[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Twoim zdaniem byłoby lepiej, gdybyśmy trzymali się w objęciach u wejścia do jadalni?
Jason poczerwieniał, ale nie spuścił oczu.
- Lepsze są drzwi do jadalni niż pole do gry w wolanta, na oczach całego tłumu.
- Oszalałeś? Wpadłam na Cecila w trakcie gry. To było zupełnie niewinne.
- Niemniej jednak uważam, że powinnaś go na przyszłość unikać.
- Co mam robić? - spytała gniewnie Mary. - Siedzieć w moim pokoju i nigdy nie wychodzić, tak jak ciotka
Sally?
- Nie bądz śmieszna.
- Nie jestem śmieszna. To ty jesteś śmieszny ze swoją nieuzasadnioną zazdrością o Cecila.
- Nie jestem zazdrosny o Cecila! - warknÄ…Å‚ Jason.
- Nie? To jak to nazwiesz?
Jason milczał przez chwilę, szukając odpowiednich słów.
- To jest rozsÄ…dna troska.
- Byłoby lepiej, gdybyś zatroszczył się o kogoś, kto tego bardziej potrzebuje. Na przykład o ciotkę Sally.
- O ciotkę Sally? - powtórzył zaskoczony Jason. - Dlaczego miałbym się troszczyć o ciotkę Sally?
- Ponieważ jest smutna, samotna i ignorowana przez rodzinę.
- Ona lubi samotność.
- Sam w to nie wierzysz.
- Co mam zrobić? Zmusić ją do wyjścia z pokoju?
- Nie, ale mógłbyś postarać się jej pomóc. Mógłbyś wytłumaczyć, że nie ma żadnego ducha. Może ci
uwierzy.
- Nie do mnie należy kwestionowanie tego, w co wierzy.
Mary, widząc, że Jason niemal się uśmiechnął, spojrzała na niego ze złością.
- Jak możesz tak sobie żartować? Dlaczego nie chcesz jej pomóc?
- W tej chwili nie jestem w stanie niczego zrobić...
- Jesteś okropny! Jesteś zimnym, nieczułym człowiekiem!
- Dlatego, że nie każę ciotce Sally wyjść z pokoju?
- Dlatego i z powodu tego człowieka, Blevinsa.
- Blevinsa? - wykrzyknął Jason, zaskoczony. -  co on ma z tym wszystkim wspólnego?
- Był zrozpaczony. - Mary zadrżała, kiedy przypomniała sobie rozpacz Blevinsa. - Prosił cię tylko o pracę.
Nie możesz spełnić jego prośby?
- Nie rozumiesz, Mary. Ten człowiek jest pijakiem. Z powodu picia nie jest w stanie utrzymać się w żadnej
pracy.
- Nie możesz dać mu jeszcze jednej szansy? Musi być coś, co mógłby robić. Może pan Quimby by go
przypilnował? Jestem pewna, że pastor potrafi go utrzymać w trzezwości.
- Myślę, że przeceniasz Quimby ego - stwierdził sucho Jason.
Mary niecierpliwie machnęła ręką.
- Blevins potrzebuje pracy. Co zrobi, jeśli mu jej nie dasz?
- Nie mam pojęcia.
- Jak możesz być tak obojętny?
- Co chcesz, żebym zrobił. Mary? Jemu też mam kupić Patent oficerski? Muszę robić to, co uważam za
słuszne.
- Czy słuszne jest pozbawianie człowieka środków do życia?
- Sam się ich pozbawił własnym postępowaniem. Jeśli mi udowodni, że potrafi być człowiekiem
odpowiedzialnym, jeszcze siÄ™ zastanowiÄ™.
- Tego mu nie powiedziałeś. Kazałeś wynieść mu się z majątku do końca przyszłego tygodnia. I nic cię nie
obchodzi ani on, ani jego rodzina.
- Być może bardziej mnie obchodzi bezpieczeństwo innych pracowników i ich rodzin - powiedział
gniewnie Jason.
- Obchodzi cię tylko twoja własna osoba - stwierdziła ostro Mary. - Zaczynam myśleć, że jesteś taki sam,
jak inni.
- Jacy inni? - spytał Jason, unosząc brwi.
- Książę i jego świta. Wyniosły, samolubny arystokrata. Z przesadną opinią o sobie.
Mary odwróciła się od Jasona.
Złapał ją i odwrócił do siebie, spoglądając na nią wściekłym wzrokiem.
- Zabieraj...
Nim Mary skończyła, Jason nagle poleciał do przodu, przewracając ją do tyłu, po czym oboje wpadli do
płytkiej wody strumyka.
Mary upadła z hukiem, aż ją zatkało.
Poleciała na nią woda.
Mocno zamknęła oczy, leżąc bez ruchu.
Jason odgarnął jej włosy z twarzy.
- Mary! O mój Boże, Mary! Nic ci nie jest?
Mary nie była w stanie wykrztusić z siebie słowa. Ciasny gorset nie pozwalał jej głębiej odetchnąć.
- Mary! Słyszysz mnie. Mary? Otwórz oczy. Mary!
Mary udało się nabrać nieco więcej powietrza w płuca. Bolało ją biodro w miejscu, gdzie uciskał ją jakiś
kamień, a zimna woda kapała jej na włosy.
Otworzyła oczy i spojrzała na pochylonego nad nią Jasona.
- Mary! Dzięki Bogu! Czy nic ci się nie stało? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •