[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ipogodzie, apotem ustaliłyśmy, żenastępnego dnia popołudniu zjawię się wjej gabinecie
wLower Garden District, przy Trzeciej Ulicy, wpobliżu Coliseum.
 Biały domek obok tej wielkiej rezydencji narogu  powiedziała, zupełnie
jakbym znała tęokolicę. Wrzeczywistości unikałam jak ognia wszelkich atrakcji
turystycznych, tłumów, ludzi wogóle. Odparłam jednak, żenie będę miała problemu
ztrafieniem.  Przy bramie jest dzwonek. Zarezerwuj sobie kilka godzin. Pierwsza
konsultacja zawsze trwa najdłużej.
Dell weszła dokuchni, gdy odrywałam kawałek menu, naktórym zapisałam adres.
Popatrzyła namnie surowo znad okularów doczytania.
 Cojest?  warknęłam.
Jakiego rodzaju pomoc chciała zaoferować tacała Matilda? Nie miałam pojęcia,
ale każda pomoc, która mogła doprowadzić donamiętnego mężczyzny siedzącego
naprzeciwko mnie przy stoliku, była mile widziana. Mimo totrochę się martwiłam.
Cassie, wogóle nie znasz tej kobiety. Jakoś sobie radzisz. Nie potrzebujesz cudzej
pomocy. Wszystko ztobą wporządku. Tak przemówił domnie mój umysł, ciało jednak
kazało mu się zamknąć. Inatym się skończyło.
Wdniu naszego spotkania wyszłam zpracy wcześniej niż zwykle, nie czekając
naTracinę ani Willa. Gdy tylko ruch zmalał, wykrzyczałam pożegnanie doDell, poczym
poszłam dodomu, żeby wziąć prysznic. Zgłębi szafy wyciągnęłam białą sukienkę
naramiączkach, którą kupiłam natrzydzieste urodziny. Tamtego wieczoru Scott mnie
wystawił iodtamtej pory nie miałam jej nasobie. Pięć lat spędzonych napołudniu
przyciemniło moją skórę, acztery lata kelnerowania ujędrniło ramiona. Byłam wszoku,
gdy okazało się, żeteraz wyglądam wniej lepiej niż kiedyś. Stojąc przed wielkim lustrem,
przyłożyłam dłoń dobrzucha. Dlaczego czułam mdłości? Czy dlatego żedopuszczałam
doswojego życia coś nowego, jakiś element podniecenia, amoże nawet
niebezpieczeństwa? Poddanie się, hojność, nieustraszoność, odwaga. Nie zapamiętałam
wszystkich kroków, ale rozmyślanie nad nimi przez cały ostatni tydzień wytworzyło we
mnie tak niewiarygodne ciśnienie, żetelefon doMatildy stał się bardziej wewnętrznym
przymusem niż świadomą decyzją.
NaMagazine Street było pełno turystów kierujących się doGarden District.
Skręciłam wTrzecią Ulicę istanęłam przed irlandzkim barem Tracey s. Zastanawiałam się
przez chwilę, czy nie strzelić sobie kilku głębszych dla kurażu. Zaraz poprzeprowadzce
odbyliśmy zeScottem wycieczkę doGarden District, by pogapić się nawielobarwne
rezydencje, przykłady stylu Greek Revival iwłoskiej architektury, nabramy zkutego
żelaza, awszystko toażkapiące odzłota. Nowy Orlean był pełen kontrastów. Bogate
dzielnice sąsiadowały tuzbiednymi, apiękne zbrzydkimi. Scotta doprowadzało
todofrustracji, ale mnie się podobało. Lubiłam skrajności.
Kierowałam się napółnoc. Przy Camp Street zawahałam się. Czy przypadkiem nie
szłam wzłym kierunku? Zatrzymałam się raptownie, powodując mały karambol.
 Przepraszam  powiedziałam doprzestraszonej młodej kobiety za mną, która
trzymała za ręce dwoje dzieci, wtym może dwuletniego umorusanego szkraba. Ruszyłam
dalej Trzecią Ulicą, idąc bliżej domów, by grupy turystów mogły mnie swobodnie
wyprzedzać.
Zawróć iidz dodomu. Nie potrzebujesz pomocy.
Oczywiście, żepotrzebuję! Tylko jedna sesja. Jedna, najwyżej dwie godziny
zMatildą. Comi może grozić?
Ajeśli zrobią ci coś złego? Coś, czego nie chcesz?
Tośmieszne. Napewno tak nie będzie.
SkÄ…d wiesz?
Matilda była dla mnie miła. Dostrzegła moją samotność iwcale jej nie wyśmiała.
Dała mi odczuć, żetoprzejściowy stan, może nawet uleczalny.
Jeśli jesteś ażtak samotna, dlaczego nie chodzisz dobarów tak jak wszyscy?
Zestrachu.
Zestrachu? Chcesz mi wmówić, żeto, cochcesz zrobić, jest mniej przerażające?
 Tak, właśnie tak&  wymamrotałam.
 Cassie? Czy toty?  usłyszałam iodwróciłam się. Nachodniku za mną stała
Matilda zwyrazem troski natwarzy. Wjednej ręce trzymała reklamówkę, awdrugiej bukiet
mieczyków.
 Wszystko gra? Nie możesz trafić?
Zroztargnieniem wczepiłam się palcami wbramę zkutego żelaza.
 Boże drogi! Cześć. Tak. Nie. Chyba jestem trochę za wcześnie. Chciałam gdzieś
usiąść nachwilę.
 Jesteś dokładnie oczasie. Chodz, zrobię ci coś zimnego dopicia. Strasznie
gorÄ…co.
Nie miałam wyjścia. Nie mogłam zawrócić. Mogłam już tylko iść za tąkobietą.
Wystukała skomplikowany kod ipchnęła bramę. Zerknęłam jeszcze naTrzecią Ulicę
izobaczyłam Pięć Lat oddalającego się chyłkiem bez patrzenia namnie.
Ruszyłam za Matildą przez dziedziniec porośnięty bujną winoroślą idrzewami.
Mój umysł wciąż zachowywał się jak przestraszony szkrab uczepiony nóg matki.
Szłyśmy doładnych czerwonych drzwi. Biały domek polewej stronie ogromnej rezydencji
był ledwie widoczny zulicy. Zakręciło mi się wgłowie.
 Stój. Zaczekaj. Nie jestem pewna, czy chcę tozrobić.
 Cozrobić, Cassie?  Matilda odwróciła się domnie. Czerwone kwiaty tkwiące
wrudych włosach okalały jej twarz.
 To. Cokolwiek tojest.
Roześmiała się.
 Może najpierw przekonasz się, cototakiego, adopiero potem podejmiesz
decyzję? Coty nato? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •