[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nê Phylomona i nagle w Swietle bioluminescencji Phylomon spostrze-
g³, ¿e spod drzew gapi siê na niego tuzin wilgotnych oczu.
Wszystko to by³o dziwne, surrealistyczne. Ogry nie porusza³y
siê, tylko Sledzi³y go wzrokiem. Jakby ich egzystencja sprowadza-
³a siê do siedzenia w milczeniu i upiêkszania swoimi zniekszta³-
conymi postaciami wielkiego lasu rosn¹cego w jaskini. Z rzeki pi-
³a wodê jeleniopodobna bestia mierz¹ca jakieS trzydzieSci stóp
w k³êbie.
Phylomon poczu³ siê ma³y, nic nie znacz¹cy. Jakby znów by³
dzieckiem na stacji kosmicznej kr¹¿¹cej wokó³ Anee. Dzieckiem,
wokó³ którego krêcili siê doroSli  wielcy i potê¿ni, starzy i tajem-
niczy.
Przez jakiS czas p³yn¹³ na plecach. Da³ siê nieSæ nurtowi, boj¹c
siê poruszyæ. Pr¹dy jeziora ponios³y go dalej. Zorientowa³ siê, ¿e ju¿
nie jest na jeziorze, ¿e p³ynie szerokim i g³êbokim kana³em. Sp³ywa³
z pr¹dem przez jakieS dwadzieScia minut. Na brzegach rozci¹ga³ siê
nie koñcz¹cy siê las. Pod drzewami ros³y grzyby wielkie jak domy.
Wreszcie nurt wyrzuci³ go na ciemny brzeg.
¯wir, okr¹g³y i Sliski, chrzêSci³ mu pod stopami. Wyszed³ z wo-
dy potykaj¹c siê o skorupy ma³¿ wiêkszych od siebie. Wpad³ w g³ê-
boki mech, wysoki jak pszenica. Le¿a³ na nim jak na miêkkim ³o¿u,
nie bêd¹c pewnym, co dalej czyniæ.
302
Wtedy podczo³ga³ siê do niego robak. Rlizga³ siê przez mrok po
wilgotnym mchu. Zatrzyma³ siê o jakieS sto jardów od Phylomona.
W oddechu stworzenia czuæ by³o gor¹cy metal. Robal by³ ogromny.
Mierzy³ czterdzieSci stóp w barkach. Phylomon nawet nie domySla³
siê jego d³ugoSci, widzia³ tylko czubek g³owy. Jasnozielon¹ skórê
robaka pokrywa³y dziwne niebieskawe naroSla. By³y to zapewne ja-
kieS porosty albo kolonie grzybów.
 Co tu robisz, Phylomonie Gwiezdny ¯eglarzu?  zapyta³ ro-
bak miêkkim sennym g³osem, który zaszumia³ w koronach drzew jak
poranny wietrzyk. W ciemnoSci, z takiej odleg³oSci, Phylomon nie
móg³ dostrzec otworu gêbowego robaka.
Nie s¹dzi³, ¿e spotkanie odbêdzie siê w takich okolicznoSciach.
Wyobra¿a³ sobie raczej, ¿e zastanie wszystkie kreatory razem, zbite
w gromadê w jakiejS wielkiej jaskini i wtedy bêdzie móg³ u¿yæ miny
lewitacyjnej, zabijaj¹c je od jednego zamachu, a przynajmniej znisz-
czy tyle z nich, ¿eby ich potêga zmala³a, ¿eby nie mog³y tak efek-
tywnie zwalczaæ ludzkoSci. Ale w tej gigantycznej pieczarze by³ tyl-
ko jeden kreator i choæ bomba mog³a go zabiæ, to inne prze¿y³yby
zamach. Phylomon nie móg³ zniszczyæ ich wszystkich. Mówi³ z tru-
dem, d³awi¹c siê w³asnymi s³owami.
 Szed³em za cz³owiekiem o imieniu Tantos, który nosi czer-
wonego symbionta, pyroderm. Przyby³, by was zniszczyæ. Ciekaw
by³em, czy mu siê uda.
 Tak  odpar³ kreator.  Przyby³ tutaj. On i jego ludzie s¹ mar-
twi. Jego machiny Smierci zosta³y rozbite. Zmia¿d¿yliSmy go. Mo-
¿esz obw¹chaæ szcz¹tki, jeSli jesteS... ciekaw.
 Nie  powiedzia³ Phylomon. By³ pewien, ¿e kreator mówi
prawdê. Poczu³ siê oszo³omiony.  Nawet najgroxniejsi z nas s¹ wo-
bec nich niczym, pomySla³.
Robak le¿a³ bez ruchu. Najwidoczniej od dawna obserwowa³
Phylomona, a on nie wiedzia³, co ma teraz powiedzieæ. W s³abym
Swietle nie widzia³, czy stwór ma oczy. DomySla³ siê tylko, ¿e robak
rozpoznaje go po zapachu.
 Którym kreatorem jesteS?  zapyta³ wreszcie.
 Gwiezdni ¯eglarze nadali mi imiê Siedem. Pwi nazywaj¹ mnie
Zheforso, W³adca LudzkoSci  ludzi, neandertalczyków i mastodon-
towców.
Phylomonowi serce podskoczy³o do gard³a na mySl o wielkich
stworach w lesie, o ograch siedz¹cych w bezruchu jak totemy. Co
prawda inne kreatory mog³y przy³o¿yæ rêkê do zniszczenia ludzko-
303
Sci, ale tylko jeden Zheforso by³ w stanie odbudowaæ j¹ pewnego
dnia. Phylomon z trudem prze³kn¹³ Slinê. Tyle pytañ cisnê³o mu siê
na usta, lecz przemawia³ przez nie tylko strach.
 Czy mogê st¹d wyjSæ?  zapyta³.
 JeSli tego pragniesz  odpar³ robak.
 Nie zabijesz mnie?
 Mo¿esz ¿yæ. Na razie  powiedzia³ robal. Phylomon wyczu³
dwuznacznoSæ w jego g³osie. Stwór najwyraxniej nie by³ przyzwy-
czajony do rozmawiania z ludxmi. Kiedy mówi³, nie modulowa³ g³o-
su wedle powoduj¹cych nim emocji. Ale Phylomon wyczu³ ton sza-
cunku, którym kreator obdarza³ zapewne swoich twórców. Phylo-
mon uzna³ jednak, ¿e on sam nie zas³uguje a¿ na takie wzglêdy ze
strony robala.
 Niemniej, chcesz zabiæ mój lud?
 Tak.
 I pewnego dnia nas odtworzysz?
 Populacja musi byæ pod kontrol¹  odpar³ robak.
Phylomon po raz ostatni popatrzy³ na wspania³oSæ jaskini  wiel-
kie drzewa, siedz¹ce pod nimi ogry po¿eraj¹ce owoce.  Tak, to s¹
totemy, pomySla³.  Pomniki potêgi Zheforso. ¯a³owa³, ¿e nie ma
czasu, ¿eby zwiedziæ jaskiniê i zobaczyæ inne jej cuda.
 Kreatory zaprogramowane s¹ przede wszystkim na ochronê tego
co jest, pomySla³.  Tylko Zheforso ma moc odbudowy ludzkoSci.
JeSli on zginie, inne bêd¹ musia³y zmieniæ taktykê. Ich program nie
pozwoli na ca³kowite wyniszczenie ludzi.
 ¯ebyS wiedzia³, jak bardzo pragnê powróciæ do gwiazd  po-
wiedzia³ Phylomon, czuj¹c suchoSæ w ustach.  OpuSci³bym tê plane-
tê, gdybym tylko móg³. ZabralibySmy siê st¹d wszyscy, gdyby nie Ery-
dañczycy.  Wyci¹gn¹³ nó¿ i dr¿¹c¹ rêk¹ naci¹³ sobie ramiê. Wyci¹-
gn¹³ z rany czarn¹ minê lewitacyjn¹. Ten egzemplarz by³ ma³y w po- [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •