[ Pobierz caĹoĹÄ w formacie PDF ]
wzruszyĹ ramionami.
- Ja naprawdÄ jestem nudny - rzekĹ obojÄtnie.
- A teraz myĹlÄ, Ĺźe powinienem odwiezÄ ciÄ do domu.
Helen jednak zupeĹnie nie miaĹa na to ochoty.
- Doskonale wiesz, dlaczego muszÄ ciÄ odwiezÄ
do domu i dlaczego musimy juĹź ten wieczĂłr zakoĹczyÄ
- powiedziaĹ szorstko.
- Dlatego Ĺźe juĹź masz mnie doĹÄ? I Ĺźe nie chcesz
juĹź ze mnÄ
taĹczyÄ?
Milos zacisnÄ
Ĺ usta, rysy mu stwardniaĹy.
- Doskonale wiesz, Ĺźe to nie dlatego - rzuciĹ. -
108
Helen nie utrudniaj wszystkiego jeszcze bardziej. Ty
jesteĹ uczennicÄ
i masz tylko osiemnaĹcie lat, a ja...
ja nie.
PrawdÄ mĂłwiÄ
c, nie miaĹa nawet tyle, ale nie byĹa
to chyba dobra pora na sprostowanie. Milos uwaĹźaĹ jÄ
za starszÄ
i dlatego zaproponowaĹ jej szampana.
- Ty nie jesteĹ taki duĹźo starszy - powiedziaĹa - a ja
nie jestem taka niedoĹwiadczona, jak ci siÄ wydaje.
Zwiadomie go prowokowaĹa, lecz drĹźaĹa, kiedy jej
dotykaĹ.
ChciaĹa, Ĺźeby jÄ
pocaĹowaĹ, bo wtedy miaĹaby porĂłw
nanie z pocaĹunkami Richarda i mogĹaby oceniÄ, ktĂłry
z nich jest w tym lepszy.
Ale on patrzyĹ z mÄkÄ
w oczach i widaÄ byĹo, Ĺźe siÄ
ze sobÄ
zmaga.
- Wiem, Ĺźe nie chcesz byÄ okrutna - powiedziaĹ
z westchnieniem - ale to nie jest zabawa, Helen.
NiewaĹźne, jakie masz doĹwiadczenia. JeĹli coĹ jeszcze
siÄ miÄdzy nami stanie, potem mnie za to znienawidzisz.
- Na pewno nie - zaprotestowaĹa Ĺźarliwie. - LubiÄ
ciÄ, Milos. I wydaje mi siÄ, Ĺźe ty mnie teĹź. WiÄc, co
moĹźe byÄ w tym zĹego?
I byĹy to ostatnie sĹowa, ktĂłre wypowiedziaĹa
w miarÄ przytomnie, bo kiedy wargi Milosa dotknÄĹy
jej warg, zapomniaĹa zupeĹnie o Richardzie, o matce
i ojcu, o wszystkim oprĂłcz jego zmysĹowego dotyku,
ktĂłry przenosiĹ jÄ
jakby w inny wymiar.
Nie bardzo wiedziaĹa, czego chce jeszcze, lecz
wyciÄ
gaĹa rÄce po wiÄcej - czuĹoĹci, bliskoĹci i piesz
czot.
I to sprawiĹo, Ĺźe Milos mocniej wcisnÄ
Ĺ jÄ
w po-
109
duszki sofy. CzuĹa bicie jego serca tuĹź przy swoim,
jego dotyk na swoich piersiach i pocaĹunek coraz
mocniejszy i gĹÄbszy.
Doznania byĹy tak intensywne, Ĺźe zignorowaĹa ci
chy, ostrzegajÄ
cy gĹos sumienia i bez reszty poddaĹa
siÄ chwili.
- Nie przestawaj - prosiĹa nieĹmiaĹo.
- Nie chcÄ przestaÄ - odpowiedziaĹ urywanym
gĹosem. - Ale to jest szaleĹstwo! Theos... chcÄ siÄ
z tobÄ
kochaÄ, Helen. Jestem zupeĹnie rozbity, bo to
nie ma prawa siÄ zdarzyÄ.
- Dlaczego nie?
MiaĹa wraĹźenie, jakby nie ona zadaĹa to pytanie, ale
nie ĹźaĹowaĹa. To, co teraz przeĹźywaĹa, tak bardzo
róşniĹo siÄ od pieszczot z Richardem, Ĺźe w swym
obecnym stanie ducha nie dopuszczaĹa myĹli, Ĺźe mog
Ĺoby to byÄ coĹ zĹego.
- Bo prawie siÄ nie znamy - odpowiedziaĹ szorst
ko. - I prawdÄ mĂłwiÄ
c, nie wyobraĹźam sobie, Ĺźeby
twoja matka pozwoliĹa nam siÄ spotykaÄ.
Helen teĹź sobie tego nie wyobraĹźaĹa, ale wolaĹa
tego nie mĂłwiÄ. ChciaĹa tylko, Ĺźeby ten wieczĂłr trwaĹ
jak najdĹuĹźej i niech siÄ dzieje, co chce. PrÄdzej czy
pĂłzniej i tak musiaĹa straciÄ dziewictwo, wiÄc wolaĹa
straciÄ je z Milosem niĹź z kimĹ innym.
- Nie mogÄ - wydusiĹ Milos wĹrĂłd pocaĹunkĂłw
i z tĹumionym przekleĹstwem oderwaĹ siÄ od Helen.
Z oczu nagle popĹynÄĹy jej Ĺzy, mokrÄ
twarz wtuliĹa
w poduszki sofy.
- PrzestaĹ, nie doprowadzaj do tego, Ĺźe znienawi
dzÄ siÄ jeszcze bardziej.
110
- Ty nie siebie nienawidzisz, tylko mnie - od
powiedziaĹa z Ĺkaniem. - Nie powinnam byĹa tu przy
chodziÄ.
- W tym ostatnim masz pewnie racjÄ - zgodziĹ siÄ
i znĂłw byĹ bardzo blisko, tym razem ocierajÄ
c jej Ĺzy
z policzkĂłw.
- Moro mou, co ja mam z tobÄ
zrobiÄ?
- A co byĹ chciaĹ?
Helen pociÄ
gnÄĹa nosem.
- To jest caĹkiem zbÄdne pytanie i Ĺwietnie o tym
wiesz - odpowiedziaĹ. - Gdybym powiedziaĹ, Ĺźe chcÄ
ciÄ wziÄ
Ä do Ĺóşka i rozebraÄ, uciekĹabyĹ gdzie pieprz
roĹnie.
- Dlaczego?
- Och, przestaĹ... - Kciuk Milosa bĹÄ
dziĹ teraz
wokóŠjej ust. - Oboje wiemy, şe nigdy nic takiego nie
robiĹaĹ.
- SkÄ
d wiesz?
Helen poczuĹa, Ĺźe twarz jej pĹonie.
- Wiem - odpowiedziaĹ lakonicznie. - I dlatego
proponujÄ, ĹźebyĹ teraz wytarĹa oczy, a ja odwiozÄ ciÄ
do domu.
- Nie chcÄ wracaÄ do domu.
- To, co robisz, jest... niebezpieczne.
- Dlatego, Ĺźe ty teĹź mnie pragniesz?
- WstaĹ, Helen - zarzÄ
dziĹ. - Nie zmuszaj mnie,
Ĺźebym ci w tym pomĂłgĹ.
Usta jej leciutko zadrĹźaĹy, lecz sama nie ruszyĹa
siÄ z miejsca.
- Helen! - warknÄ
Ĺ przez zÄby.
- Milos! - nie pozostaĹa mu dĹuĹźna.
111
Wtedy zaklÄ
Ĺ pod nosem, pochyliĹ siÄ i wziÄ
Ĺ jÄ
na
rÄce, co samo w sobie okazaĹo siÄ doĹÄ podniecajÄ
ce.
Przez chwilÄ przytrzymaĹ jÄ
w gĂłrze, po czym postawiĹ
na podĹodze, lecz i tak plan siÄ nie powiĂłdĹ. Helen
nadal obejmowaĹa go za szyjÄ, stali przy sobie blisko,
tak blisko, Ĺźe czuĹa jego podniecenie.
- Theos, Helen - powiedziaĹ i wiedziaĹa juĹź, Ĺźe
walka dobiegĹa koĹca.
Oboje dowiedli swoich racji, a teraz Milos z wes
tchnieniem siÄ poddaĹ.
- Tak, pragnÄ ciÄ - wyznaĹ, obejmujÄ
c jÄ
mocno.
-I mam nadziejÄ, Ĺźe rano nie bÄdziesz tego ĹźaĹowaÄ.
ROZDZIAA DWUNASTY
Rhea odwiozĹa je do domu dopiero pĂłznym popoĹu
dniem.
Po lunchu Melissa uciÄĹa sobie dĹuĹźszÄ
drzemkÄ,
a siostra Milosa postanowiĹa wykorzystaÄ ten czas na
rozmowÄ z jej matkÄ
. Helen domyĹlaĹa siÄ, co jÄ
moĹźe
interesowaÄ, przyjÄĹa jednak zaproszenie Rhei na spa
cer po ogrodzie. PoniĹźej willi byĹo nagie wzgĂłrze, lecz
poza nim rozciÄ
gaĹy siÄ tarasy peĹne egzotycznych
kwiatĂłw i kwitnÄ
cych krzewĂłw, ktĂłre biĹy w oczy
bogactwem kolorĂłw. WĹrĂłd roĹlin sĹychaÄ byĹo plusk
wodospadu, a na najniĹźszym tarasie, w cieniu pergoli
oplecionej pnÄ
czem fioletowej bugenwilli, staĹa Ĺawecz
ka, na ktĂłrej usiadĹy.
- A wiÄc jak dĹugo znasz mojego brata? - zapytaĹa
[ Pobierz caĹoĹÄ w formacie PDF ]