[ Pobierz całość w formacie PDF ]

-jesteśmy w końcu małżeństwem i oboje potrzebujemy
pomocy.
- Tak - zgodził się z ulgą w głosie. - Bez więzów, bez
zobowiązań. Po prostu dwoje kochających się przyjaciół
pomagajÄ…cych sobie w trudnych chwilach.
W nocy obudziła się, czując, że nie, ma go przy niej.
Zeszła po cichu na dół i zobaczyła przez otwarte drzwi
gabinetu, że Carlyle siedzi przy biurku i wpatruje siew fo-
tografię Helen z nowo narodzoną Emmą. W drugiej ręce
trzymał zdjęcie Emmy, idącej z Briony wśród opadających
liści. Patrzył na nie jak we śnie, a potem odrzucił obydwie
fotografie i ukrył twarz w dłoniach. Briony z ciężkim ser-
cem wróciła do łóżka.
Okazało się jednak, że zdarzenia tej nocy miały przy-
S
R
najmniej jedną dobrą stronę. Emma zobaczyła, jak Briony
ogląda fotografię Sally i zaczęła zadawać jej pytania. Mog-
ła jej wtedy otwarcie opowiedzieć o siostrze. Emma nic nie
powiedziała, ale objęła ją serdecznie za szyję.
Także i Carlyle'owi pokazała potem zdjęcie Sally, sto-
jÄ…cej przed choinkÄ… w stroju cyrkowego magika.
- Dałam jej na gwiazdkę zestaw do sztuk ma-
gicznych. Ale ona chciała mieć rower - powiedziała
ze smutkiem. - Wytłumaczyłam jej, że mnie na to nie stać.
Była rozczarowana, lecz zachowała się bardzo dzielnie.
Uśmiechnęła się i powiedziała:  To może na przyszły rok",
a ja obiecałam. Gdybym wiedziała, że ma przed sobą tylko
kilka tygodni życia, zdobyłabym jakoś dla niej ten rower
- westchnęła. - Wkrótce będą znów święta.
- O Boże - jęknął cicho Carlyle. - Emma...
- Urządzimy dla niej najpiękniejszą gwiazdkę, jaką kie-
dykolwiek miała.
- Kiedyś zastanawiałem się, kto mi da siłę, żeby znieść
to wszystko. Teraz już wiem, że ty. Ale skąd ty bierzesz
swoją siłę?
Z miłości do ciebie, powiedziała w duszy. Nie wie-
działam, że miłość pozwala znieść wszystko. Teraz już
wiem...
Emma z góry zapowiedziała, co chce dostać w prezen-
cie pod choinkÄ™.
- Proszę o lekcje tańca. Chodziłam na nie przed choro-
bą, ale teraz już wyzdrowiałam.
- Jeszcze nie - powiedział Carlyle. - Poczekaj, aż
będziesz silniejsza. W każdym razie lekcje tańca nie
S
R
zmieszczą się w pończosze, w której będą wszystkie po-
darki.
- Zmieszczą się. Zwięty Mikołaj znajdzie na to sposób,
on może wszystko.
- Ale ja nie mogę - zaprzeczył Carlyle.
- To nie będziesz ty, to będzie Zwięty Mikołaj -upie-
rała się Emma.
- Co to za gadanie o Zwiętym Mikołaju? - Carlyle
przerwał jej zaskoczony. - W zeszłym roku mówiłaś, że
w niego nie wierzysz.
- Nie mówiłam.
- Ależ tak, pamiętam.
- Nie, nie mówiłam, tatusiu. - Emma otworzyła szero-
ko niewinne oczęta.
- Musiałem nie zrozumieć - wycofał się szybko, po-
chwyciwszy ostrzegawcze spojrzenie Briony.
- Zwięty Mikołaj przychodzi do nas przez okno na
półpiętrze, bo nie mamy kominka - opowiadała Emma.
- Widziałam go raz, pamiętasz?
- Tak, tak, pamiętam. - Carlyle był najwyrazniej zmie-
szany.
- Kogo ona widziała, jak wchodził przez okno? - spy-
tała Briony, kiedy Emma była już w łóżku.
- Mnie. Mama przez wiele lat kazała mi się przebierać,
ale rzuciłem to, kiedy Emma przestała wierzyć w Zwiętego
Mikołaja.
- Ależ ona nie przestała wierzyć! Gdzie jest ten ko-
stium?
- Na strychu.
- ZnajdÄ™ go i dam do czyszczenia.
S
R
Carlyle był zaniepokojony.
- Dlaczego ona nagle zaczęła znów wierzyć w Zwięte-
go Mikołaja?
Briony pomyślała, że mogłaby mu to łatwo wytłu-
maczyć, ale uznała, że lepiej zachować te domysły dla
siebie.
Pewnego wieczoru, gdy Emma leżała już w łóżku,
wdrapała się na strych, by odszukać kostium Zwiętego
Mikołaja. Nie było to łatwe, gdyż oświetlenie poddasza nie
działało. Wzięła od Carlyle'a latarkę i przeszukując zaku-
rzony strych, oświetlała nią kolejne pudła. Po godzinie
buszowania i daremnego przeglądania ich zawartości
zgrzała się, zakurzyła i zirytowała.
- Co tu robisz? - Carlyle wsunął głowę przez klapę
w podłodze.
- Próbuję znalezć kostium dla ciebie - odrzekła zdener-
wowana. - Ale chyba nie ma go tutaj. Musiałeś coś zle
zapamiętać
- Nie, wiem, że gdzieś tu musi być.
- No więc gdzie? - nalegała już z gniewem. - Mam
dosyć tego szukania.
- Umazałaś sobie nos. - W półmroku mogła dostrzec,
że się ukradkiem uśmiecha.
- Cała jestem umazana.-Próbowała się otrzepać z ku-
rzu, ale z niewielkim skutkiem, mimo że starał się jej
pomóc.
- Teraz i ja jestem zakurzony.
- W porządku, wobec tego nie będziesz się bał pobru-
dzić jeszcze bardziej i znajdziesz mi wreszcie ten płaszcz
- oświadczyła Briony.
- Jeśli dobrze pamiętam, jest w tamtej walizie.
S
R
- Myślisz o tej na samym spodzie? - zapytała z wa-
haniem.
- Właśnie tak. No dobrze, skoro już się tak urządzi-
łem. .. - dodał, widząc niechęć w jej oczach.
Ostrożnie torował sobie drogę do ustawionego pod ścia-
ną stosu pudeł. Po kilku stęknięciach udało mu się wyciąg-
nąć walizę, nie zwalając sobie wszystkiego na kark. Gdy
wywlekli ją i otworzyli, okazało się, że pamięć go nie
zawiodła. W środku leżał starannie złożony staroświecki
strój Zwiętego Mikołaja.
- Zabawne, że kupiłeś coś takiego - zauważyła Briony.
- Kupiła go Helen, kiedy była jeszcze w ciąży. Chciała,
żebym go włożył na pierwsze Boże Narodzenie po urodze-
niu dziecka. No cóż -'westchnął. - Nic z tego nie wyszło.
- Jaka była Helen? - spytała Briony. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •