[ Pobierz całość w formacie PDF ]
samitny królik, Małe kobietki.
Po incydencie z Devlynem Gillian długo nie chciała towarzyszyć matce, kiedy ta
udawała się do pracy, ale Doreen często pożyczała książki od swoich chlebodawców z
myślą o córce. Gillian czytała je zachłannie.
Mała Gillian uwielbiała czytać. Jej pasja do lektury przetrwała. Właśnie trafiła na
nieco zużyty egzemplarz Pajęczyny Charlotty i rozsiadła się z nim na ciemnoczerwonej
sofie naprzeciw kominka. Chętniej zajęłaby miejsce we wnęce przy oknie, tak jak w
dzieciństwie, ale nie chciała zapalać mocniejszego światła. Zadowoliła się niewielką
lampką z witrażowym kloszem, ustawioną na inkrustowanym stoliku obok.
Z zachwytem przyglądała się motywom ważek w barwach fioletu, zieleni i błękitu,
które zdawały się mienić blaskiem. Sadowiąc się wygodniej z poduszką pod plecami, z
błogim uśmiechem zaczęła przewracać kartki.
Devlyn zapragnął uciec i nie wracać. Poszedł do lasu i krążył po ścieżkach biegną-
cych wokół góry. Myślał nawet, żeby wsiąść do samochodu i popędzić do Atlanty, gdzie
przed nikim nie musiał się z niczego tłumaczyć. Mógłby skryć się w swoim luksusowo,
choć chłodno umeblowanym apartamencie i próbować zapomnieć o sprawach, które całe
życie starał się wymazać z pamięci,
A co z Gillian? - przemknęło mu przez głowę. Nie mógł odprawić jej z kwitkiem,
bez żadnych słów wyjaśnienia.
Zaklął pod nosem, kiedy zaczepił o ostrą gałąź. Ból był tak mocny, że zgiął się
wpół, opierając o drzewo.
Prześladowały go myśli o Gillian. Tak bardzo chciał się z nią zobaczyć. Dał sobie
jeszcze kilka minut na odzyskanie równowagi. Musiał pokonać powracające demony.
Powtarzał sobie w duchu, że nic się nie stało, nic się nie zmieniło. Ojciec mógł jedynie
podejrzewać, ale nikt nie miał stuprocentowej pewności, co w sobie skrywał. Jego linia
obrony była właściwa. Nie było najmniejszego powodu do paniki. Powoli zawrócił do
domu.
Nie zastał Gillian w pokoju. Kilka razy zawołał ją wystarczająco głośno, by go.
usłyszała, nawet będąc w łazience. Nie usłyszał odpowiedzi. Gdzie się podziała?
Szukał jej ponad pół godziny. Zniecierpliwienie narastało wraz z monotonnym ty-
kaniem zegara. Devlyn znał ten olbrzymi dom od piwnicy po strych. Zaczął od przytulnej
kuchni, następnie sprawdził prywatne kino na dwadzieścia osób i salę gimnastyczną.
Stał sfrustrowany w holu, zastanawiając się, co dalej, gdy nagle doznał olśnienia.
Że też na to wcześniej nie wpadł. Mała Gillian najwięcej czasu spędzała w bibliotece.
Stanął przed zamkniętymi drzwiami. Delikatnie nacisnął klamkę, bo nie chciał jej prze-
straszyć, gdyby rzeczywiście była w środku.
W piętrowym pomieszczeniu wypełnionym od podłogi po sufit półkami panował
półmrok. Przypomniał sobie, jak mimo wyraźnego zakazu ojca lubił w dzieciństwie zjeż-
dżać tu po poręczy.
Z tym samym miejscem wiązały się też znacznie mniej przyjemne wspomnienia.
To tu Devlyn, jego brat i kuzyni pobierali lekcje. Z obawy przed porwaniem nie chodzili
do szkoły, ale uczyli się w tej bibliotece pod okiem prywatnych nauczycieli... nawet la-
tem. Victor i Vincent mieli wobec nich wygórowane oczekiwania.
Najgorzej było w słoneczne, upalne dni. Zazwyczaj przyjemna biblioteka stawała
się wtedy prawdziwym więzieniem. Dla żywiołowego, ciekawego świata chłopca praw-
dziwą torturą było wysiedzieć tu długie godziny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]