[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyszłość.
Znowu musiał ją pocałować.
- Chodz - powiedziała i pociągnęła go w stronę werandy.
- Spodziewasz się kogoś? - zapytał na widok pięknie nakrytego
stołu, butelki szampana i półmiska pełnego wspaniałych przystawek.
- No pewnie. - Napełniła kieliszki musującym płynem. - Ciebie.
- Ale nawet nie zadzwoniłaś po powrocie.
- Nie musiałam. - Odstawiła butelkę. - W Plainsville wieści
rozchodzą się lotem błyskawicy.
- Rosalyn, chciałbym...
- Zaczekaj. Najpierw to ja chcę wznieść toast. Nie zdziw się, bo
będzie dosyć długi. I uśmiechnij się nareszcie.
Podniosła kieliszek.
- Wypijmy za tę część mojej rodziny, o której istnieniu tak długo
nie wiedziałam. I za moich bliskich, którzy już odeszli. Za mojego
tatę, który niedługo ma odwiedzić nas w Plainsville. - Roześmiała się.
- Poczekaj, Jack. Wez tę rękę i pozwól mi skończyć. Proszę.
- Zamieniam się w słuch.
- I wypijmy jeszcze za rodzinę, którą mam nadzieję tu założyć.
- Mów dalej. - Delikatnie wyjął jej kieliszek z dłoni. - Nie do
końca rozumiem, do czego zmierzasz, ale na razie bardzo mi się to
podoba - powiedział, obejmując ją w pasie.
Rosalyn odchyliła głowę do tyłu i spojrzała mu w oczy.
- Zadzwoniłam wczoraj do Randalla Taylora.
- I co?
- I powiedziałam mu, że nie będę mogła zatrzymać domu...
Wstrzymał oddech, patrząc na nią, lecz nie odezwał się ani
słowem.
- Chyba że spędzisz w nim ze mną...
- Resztę życia?! - wykrzyknął. - Z radością, moja ty najsłodsza
Różyczko. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •