[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się pożegnad. Całowali się już wcześniej, ale nigdy tak naprawdę. Tym razem było inaczej.
- Wejdz na górę - zaproponowała.
Wspięli się ciasnymi kuchennymi schodami na trzecie piętro, przystając na podestach, żeby się całowad.
Teresa otworzyła drzwi swoim kluczem. Matka już spała, z pokoju braci dobiegał szum telewizora, film
akcji, sądząc po wystrzałach i okrzykach w tle. Przekradli się korytarzykiem oddzielonym od salonu
regałami na książki i dotarli do pokoju Teresy. Pokoju studentki zagraconego porozrzucanymi książkami,
papierami, plakatami. Usiedli na jej rozklekotanej wersalce pamiętającej czasy podstawówki i pod
czujnym wzrokiem Kurta Cobaina z plakatu wiszącego nad atrapą kominka zaczęli się rozbierad
nawzajem, w absolutnej ciszy, żeby ich westchnienia nie przebiły się przez odgłosy pościgu
samochodowego z filmu oglÄ…danego w pokoju obok.
Po wszystkim Teresa narzuciła podkoszulek i dżinsy i wyszła na balkon zapalid. Uwielbiała widok ulicy
pustej o tej porze nocy. Gdzieś w oddali zgrzyt hamulców nocnego autobusu, trochę bliżej pijackie
wrzaski w jednej z kamienic... Krzysiek ubrał się i wymknął po cichu. Okazał się czułym i delikatnym
kochankiem. Teresa spodziewała się raczej niezdarności pierwszego razu, pośpiechu, a on grał na niej jak
na dobrze nastrojonym instrumencie. Od razu dopasowali się jak dwa kawałki układanki.
 To tylko seks, dobry seks, nic ponadto. Nic sobie nie obiecuj, to nie jest miłośd - pomyślała,
wypuszczając z mieszkania mężczyznę, który za trzy lata miał zostad jej mężem. - To nie jest miłośd",
powtórzyła po cichu, zaparzając sobie herbatę. Siadła przy pustym okrągłym kuchennym stole z
ciężkiego drewna i wyjęła z szuflady zdjęcie z przysięgi, które przysłał jej poprzedniego dnia szeregowy
Andrzej M.
- To jest miłośd - powiedziała do siebie i schowała zdjęcie z powrotem do szuflady.
Ani się spostrzegli, jak jakoś tak pomiędzy jesienią a zimą stali się parą. Teresa była zdziwiona, że związek
dwojga ludzi może tak bardzo się różnid od tego, co przeżyła z Aukaszem. Krzysiek nie był zaborczy, nie
organizował jej czasu. Spotykali się tylko, kiedy oboje mogli, a oboje mieli sporo zajęd - on na drugim
roku ekonomii, ona na drugim roku filologii. Umawiali się po zajęciach i dzielili wiedzą. Ona czytała mu-
sonety Szekspira w oryginale, starając się uchwycid prawdziwy brytyjski akcent, on opowiadał jej o
teoriach socjologicznych i powtarzał z nią logikę do egzaminu. Pożyczali sobie książki, chodzili do kina i
na koncerty, czasem spędzali wieczór w jej pokoju na wersalce, w samotności przerywanej
wtargnięciami jej młodszych braci zachwyconych nowym towarzyszem zabaw. Czasami zostawał na noc.
Na długą, spokojną noc pełną czułości, bez niezdarnego pośpiechu i natarczywości. A potem nadchodziły
dni, kiedy nie widywali się wcale - przed egzaminami albo gdy z zespołem folkowym, w którym grał na
gitarze, wyjeżdżał na występy do innego miasta.
Wczesną wiosną, kiedy już mówili o sobie  my", poznała jego rodziców - nauczycieli w katolickim liceum
-i jego starszą siostrę zamężną od paru lat, ale bezdzietną. Dopiero po wielu latach dowiedziała się, że
Ewelina i jej mąż nie mogli mied dzieci, dlatego to Teresa dała rodzicom Krzysztofa pierwsze wnuki.
Podczas tej wizyty z nerwów wylała kawę na czyściutki biały obrus. Miesiąc pózniej z Włoch przyjechał
ojciec Teresy. Umówili się z nim na kawę na mieście; tuż przed progiem kawiarni Krzysiek wdepnął
wypastowanym butem w psiÄ… kupÄ™ na chodniku.
- Sołtysem zostaniesz, drogi chłopcze! - huknął jowialnie ojciec i lody zostały przełamane.
Po paru dniach ojciec zadzwonił jeszcze raz.
- Podoba mi się ten Krzysztof. Wyrośnie na ludzi. Dobrze wybrałaś, córeczko.
I tak oficjalnie i na serio, przy aprobacie rodziców, Teresa powróciła do stanu, który już dawno nie
wydawał jej się naturalny, do bycia częścią pary, połówką większej całości. Mniej więcej wtedy zadzwonił
telefon.
TERAZ
Paula nienawidzi wizyt u lekarzy. Jest z tych, co wolą przechodzid najgorszą grypę, niż wybrad się do
przychodni. Tym razem jednak dzielnie znosi czekanie w kolejce. Przychodnia mieści się na ostatnim
piętrze starej kamienicy przy placu Trzech Krzyży i podobno jest najlepsza w Warszawie. Brzuchate
ciężarne, zakutane w za duże, puchowe kurtki, powoli i z trudem wtaczają się po stromych schodach i
zaraz po wyjściu z rejestracji zaczynają rozmowy.
- Który tydzieo?
- Trzydziesty szósty.
- Już? Zazdroszczę, u mnie dopiero dwudziesty ósmy. To imię już wybrane?
- Tak, będzie Wiktorek albo Oliwka.
- A u nas Damianek.
- U nas Julcia.
Padają słowa, których Paula będzie dopiero musiała się nauczyd - duphaston, progesteron, skracająca się
szyjka, rozwarcie, łożysko, KTG, przepływy. Cały ten sekretny żargon przyszłych matek, gatunku bardziej
zaawansowanego w wiedzy medycznej niż reszta świata. Co jakiś czas słychad słowo  poronienie", a
wtedy twarz Pauli kurczy się w zaciętym wysiłku, aby nie dopuścid łez. Nie jest pewna, co właściwie się
zdarzyło tamtego dnia, ale nadal odczuwa mdłości i bóle w dole brzucha, zatem teraz chwyta się
ostatniej rozpaczliwej nadziei - może jeszcze nie wszystko stracone.
- Pani Kosecka?
Z gabinetu wychyla się lekarka i Paula na jej widok przeżywa wstrząs. Jest stara jak świat, spokojnie
mogłaby odbierad poród jej babci w latach pięddziesiątych - siwe włosy pokryte niebieską płukanką,
pajęczyna zmarszczek na policzkach. Paula ma ochotę uciec, ale zapłaciła już osiemdziesiąt złotych i
nauczona oszczędzania, nie zmarnuje takiej kwoty. Wchodzi więc do gabinetu na chwiejnych nogach.
Po chwili leży na fotelu upokorzona i zła jak zawsze przy takich badaniach. Czuje zimny dotyk metalu
wewnątrz, pieczenie i ucisk. Nienawidzi tego uczucia, odbiera je jak gwałt. Lekarka coś tam mamrocze
pod nosem. Po chwili prostuje się, zdejmuje rękawiczki i wyrzuca je do kosza. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •