[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Spojrzała w lustro i zrozumiała dlaczego. Wyglądała jak kobieta, która ostatnie trzy
dni spędziła, kochając się z mężczyzną. Jej usta były czerwone i spuchnięte od pocałun-
R
L
T
ków. Potargane włosy opadały na ramiona wzburzonymi falami. Skóra była zaczerwie-
niona, w miejscach, gdzie podrażnił ją zarost Cristiana. No i oczywiście cała była podra-
pana przez gałęzie drzewa, które ich przygniotło.
Każdy, kto zobaczył ją w takim stanie, wiedział, jak spędziła dwa ostatnie dni. Jak
razem spędzili te dwa dni.
Umyła się dokładnie, co przyniosło jej pewną ulgę. Gdy wyszła spod prysznica,
wyprasowana sukienka już na nią czekała. Włożyła ją, jednak okazało się, że już się nie
nadaje do noszenia. Ten, kto ją dla niej wyprasował, spruł też wszystkie szwy.
- Czy coś się stało, principessa? - zapytał Cristiano, gdy wróciła na miejsce.
- Nie? Dlaczego pytasz? - odpowiedziała mu pytaniem, próbując jednocześnie
ukryć swoje uczucia.
Wiedziała, że skarżenie się na jego poddanych nic nie da. Nie była u siebie i nie-
którym najwyrazniej bardzo zależało, żeby o tym nie zapomniała. Cristiano nawet gdyby
chciał, nie mógłby temu zapobiec.
Pragnęła już mieć to wszystko za sobą. Dolecieć do Paryża i przesiąść się w samo-
lot do domu. Sama myśl o tym, że zostaną rozdzieleni z Cristianem, sprawiała jej ból, ale
miała też nadzieję, że dystans pozwoli jej odzyskać właściwą perspektywę. Może tak na-
prawdę wcale się w nim nie zakochałam? - pomyślała.
- Czy wiesz, kiedy będziemy w Paryżu? - zapytała.
- Niewygodnie ci? - odpowiedział pytaniem.
- Nie, jest dobrze.
W tym momencie stewardessa przyniosła im świeżo parzoną kawę.
- Principessa? - zapytała, wskazując na filiżankę.
Antonella uśmiechnęła się, ale pokręciła głową.
- Nie, grazie.
Nie zamierzała dać im kolejnej okazji do pokazania jej, że nie jest tu mile widzia-
na. Skąd miała mieć pewność, że ktoś nie napluł jej do tej kawy.
Cristiano wziął drugą filiżanką i upił łyk kawy.
- Ach, Dio, jak mi tego brakowało.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Czy wiesz, o której będziemy w Paryżu?
R
L
T
- Obawiam się, że nie lecimy do Paryża. Lecimy do Monterosso.
Poczuła, że robi jej się słabo.
- Słucham? Ale przecież obiecałeś, że polecimy do Paryża, a stamtąd wrócę do
domu.
- Zmieniłem zadanie.
- Jak to, Cristiano? Kiedy, w czasie burzy? Czy po tym, jak wymusiłeś, żebym się
zgodziła za ciebie wyjść? Czy może gdzieś między jednym a drugim dniem kochania się
ze mną na podłodze?
Cristiano pozornie spokojnie dopił kawę.
- Zdecydowałem, że lepiej, żebym cię nie spuszczał z oczu. Obawiałem się, że mo-
żesz stwierdzić, że ze względu na to, co między nami zaszło, nasza umowa już nie obo-
wiązuje. Ale zapewniam cię, że w tej kwestii nic się nie zmieniło. Nadal oczekuję, że do-
starczysz mi to, do czego się zobowiązałaś.
- Dostarczysz? Zobowiązałaś się?
Poczuła przeszywające ukłucie bólu. Jemu zależało tylko na kopalniach. Czy on
przez cały ten czas myślał tylko o interesach? Jak mogłam uwierzyć, że zależało mu na
mnie! Boże, jaka byłam głupia!
Cristiano patrzył teraz na nią równie chłodno, jak pierwszego wieczora.
- Może myślałaś, że nasza... bliskość sprawi, że zmienię zdanie? Nic z tych rzeczy.
- Bliskość? - Zaśmiała się gorzko. - Tak, byliśmy blisko, choć najwyrazniej nie
dość blisko.
- Może sądziłaś, że twoje dziewictwo zmieni mój punkt widzenia, ale się pomyli-
Å‚aÅ›.
- Idz do diabła.
Jak mógł sugerować, że to, co było między nimi, to była zaplanowana przez nią
manipulacja? Zabolało ją to.
A jednak wiedziała, że powinna się była tego spodziewać. Odwróciła głowę do
okna, nie chciała już więcej na niego patrzeć. Zapanowała napięta cisza.
R
L
T
- Przepraszam za to, co powiedziałem - przerwał ją po chwili. - Ale musisz zrozu-
mieć, że nasza umowa nie może się zmienić. Musisz przekonać swojego brata, że to je-
dyne rozwiązanie, że to jedyny sposób, żeby uratować Monteverde.
- To nieprawda, były też inne możliwości. Ale, dzięki tobie, faktycznie teraz już je-
steśmy skazani na ciebie.
Podczas śródlądowania pozwolił jej zadzwonić do brata. Stała teraz odwrócona do
niego plecami, a on przyglądał się jej cudownej figurze i na chwilę pozwolił sobie pogrą-
żyć się we wspomnieniach upojnych chwil, które razem przeżyli. Wiedział, że musi o
nich zapomnieć, że teraz już nic nie może ich łączyć. Jego cel był znacznie ważniejszy.
Pomyślał ze smutkiem o swojej zmarłej żonie i o tym, co był jej winien.
Skończyła rozmowę i usiadła naprzeciwko.
- Twój brat ucieszył się, że nic ci się nie stało?
- Tak - odparła, wpatrując się w swoje paznokcie.
Jej dłonie lekko drżały.
Cristiano zmarszczył brwi. Nie chciał jej skrzywdzić. Zasługiwała na prawdziwe
szczęście. Ale nie miał wyboru.
- Dante chce się z tobą spotkać, zanim podejmie decyzję dotyczącą naszych kopal-
ni.
- Ale po co? Przecież i tak nie macie wyboru. Chyba że Dante nie ma nic przeciw-
ko temu, żeby obce siły przejęły wasz kraj.
- A czy nie to nam proponujesz?
Zignorował jej zarzut.
- Jesteśmy pokrewnymi narodami, Antonello. Dużo łatwiej nam będzie się z sobą
porozumieć, niż negocjować z obcymi mocarstwami.
- Moim zdaniem mylisz się. Wcale nie umiemy się porozumiewać. Gdybyśmy
umieli, nie walczylibyśmy ciągle z sobą.
- Ale ja właśnie zamierzam zakończyć tę wojnę, cara - powiedział.
W jej spojrzeniu było coś, czego nie umiał rozszyfrować. Czy to był smutek? Czy
litość? Czy to możliwe, że to ona jemu współczuła?
Antonella pokręciła głową.
R
L
T
- Obawiam się, że jeden uparty książę może do tego nie wystarczyć. Mam wraże-
nie, że tylko ci się wydaje, że tak dobrze rozumiesz swoich ludzi.
- Co masz na myśli? - zapytał zupełne zaskoczony jej słowami.
- Chodzi mi o to, że nie da się w jednej chwili zmienić przekonań całego narodu. A
wzajemna niechęć naszych narodów ma niestety długą tradycję.
Cristiano uniósł jedną brew.
- My dość szybko się do siebie przekonaliśmy.
Wydawało się, że nie usłyszała jego słów. Była tak zdystansowana i odległa. A
jednocześnie tak delikatna i wrażliwa. Chciał wziąć ją w ramiona i całować, aż znów
uśmiech pojawi się na jej twarzy.
Dio.
Co się ze mną dzieje? - pomyślał.
- Nie sądzę, żeby tak naprawdę cokolwiek się między nami zmieniło - powiedziała.
- To prawda, przez kilka dni byliśmy kochankami, ale przecież tobie na mnie wcale nie
zależy, prawda?
- Zależy mi - odpowiedział, zaskoczony czułością, jaka zabrzmiała w jego głosie.
Nawet na niego nie spojrzała.
- Najwyrazniej za mało, Cristiano.
Ujął ją za rękę.
- Wszystko, co było między nami, Antonello, było szczere. Nie wątp w to.
Zawahała się.
- Ale ja chcę więcej, Cristiano, znacznie więcej - powiedziała ku jego zaskoczeniu.
- Chcę miłości, chcę, żebyś czuł to co ja.
Puścił jej dłoń i zrobił krok do tyłu.
Ona mnie kocha, pomyślał z przerażeniem.
Poczuł jednocześnie pożądanie i złość. Przez chwilę chciał się poddać namiętności,
poczuć ciało Antonelli znów przy sobie. Ale wiedział, że dla niego jest już za pózno. %7łe
już nie może zmienić swoich postanowień.
- Nie mogę dać ci nic więcej - powiedział chłodnym tonem. - Nie umiem kochać,
odkąd ta bomba wybuchła pod autem wiozącym moją żonę.
R
L
T
ROZDZIAA JEDENASTY
Antonella przespała całą drogę do stolicy Sant' Angelo del Capitano.
Gdy się obudziła, natychmiast przypomniała sobie ich ostatnią rozmowę. Serce ści- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •