[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie mogę wszystkich tak zostawić. To byłoby nie fair.
- Nie przesadzaj! Jeśli rzeczywiście już go nie podejrze
wasz, to co cię tu trzyma? Na twoim miejscu wsiadłabym do
samochodu i popędziła prosto na Manhattan. Nic nie jesteś niko
mu winna! Ci ludzie nawet nie znajÄ… twojego prawdziwego
nazwiska!'
Gwałtowność tej perory oszołomiła Tamarę. Przez moment
jej przyjaciółka znów była tamtą płomienną buntowniczką, któ
ra najczęściej myślała tylko o sobie. Tamara nie wiedziała, czy
śmiać się, czy z niedowierzaniem pokręcić głową.
- Zaczekam do wtorku - powtórzyła. - %7łeby dać im trochę
czasu.
- I żeby inni też oswoili się z myślą o twoim wyjezdzie. Na
przykład C.J. MacNamara.
- SkÄ…d... skÄ…d wiesz?
- Nie żartuj. W takiej dziurze jak Sedona? Gdy chodzi o ta
kiego seksownego faceta jak C.J.? Już parę osób mówiło mi
w galerii, że C.J. znalazł sobie babkę z wielkiego miasta. %7łe
ugania siÄ™ za szychÄ… z jakieÅ› korporacji. Tammy, on nie jest
w twoim typie.
- Wiem - odparła automatycznie i zaraz się zmitygowała.
Niby skÄ…d Patty tak dobrze wie, kto jest w typie dawno nie
widzianej przyjaciółki? Cóż, i tak nie warto tego zgłębiać.
- On tylko lubi zdobywać.
- Wiem.
- Gdy się zorientuje, że jesteś zainteresowana, da sobie spo
kój. Popytaj, kogo chcesz. Każda kobieta w promieniu stu kilo
metrów bezskutecznie zarzucała sieci na MacNamarę. To miły
facet i seksowny, ale skacze z kwiatka na kwiatek. Ma to we
krwi.
- Wiem.
- Ja tylko nie chcę, żeby cię zraniono, Tammy.
- Więc przestań o nim gadać! - Tamara natychmiast pożało
wała tego wybuchu. Patty raptownie się wzdrygnęła i teraz jej
twarz wyglądała jak maska pozbawiona wyrazu. - Przepraszam.
yle sypiam i jestem podminowana.
Patty w milczeniu przysunęła jej filiżankę z kawą. Potem
kartonik ze śmietanką i cukierniczkę. Tamara stwierdziła, że
dłonie przyjaciółki drżą. Dopiero teraz zauważyła cienie pod jej
zielonymi oczami. Miniony tydzień również i Patty musiał wiele
kosztować, a ona, Tamara, nawet o tym nie pomyślała. Zrobiło
siÄ™ jej wstyd.
- Wiesz - odezwała się Party, ściskając białą, porcelanową
filiżankę - przyjazń z tobą zawsze była trudna. Jak ta mała
księżniczka miałaś dwoje idealnych, kochających rodziców
i swojego Shawna, który cię wielbił. Natomiast moi rodzice byli
zajęci głównie sobą, a chłopcy... cóż, oni chcieli ode mnie tylko
jednego. Lubili się ze mną zabawić, a ciebie wszyscy kochali.
- To nieprawda...
- Och, zasługiwałaś na to - cicho przyznała Patty. - Na
prawdę byłaś słodka i dobra. Gdy zmarła moja mama, właśnie ty
mnie wspierałaś. Gdy się buntowałam, tuliłaś mnie do siebie.
I zawsze przebaczałaś, gdy na ciebie wrzeszczałam. Ja byłam
buntowniczką, a ty - dziewuszką z chóru.
- Przechodziłaś trudny okres.
- Dzieliłaś się ze mną swoją rodziną i nigdy mi tego nie
wypomniałaś.
- Byłaś moją najlepszą przyjaciółką!
- Ale po wypadku zniknęłaś. Ojciec mówił, że zabrano cię
do specjalnego szpitala w Nowym Jorku. Odezwałaś się dopiero
pół roku temu. Nagle się okazało, że podejrzewasz senatora.
Chciałaś, żebym sprawdziła to, udawała tamto, ryzykowała dla
ciebie, a ja nie mogłam ci odmówić, bo ty kiedyś dałaś mi całą
swoją rodzinę. Ale ty już nie jesteś taka jak dawniej. Zmieniłaś
się, stałaś się bardziej... ostra. Ambitna. Egoistyczna. Stward
niałaś.
Tamara oniemiała z wrażenia, a Patty raptownie otworzyła
lodówkę.
- Nalać ci soku?
- Nie. - Tamara prawie nie usłyszała własnego głosu, ponie-
waż dzwoniło jej w uszach. Nie zamierzała spierać się z Patty.
Ona przecież powiedziała prawdę. Ale ta prawda raniła bardziej,
niż Tamara by się spodziewała. Stałaś się bardziej ostra. Stward
niałaś.
Wcale tego nie chciała. Nie chciała zmienić się w to oziębłe
stworzenie, które lepiej czuje siew sali konferencyjnej niż w to
warzystwie przyjaciółki z dzieciństwa. Po wypadku nie miała
już nic, w co mogłaby wierzyć. Przy niej zmarli rodzice.
I Shawn. Nawet Bóg ją opuścił. Musiała całkiem sama zmagać
się z potwornym bólem, sama musiała go pokonać. Nie mogła na
nikim się wesprzeć, nikogo prosić o pomoc.
I teraz nagle ogarnął ją gniew. Najchętniej chwyciłaby
Patty za ramiona i z całej siły nią potrząsnęła. Wreszcie jej
wygarnęła. Skoro byłam taka słodka, taka cudowna, to dla
czego nigdy nie odwiedziłaś mnie w szpitalu? Czemu nie
pomyślałaś, że tak rozpaczliwie pragnę cię zobaczyć, że ma
rzę o widoku znajomej twarzy? Ja włączyłam cię do swojej
rodziny, gdy potrzebowałaś' wsparcia. A gdzie ty byłaś', gdy ja
potrzebowałam tego samego?
Przygryzła wargi i cofnęła się o krok. Nie była przygotowana
na takie myśli. Patrząc teraz na Patty, miała wrażenie, że dzieli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]