrzał w oczy tej kobiety i ze zdumieniem ujrzał w
nich autentycznÄ… troskÄ™.
A jednak nie można wierzyć we wszystko, co piszą gazety, pomyślał. Theresę Cohran przedstawiano w
nich jako rozrywkową kobietkę o nieokiełznanym temperamencie, która specjalizuje się raczej w
wywoływaniu gorączki niż w jej zbijaniu.
Może po prostu umiała i jedno, i drugie.
- Kilka godzin? - Dopiero teraz dotarły do niego jej słowa.
- Pięć - skinęła głową - przez cały czas spałeś.
- Mam przecież powrotny lot do... - zaczął słabo.
- Już się tym zajęłam - przerwała. Wcześniej przeszukała kieszenie jego marynarki w poszukiwaniu biletu.
- Zmieniłam ci rezerwację na niedzielę. - Teraz był piątek. Dwa dni powinny wystarczyć, by doszedł do
siebie. A jeśli nie, ponownie zmienią termin. - Zadzwoniłam też do twojego asystenta i opowiedziałam mu,
co się stało.
Cóż, Christopher mógł tylko słuchać, kiwać głową i pozwalać, aby sprawy toczyły się własnym trybem.
- Działasz bardzo sprawnie - mruknął.
- Staram siÄ™. A teraz wypij ten sok.
- Czy to twój dom? - Wziął od niej szklankę. Przytaknęła. Nie miał wcale ochoty na sok pomarańczowy,
ale skoro zadała sobie tyle trudu, żeby zdobyć go dla niego, posłusznie wypił do dna. Coś w jej postawie
podpowiedziało mu, że gdyby odmówił, z pewnością starałaby się go do tego przekonać, a póki co wolał nie
tracić czasu i sił na długie debaty.
- Dlaczego mnie tu przywiozłaś? - zapytał. Wzruszyła niedbale ramieniem i odparła nagłą chęć, by
odgarnąć lok z jego czoła. Wystarczy tego dotykania.
- Bo byłeś chory - wyjaśniła. - Porzucenie cię w przydrożnym rowie byłoby mniej eleganckie, nie sądzisz?
Skrzywił się lekko. Dowcipna. Dowcipne osoby zazwyczaj niezmiernie go irytowały. Tym razem jednak
uznał, że uwaga ta jest znośna, poza tym konsekwentnie starał się unikać okazji do sporów.
- Dlaczego nie odwiozłaś mnie do hotelu?
- W mieście odbywa się wielki kongres komputerowy. Sądzę, że pozajmowane są nawet mysie dziury -
wyjaśniła. - Poza tym porzucanie chorego osobnika w hotelu też nie wydaje mi się szczytem elegancji.
- Jasne, dzięki. Wiesz jednak, że może to zaszkodzić naszym interesom - zauważył.
Z doświadczenia wiedział, że ludzie nie robią niczego bezinteresownie. Dałby głowę, że tak też było w tym
wypadku. On był klientem, który dawał szansę na intratny kontrakt, a ona starała się go kupić. Ale żeby w
ten sposób?
T.J. odgadła, o czym pomyślał, i westchnęła w duchu. Facet był cynikiem. Przykre, że ktoś tak młody i
przystojny ma takie ponure wyobrażenie o świecie. Przecież naprawdę chciała mu pomóc. Czy to jednak jej
sprawa? Jej zadaniem było przekonać go, że ma do czynienia z Theresą, oraz sprawić, aby zaakceptował i
podpisał umowę. To wszystko. Nie musi się martwić o zbawienie jego duszy, tylko o podpis pod
12
dokumentem.
- Wiem - zgodziła się. - I nie tylko to może im zaszkodzić - dodała z uśmiechem podpatrzonym u Theresy.
Seksownym i na tyle tajemniczym, aby zaintrygować każdego mężczyznę. O to chodzi! Kuzynka byłaby z
niej dumna.
- Nie tylko to? - Ciemne brwi Christophera zmarszczyły się nad doskonale wykrojonym nosem.
- Dostaję bzika, gdy widzę pulsujące męskie skronie - wyjaśniła ze słodkim westchnieniem. - A twój puls
galopował jak diabli.
Ostrożnie wyjęła szklankę z jego ręki, nachyliła się ku niemu i pieszczotliwym ruchem dłoni wygładziła
białą narzutę. Na chwilę zajrzała mu w oczy i przytrzymała twarz na wysokości jego twarzy. Niestety, tym
razem to jej puls przyśpieszył.
- No dobrze, porozmawiamy sobie pózniej. Teraz odpoczywaj - powiedziała. - Musisz nabrać sił. Taki
kontrakt to nie bułka z masłem.
Christopher nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Nie mógł pozostać obojętny wobec seksapilu,
jawnie prowokacyjnego zachowania, które pasowało zresztą do reputacji Theresy Cohran - choć już nie do
tego końskiego ogona, który kołysał się z tyłu jej głowy. Przez sekundę czuł nieodparte pragnienie, aby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •