[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Winda zaczęła się obracać, lina z piskiem sunęła przez talie i centymetr po centymetrze maszt unosił się w górę. Ruch jego
obserwowali wszyscy obecni na pokładzie. Szalony taniec okrętu na falach groził jednak, że cały wysiłek może pójść na marne.
Top masztu mógł wyrwać się z przytrzymujących go lin, a dolny koniec mógł się ześliznąć z kikuta starego bezanmasztu, o który
się opierał. Trzeba było śledzić uważnie każdy ruch i podjąć wszelkie możliwe środki ostrożności, aby tego uniknąć. Bush
obserwował talie fałów, a Gerard przy maszcie głównym pilnował stropów. Galbraith czekał z jednej strony przy ławie wantowej
bezana, a Rayner z drugiej. W miejscu stykowania masztu bosman i cieśla trzymali w pogotowiu liny i drzewca. Do kapitana,
który stał oparty o poręcz pokładu rufowego, należało dopilnowanie, aby wszystkie części tej niezdarnej machiny
współpracowały zgodnie z sobą. I jego tylko będzie winić załoga, jeśli przedsięwzięcie się nie uda.
Kapitan także zdawał sobie z tego sprawę. Obserwował pijany taniec okrętu to walącego się w dół, to dzwigającego na fali.
Wsłuchiwał się w szorowanie dolnego końca stawianego masztu o pokład między dwoma drzewcami przymocowanymi jako
podpory do tkwiącego w pokładzie kikuta bezanmasztu. Potrzebował całego wysiłku woli, by zmusić się do jasnego myślenia.
Był już u krańca sił i czuł obawę o wynik przedsięwzięcia.
Było rzeczą niezmiernie ważną, aby marynarze przy wantach i padunach wybierali tylko tyle luzu, ile tworzyło się wskutek
podciągania talii fałów, i żeby nie naciągali lin, które się zluzniały, gdy przechył okrętu skłaniał nieco maszt w ich stronę. A oni
właśnie ciągnęli je wtedy z całych sił, bo wydawało im się, że napięte liny ochronią podnoszony maszt od przeciążenia.
Dwukrotnie stropy na topie masztu omal się nie urwały wskutek tego i Hornblower musiał przez kilka sekund skoncentrować się
na obserwowaniu kołysania wzdłużnego okrętu, na czuwaniu nad kolebaniem na boki, tak by następne dzwignięcie wypadło
w ściśle określonym czasie, co zapobiegnie niebezpieczeństwu. Głos jego był ochrypły od krzyku.
Powoli maszt unosił się z położenia poziomego ku pionowi. Oceniając czujnym okiem naprężenia i reakcje Hornblower zdał
sobie sprawę, że nadeszła chwila krytyczna  moment, w którym talie fałów nie mogły już dalej dzwigać topu masztu,
i podnoszenie trzeba było zakończyć przez naciąganie padunów od strony rufy. Były to ryzykowne chwile, gdyż top nie mógł już
być dalej podtrzymywany stropami. Trzeba było odłączyć talie fałów od windy kotwicznej, a ich rola miała być teraz spełniana
przez paduny. Należało dwukrotnie obłożyć liną maszt awaryjny i kikut bezanmasztu i ustawić ludzi z linami, którzy pomagając
sobie drągami kabestanu mieli mocno skrępować oba drzewca razem, tak jak ściska się krępulcem arterię, by zatrzymać przepływ
krwi. W tych pierwszych chwilach paduny były właściwie bezużyteczne, a mogły łatwo nie wytrzymać naprężenia, na jakie
zostałyby narażone, gdyby próbowano dalej podnosić maszt siłą przy pomocy windy kotwicznej.
Dla ułatwienia zadania konieczne było wykorzystanie ruchów okrętu. Hornblower obserwował je uważnie i kazał przerywać
podnoszenie w chwilach, gdy okręt kołysał się mocno i szedł dziobem w dół, a gdy dziób zaczynał się wolno wynurzać ze
spienionej wody i unosić w górę, rzucał naraz do akcji ludzi przy windzie kotwicznej i tych, którzy mieli wiązać ze sobą stary
i nowy maszt, i ludzi przy ściągach linowych, by po chwili zastopować wysiłki wszystkich, na czas gdy dziób znów szedł w dół
i olinowanie naprężało się do granic wytrzymałości. Dwa razy się powiodło, a potem jeszcze raz  chociaż za trzecim razem
nieoczekiwana fala uniosła rufę  Lydii w nieodpowiednim momencie i omal nie zepsuła wszystkiego.
Za czwartym razem udało się doprowadzić tę część zadania do końca. Maszt był teraz w pozycji niemal pionowej, tak że
można już było wyzyskać wanty i paduny w ich właściwej roli i napiąć je mocno, nie przejmując się ruchami okrętu. %7łe zaś maszt
awaryjny był dostatecznie trwale przytwierdzony do kikuta starego masztu, łatwo już było wybrać zwykłym sposobem luz want
i padunów  cała trudna część zadania została więc wykonana. Hornblower, osłabły z wyczerpania, oparł się o poręcz
i pomyślał, że jego ludzie muszą być chyba z żelaza, jeśli znajdują jeszcze siły, by cieszyć się, że to już prawie koniec ich
wysiłków. Stojący obok Bush, z głową owiniętą kawałkiem szmaty, która przesiąkła krwią z czoła rozciętego przez spadający
blok, rzekł:
 Wspaniały kawał roboty, jeśli wolno mi tak powiedzieć, sir.
Hornblower popatrzył nań ostro; znał na tyle swe słabe strony, że gratulacje zawsze budziły w nim podejrzliwość. Lecz,
o dziwo, wyglądało, że Bush naprawdę szczerze myśli to, co powiedział.
 Dziękuję  odrzekł niechętnie Hornblower.
 Czy mam podnieść stengę i reje, sir?
Hornblower jeszcze raz potoczył spojrzeniem po widnokręgu. Wiatr dalej dął jak wściekły i tylko szarzejąca w dali plamka
wskazywała gdzie stawia mu czoło  Natividad . Hornblower widział, że nie ma na razie szans, aby wciągnąć więcej żagli i podjąć
walkę z nie przygotowaną jeszcze do niej fregatą hiszpańską. Była to gorzka pigułka do przełknięcia. Wyobrażał sobie, co
powiedzą tam, w biurach, gdy jego raport dotrze do Admiralicji. Oświadczenie, że pogoda była zbyt nieprzychylna dla
wznowienia walki przez okręt, który doznał tak ciężkich uszkodzeń, zostanie przyjęte uśmiechami politowania i znaczącym
kiwaniem głowami. Byłaby to równie oklepana wymówka, jak tłumaczenie błędów w nawigacji nie naniesionymi na mapę
skałami. Tchórzostwo  moralne, a może nawet fizyczne  taki będzie powszechny, choć nie wypowiedziany słowami pogląd
na tę sprawę; z odległości dziesięciu tysięcy mil nikt nie potrafi ocenić siły sztormu. Mógł pozbyć się części odpowiedzialności,
pytając Busha o zdanie i prosząc, aby opinię swą wyraził formalnie na piśmie, lecz porzucił z gniewem myśli o zdradzeniu się ze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •