[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kę, ale ja się boję, bo wiem, że on będzie chciał mieć
dziecko, oznajmiłeś, że życie jest po to, aby się nim cie
szyć, a nie rozpamiętywać dawne tragedie. I radziłeś mi
przyjąć oświadczyny. Posłuchałam cię, Stephen. W przy
szłym tygodniu bierzemy ślub. Zdradzę ci też małą ta
jemnicę: jestem w ciąży!
Pogratulował żonie. Po raz pierwszy, odkąd David za
chorował, Brenda sprawia wrażenie autentycznie szczę
śliwej. Zaczął zastanawiać się nad własną przyszłością.
Może jemu też się uda pokonać dawne lęki?
Zamiast wrócić do domu i przebrać się na kolację
u Jess, skręcił w stronę sklepu jubilerskiego, w którym
kilka miesięcy temu kupił sobie nowy zegarek. Szczę
śliwym trafem znalazł miejsce do parkowania tuż przed
sklepem i zdążył wejść, zanim jubiler zaryglował drzwi
na noc.
Za ladą stał sam właściciel.
- W czym mogę panu pomóc, doktorze Hunter? -
spytał z uśmiechem.
- Chciałbym obejrzeć pierścionki zaręczynowe - od
parł Stephen, pokonując strach. - O, na przykład ten tu
taj...
Zdaniem jubilera, pierścionek z dwuipółkaratowym
brylantem osadzonym w białym złocie był jednym z naj
piękniejszych w sklepie. Również jednym z najdroż
szych, ale Stephen jako wybitny, a co za tym idzie dobrze
DAR %7Å‚YCIA 185
zarabiający hematolog bez trudu mógł sobie na niego po
zwolić.
Musiał tylko zajrzeć w głąb siebie i odpowiedzieć na
pytanie: czy rana po śmierci Davida na tyle się zagoiła,
aby mógł podjąć ryzyko związania się z Jess. Bo zwią
zanie się z Jess oznaczało związanie się z Annie. Kochał
tę dziewczynkę całym sercem, ale co będzie, jeśli nie
zdoła jej uratować? Czy związek z Jess to przetrwa?
Jubiler czekał cierpliwie na decyzję klienta.
- Jest doskonały - przyznał Stephen. - Problem
w tym, że jeszcze się nie oświadczyłem. Więc chciałbym
spytać: gdyby ten pierścionek nie spodobał się mojej wy
brance lub gdyby nie przyjęła oświadczyn, czy mógłbym
go zwrócić?
Pobłażliwy uśmiech na twarzy jubilera świadczył
o tym, że to pytanie padało w tym sklepie tysiące razy.
Odpowiedz brzmiała: tak, klient może odnieść pierścio
nek i otrzymać zwrot pieniędzy.
- Ale muszę pana ostrzec, panie doktorze - dodał
z błyskiem w oku właściciel sklepu. - Tak piękne pier
ścionki rzadko do nas wracają...
W niedzielne popołudnie, kiedy przybyli w trójkę na
grilla do Toddów, pierścionek wciąż tkwił w kieszeni
Stephena. Mimo ciepłej pogody pierwsze oznaki jesieni
były już widoczne choćby w koronach drzew, które po
woli zaczynały przebierać żywsze barwy. Tafla wody lśni
ła w słońcu, jakby migotały na niej miliony malutkich
brylancików.
Zamiast jechać samochodem, Stephen postanowił, że
186 SUZANNE CAREY
tym razem popÅ‚ynÄ… żaglówkÄ…. OdlegÅ‚ość miÄ™dzy Todda¬
mi a Jess była niewielka, najwyżej półtora kilometra, ale
dla Annie była to miła rozrywka. Dziewczynka, ubrana
w kamizelkÄ™ ratunkowÄ… oraz czapkÄ™ chroniÄ…cÄ… przed wia
trem główkę i uszy, patrzyła z zafascynowaniem, jak
Stephen manewruje Å‚odziÄ….
Wreszcie nie wytrzymała:
- Nauczysz mnie żaglować, kiedy wyzdrowieję? Co,
Steve? Nauczysz? Obiecaj, dobrze?
- Z przyjemnością, maleńka - odparł, uśmiechając
się czule. - A właściwie, jeżeli twoja mamusia się zgodzi,
mogłabyś mi pomóc już teraz. Trzeba skierować łódz do
przystani twojej przyjaciółki Chelsea.
Kiedy Jess skinęła głową, Annie przesiadła się i po
słusznie zacisnęła ręce na ramplu. Jess z zadumą obser
wowała mężczyznę i dziecko. Mieli identycznej barwy
włosy, identyczny odcień skóry; śmiało mogliby być oj
cem i córką. Ciekawe, czy za rok od dziś nadal będziemy
razem, szczęśliwi i zdrowi?
Frank Todd z Carterem czekali na przystani.
- Już są! Przypłynęli! - zawołał Frank do Lindsay
i Chelsea, które machały do gości z okna w kuchni.
Plan był taki, że dorośli posiedzą na tarasie i poroz
mawiajÄ…, dzieci pobawiÄ… siÄ™ w ogrodzie, a za godzinÄ™
wszyscy zjedzą kolację. Ponieważ jednak oboje gospo
darze mieli dyżur telefoniczny, plan spalił na panewce.
Ledwo usiedli na leżakach twarzą do wody, kiedy za
brzęczał telefon komórkowy Lindsay. Okazało się, że jest
pilnie potrzebna na ostrym dyżurze.
- Mam nadzieję, że szybko się uporam - powiedziała
DAR %7Å‚YCIA 187
wstając. - Jeśli nie wrócę za godzinę, zaczynajcie beze
mnie. Wszystko jest przygotowane, wystarczy wyjąć mię
so z lodówki i rzucić na ruszt.
Ku zaskoczeniu przyjaciół i rodziny wróciła w ciągu
trzech kwadransów.
- Fałszywy alarm - oznajmiła cicho.
Usiadłszy na leżaku obok męża, wyciągnęła do niego
rękę. Przyjrzał się jej uważnie, wyczuwając, że szuka
u niego wsparcia.
- Kotku, co jest? - spytał łagodnie.
Coś w oczach Lindsay sprawiło, że Jess wstrzymała
oddech. Po chwili wszystko się wyjaśniło.
- Całkiem przypadkowo wpadłam na jednego z la
borantów z hematologii. Właśnie nadeszły wyniki ostat
nich badań krwi. Znalazł się odpowiedni dawca dla An
nie. I jest nim nasza córka.
ROZDZIAA DZIESITY
- O Boże, Lin...
Chociaż jej serce przepełniła ogromna radość i ulga,
Jess potrafiła sobie wyobrazić, co w tej chwili musi czuć
Lindsay. Z jednej strony na pewno cieszyła się, że jest
szansa na uratowanie Annie, z drugiej, jak każda kocha
jąca matka, wolałaby nie narażać własnego dziecka na
najmniejszy ból czy dyskomfort.
Frank prawdopodobnie czuł to samo.
Przez chwilę nikt nic nie mówił. Małżonkowie popa
trzyli na siebie w milczeniu, po czym przenieśli wzrok
na Annie, Chelsea i Cartera, którzy bawili się nieświa
domi obaw nękających dorosłych. Stephen, z trudem pa
nując nad emocjami, delikatnie głaskał ramię Jess.
Powinniśmy wrócić do domu i pozwolić Toddom na
radzić się w spokoju, przemknęło Jess przez myśl. Ale
znając Lindsay, wiedziała, że przyjaciółka nigdy na to
nie pozwoli.
- Lindsay - powiedziała w końcu - wydaje mi się,
że ty i Frank powinniście pobyć chwilę sami. Zastanowić
się, porozmawiać... Stephen i ja popilnujemy dzieci.
- Zwietny pomysł - poparł ją Stephen. - Idzcie się
przejść albo wybierzcie się na przejażdżkę. My zostanie
my na miejscu i będziemy opatrywać rozbite kolana.
DAR %7Å‚YCIA 189
Dziękując przyjaciołom za zrozumienie, Lindsay
i Frank wstali i trzymając się za ręce, ruszyli nad brzeg
jeziora. Przez pół godziny siedzieli na przystani, rozma
wiajÄ…c.
Powziąwszy decyzję, ruszyli z powrotem pod górę.
Na ich twarzach malował się wyraz powagi i spokoju.
Jess obserwowała ich z zapartym tchem; wiedziała, że
od tego, co za moment usłyszy, zależy cały jej świat.
Jeżeli Annie nie otrzyma nowego szpiku, może nie dożyć
swoich szóstych urodzin.
- ZdajÄ™ sobie sprawÄ™, jak trudne jest dla ciebie cze
kanie, Jess - oznajmiła Lindsay, gdy podeszli z Frankiem
bliżej - więc nie będę cię dłużej trzymać w niepewności.
A więc oboje bardzo pragniemy ci pomóc, ale sądzimy,
że decyzja nie powinna należeć wyłącznie do nas. Uwa
żamy, że trzeba spytać o zdanie Chelsea. Wyjaśnimy jej,
na czym polega białaczka, i wytłumaczymy, w jaki spo
sób może pomóc swojej przyjaciółce. Chcemy być z nią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]