[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niego, nadal nie mogąc nadziwić się jego obecności w sklepie.
Sprawiał wrażenie bardzo poruszonego.
- Przede wszystkim chcę ci powiedzieć, że mi przykro.
Przepraszam, że wmotałem cię w tę swoją historię z Katherine.
Przepraszam za... wszystko.
Lyndie była u kresu wytrzymałości. Przepraszał ją za to, że się
do niej zbliżył, że się z nią kochał. Przepraszał, że z nią był, podczas
gdy naprawdę był z duchem Katherine.
Bez wątpienia nie było sensu mówić mu o dziecku. Dawał
brutalnie do zrozumienia, że jej nie chce, więc nie warto było
wspominać o ciąży i zarzucać mu wędzidła. Małżeństwo z mężczyzną,
którego kocha bez wzajemności, byłoby koszmarem.
- Cieszę się, że ciężar spadł ci z serca. Naprawdę nie płaczę w
poduszkę z twojego powodu. Aączył nas tylko seks, więc nie ma już o
czym mówić.
jane+anula
ous
l
da
-
scan
129
Wydawało jej się, że dostrzegła grymas bólu na jego twarzy, ale
uznała, że sama budzi w sobie takie nadzieje. Była zbyt obolała
psychicznie, by zadawać mu pytania, na które bała się usłyszeć
odpowiedz. Jego oczy nabrały znów chłodnego wyrazu.
- Mam nadzieję, że w niczym ci nie przeszkodziłem - powiedział
obojętnym tonem.
- Nie, w porzÄ…dku. Tylko trochÄ™ siÄ™ spieszÄ™ na samolot. Hazel na
mnie czeka.
Odsunął się na bok, by ją przepuścić. Wzięła z zaplecza torbę
podróżną i torbę z laptopem. Pożegnała się z Annie i poszła do
taksówki. Patrzył za nią, aż zniknęła mu z oczu.
Siedziała w taksówce, czując, że to pożegnanie zmiażdżyło
wszystkie jej uczucia, poza uczuciem do dziecka Bruce'a. Skoro nie
może mieć obiektu swej miłości, postanowiła być szczęśliwa, mając
dziecko, które jest jej owocem.
Zamiast dzwonić do Hazel, Lyndie postanowiła wynająć
samochód i sprawić jej niespodziankę, i to miłą, choć to zdawało się
trudne w jej podłym nastroju.
Zajechała na ranczo Lazy M około piątej po południu,
następnego dnia. Cadillac Hazel stał na podjezdzie.
Przynajmniej jest w domu, pomyślała, parkując obok.
- O rany, czyż mnie wzrok nie myli?! - wrzasnęła Ebby, gdy
otworzyła drzwi.
Hazel uniosła głowę znad papierów, nad którymi ślęczała przy
biurku w bibliotece. Lyndie dostrzegła ją przez szparę w orzechowych
jane+anula
ous
l
da
-
scan
130
drzwiach. Na nosie ciotki tkwiły okulary do czytania w lamparcie
cętki.
- Ki diabeł? - Hazel wstała zza biurka, by przywitać się z
Lyndie.
Uściskały się na powitanie, a Lyndie zauważyła, że przez twarz
Hazel przemknął cień niepokoju. Mogła oszukać Bruce'a, ale nie
Hazel.
- Co się stało? - spytała ciotka poważnym tonem. Lyndie
wyrwała się z jej objęć i pokręciła głową.
- Potrzebowałam krótkiego wypoczynku - odparła. - Powiem ci,
jak się uspokoję. Pozwolisz, że pójdę trochę odpocząć do swego
pokoju?
Hazel okazała zrozumienie. Poleciła Ebby, by przysłała tacę z
jedzeniem do gościnnego pokoju, sama zaś poszła z Lyndie, by pomóc
jej się tam ulokować.
Rozpakowując torbę, Lyndie wydusiła:
- Bruce przyjechał do Nowego Orleanu. Właśnie wychodziłam,
gdy stanął w drzwiach sklepu. Przyjechał do miasta chyba na jakiś
zjazd kowbojów, bo to, co miał mi do powiedzenia, nie było warte tak
długiej podróży.
- A co powiedział? - spytała jak zwykle konkretna Hazel.
- Podziękował, że pomogłam mu się otrząsnąć po stracie
Katherine. - Lyndie wzruszyła ramionami.
jane+anula
ous
l
da
-
scan
131
- On cię kocha, Lyndie. Jeszcze nie spotkałam dwojga ludzi,
którzy by tak do siebie pasowali. Nie pojechał na żaden zjazd, ale
żeby się z tobą zobaczyć - poinformowała Hazel.
- Skąd wiesz? Powiedział ci?
- Prawdę mówiąc, nie widywałam go po twoim wyjezdzie -
odparła Hazel po krótkim wahaniu. - Zaszył się na ranczu i nie chciał
z nikim gadać. Kowboje z rancza mówili, że jest wściekły jak grizzly.
Wczoraj zadzwonił, żeby zapytać, gdzie mieści się twój sklep, więc
mu powiedziałam, sądząc, że chce ci posłać kwiaty czy coś w tym
rodzaju.
- Aha, więc tylko ci się wydaje, że on mnie kocha - powiedziała
Lyndie, przekładając do szafy swetry, które wyjęła z torby. - To
nieprawda. Dał jasno do zrozumienia, jak widzi naszą relację,
przepraszając mnie za wszystko. Właśnie tego słowa użył.
- Ach, ci młodzi! W ogóle nie umiecie się dogadać! Jak Bruce
wróci, wyciągnę z niego prawdę...
- Nie - przerwała stanowczo Lyndie. - Nie ma sensu go
nagabywać, Hazel. Nie potrzebuję aż tak bardzo mężczyzny, by
ciągnąć jakiegoś do ołtarza z pistoletem przystawionym do głowy, a
poza tym... - przerwała, starannie dobierając słowa. - Myślę, że bez
miłości małżeństwo nie ma sensu.
Hazel nic nie odpowiedziała, bo zgadzała się z tą opinią.
- Przyjedzie tu, by się z tobą zobaczyć. Wiesz o tym, prawda? -
odezwała się wreszcie.
jane+anula
ous
l
da
-
scan
132
- Proszę bardzo. Dlaczego nie mielibyśmy pozostać dobrymi
znajomymi?
Zabolało ją to słowo. Chciała być jego partnerką, kochanką,
żoną, matką jego dzieci, a nie znajomą.
- Zaraz Ebby przyniesie tacÄ™ z pysznÄ… domowÄ… zapiekankÄ…. Nie
wyglÄ…dasz najlepiej, kochanie. Zjedz coÅ› i odpocznij sobie -
powiedziała Hazel, obejmując Lyndie. - Może jestem głupią starą
babÄ…, ale nie dam za wygranÄ….
- Nie chcę, żebyś się wtrącała, Hazel - powiedziała Lyndie,
patrząc jej w oczy. - To dla mnie ważne.
- Nic nie zrobię. - Hazel podniosła ręce do góry w geście
poddajÄ™ siÄ™".
Lyndie wyciągnęła się na łóżku. Poczuła przypływ zmęczenia;
- Muszę ci jednak powiedzieć, kochanie, że Bruce Everett należy
do mężczyzn, którzy dostają to, czego chcą. Jeśli chce zdobyć ciebie,
będziesz musiała mu ulec.
- Jeśli chce mnie zdobyć, to kiepsko się stara - powiedziała
Lyndie, przymykajÄ…c oczy.
Dzień pózniej Hazel pojechała kamienistą drogą do młyna. Tak
jak przypuszczała, dostrzegła tam sylwetkę samotnego mężczyzny,
który stał przy obracającym się kole młyńskim, wpatrzony w wodę.
Słysząc nadjeżdżający samochód, Bruce uniósł głowę. Hazel wysiadła
z samochodu i energicznie trzasnęła drzwiami. Postanowiła się nie
patyczkować.
- To musi mieć coś wspólnego z Lyndie - rzucił na powitanie.
jane+anula
ous
l
da
-
scan
133
- Jakbyś zgadł - warknęła Hazel. - Coś ty jej, u licha, zrobił?
- Nic takiego. Dałem jej forsę, żeby mogła rozwijać firmę,
czuwałem nad nią dzień i noc, niemal siłą zatrzymałem na ranczu, gdy
wyrywała się do domu. Potraktowała mnie jak byka na rodeo, a ty
mnie jeszcze pytasz, co jej zrobiłem? - spytał z jawnym
niedowierzaniem.
- Dobrze zrobiłeś, inwestując w tę jej firmę - zaczęła.
- Czy ona nadal myśli, że to ty dałaś jej te pieniądze? Hazel
skinęła głową.
- Myśli też, że jesteś właścicielką Mystery Dude Ranch, a ja
jestem tylko biednym kowbojem. I jak mam jej teraz powiedzieć
prawdę? Przez resztę życia będę myślał, że wyszła za mnie dla
pieniędzy.
- Strasznie to wszystko zawikłane - westchnęła Hazel. - Lyndie
zabroniła mi się wtrącać, więc nie mogę zamknąć was w jakiejś szopie
i trzymać tak długo, aż wyznacie sobie miłość.
- Powiedziała, że łączy nas tylko seks. Nie wiem, czy mogłaby
mnie pokochać. - Podniósł kamyk i rzucił w wodę.
- Przyrzekłam, że nie będę się wtrącać, i nie będę, ale radzę ci,
żebyś zrobił z tym wszystkim porządek. Najlepiej by było, gdybyś
zabrał ją do kamiennej chatki myśliwskiej swego ojca na Mystery
Mountain i nie pozwolił jej odejść, póki się nie dogadacie. Pamiętaj, ja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]