[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie czuje siê skutków prawa ciê¿koSci, natomiast istnieje prawie
idealna pró¿nia, odlewa siê gigantyczne kadÅ‚uby superciê¿kich ra-
kiet. DwieScie piêædziesi¹t osób  uczonych, in¿ynierów, techni-
ków i robotników  czuwa nad działaniem słonecznych pieców,
kieruje prac¹ olbrzymich wirówek, skomplikowanych automatów
odlewniczych, przeobra¿aj¹c bloki tytanu i wolframu w kadÅ‚uby
miêdzyplanetarnych statków. WÅ‚aSnie tam zbudowano  Hiusy .
 Proszeni s¹ Krutikow i Spicyn  rozlegÅ‚o siê za plecami wo-
Å‚anie Jermakowa.
Przyjaciele obejrzeli siê. Krutikow rzuciÅ‚ gazetê i wszedÅ‚ za
Spicynem do gabinetu lekarza, ostro¿nie zamykaj¹c za sob¹ drzwi.
 Siódmy Poligon  to idealne miejsce!  z entuzjazmem mó-
wiÅ‚ Dauge. Twarz¹ byÅ‚ zwrócony do Bykowa, lecz zezowaÅ‚ w stro-
nê Jurkowskiego, który ju¿ otworzyÅ‚ swoj¹ szafkê.  Wokół nic,
tylko setki kilometrów tundry, ani jednej ludzkiej osady, ani jedne-
go człowieka. Na północy ocean...
Jurkowski zacz¹Å‚ wkÅ‚adaæ koszulê.
 ...po linii prostej do wybrze¿a oceanu mamy okoÅ‚o dwustu
kilometrów...  Dauge nagle parskn¹Å‚ Smiechem, ale opanowaÅ‚ siê
i prawie uroczystym gÅ‚osem mówiÅ‚ dalej.  Miêdzy miasteczkiem
a oceanem ci¹gnie siê piêæ milionów hektarów tundry naszego po-
ligonu.
Jurkowski wci¹gn¹Å‚ ju¿ koszulê przez gÅ‚owê i stan¹Å‚ nierucho-
mo w napiêtej pozie, podobny do stracha na wróble. Jermakow,
ju¿ ubrany, udaÅ‚ siê do lekarza, zapinaj¹c dokÅ‚adnie wszystkie gu-
ziki fartucha.
 Mamy poÅ‚¹czenie z poÅ‚udniem za pomoc¹ kolei i szosy 
gÅ‚oSno perorowaÅ‚ Dauge.  Czterysta kilometrów st¹d, koÅ‚o pla-
cówki geofizycznej...
 Ciekawe  zastanawiaj¹c siê, pytaÅ‚ Jurkowski  co to za kre-
tyn zawi¹zaÅ‚ rêkawy?
 ...tak wiêc koÅ‚o tamtej placówki tory skrêcaj¹ i Å‚¹cz¹ siê z sy-
beryjsk¹ magistral¹ tu¿ przed Jakuckiem... Hej, WÅ‚odku, jak zdró-
weczko?
 Dziêkujê, niczego sobie  padÅ‚a odpowiedx. Jurkowski Sci¹-
gn¹Å‚ koszulê i zbli¿aÅ‚ siê do Daugego, napinaj¹c miêSnie w wielce
znacz¹cy sposób. PatrzyÅ‚ przy tym spode Å‚ba.  Jestem caÅ‚kiem
44
zdrów, ale postaram siê, ¿eby o tobie, mój drogi, nie mógÅ‚ powie-
dzieæ tego nawet najgÅ‚upszy weterynarz.
 WÅ‚odek!  krzykn¹Å‚ Dauge.  CoS ci siê popl¹taÅ‚o, przecie¿
to nie ja.
 A kto?
 To on!  Dauge poklepał Bykowa po owłosionej piersi. 
To on, WÅ‚odeczku, taki kawalarz!
Jurkowski ledwie raczyÅ‚ spojrzeæ na Bykowa i odwróciÅ‚ siê na
piêcie. Bykow ju¿ otwieraÅ‚ usta, ¿eby coS powiedzieæ, lecz tylko
chrz¹kn¹Å‚ i zamilkÅ‚. Jurkowski nie przyjmuje go do swego towa-
rzystwa  to byÅ‚o oczywiste. Dauge tak¿e tak to zrozumiaÅ‚ i spe-
szyÅ‚ siê bardzo. W tej samej chwili otworzyÅ‚y siê drzwi i Jerma-
kow zwróciÅ‚ siê do stoj¹cych.
 Towarzysze, wasza kolej.
Bykow, zadowolony z takiego obrotu sprawy, szybko wszedł
do gabinetu.
Najpierw zbadał ich lekarz, ognisty brunet z fantastycznym no-
sem. Daugemu nie powiedziaÅ‚ ani sÅ‚owa, lecz badaj¹c Bykowa,
dotkn¹Å‚ palcem dÅ‚ugiej szramy na jego piersiach i spytaÅ‚:
 Od czego?
 Awaria  lakonicznie odpowiedziaÅ‚ in¿ynier.
 Dawno?  równie lakonicznie pytaÅ‚ dalej lekarz, podnosz¹c
wy¿ej nos.
 Przed szeSciu laty.
 Pozostały jakieS skutki?
 Nie  odparÅ‚ Bykow, demonstracyjnie patrz¹c na doktorski nos.
Dauge cicho zachichotał.
Lekarz zanotowaÅ‚ coS w grubej ksiêdze nosz¹cej napis:  Dzien-
nik pacjenta nr 4024  Bykow Aleksiej Piotrowicz po czym prze-
prowadziÅ‚ przyjaciół do s¹siedniego gabinetu. StaÅ‚a tam du¿a mato-
wobiaÅ‚a szafa. Lekarz skierowaÅ‚ swój nochal w stronê Daugego
i poleciÅ‚ mu wejSæ do szafy. Bezszelestnie zamknêÅ‚y siê drzwi. Dok-
tor nacisn¹Å‚ jakieS klawisze na tablicy rozdzielczej umieszczonej po
prawej stronie szafy, z której wnêtrza natychmiast zaczêÅ‚y dolaty-
waæ przytÅ‚umione szumy. Na tablicy zabÅ‚ysÅ‚y ró¿nokolorowe lamp-
ki, zaczêÅ‚y drgaæ wskazówki przyrz¹dów. TrwaÅ‚o to półtorej minuty,
aparat cicho szczêkn¹Å‚ i nie wiadomo sk¹d wyleciaÅ‚a kartka pokryta
cyframi i szeregami liter. Lampki pogasły, a doktor otworzył drzwi,
z których, pocieraj¹c ramiê, wycofaÅ‚ siê Dauge.
Lekarz z kolei zwróciÅ‚ siê do Bykowa i kiwn¹Å‚ na niego nosem:
45
 Naprzód!
Aleksiej chrz¹kn¹Å‚ i wlazÅ‚ do szafy. ChÅ‚odne metalowe obrê-
cze objêÅ‚y go za ramiona i w pasie, przycisnêÅ‚y do czegoS ciepÅ‚ego
i miêkkiego, podniosÅ‚y, opuSciÅ‚y. RozbÅ‚ysÅ‚o czerwone SwiatÅ‚o, po-
tem zielonkawe, nastêpnie coS ukÅ‚uÅ‚o in¿yniera w przedramiê i By-
kow nagle poczuÅ‚ siê wolny. Drzwi otworzyÅ‚y siê.
Lekarz, mrucz¹c coS tam pod nosem, odczytywaÅ‚ wyrzucone
przez  szafê kartki. Wypisane tam byÅ‚y wszystkie dane o zdrowiu
pacjenta, a tak¿e spis indywidualnych æwiczeñ oraz dieta przewi-
dziana dla ka¿dego badanego na okres przygotowawczy przed star-
tem. Lekarz odnotował coS w dziennikach pacjentów i oddał kartki
Jermakowowi, zaznaczaj¹c, ¿e takie badania bêd¹ przeprowadza-
ne co tydzieñ.
Jermakow podziêkowaÅ‚ i wyszedÅ‚.
Ubieraj¹c siê, Bykow zapytaÅ‚ Daugego:
 Có¿ to za czarodziejska skrzynka? Inkubator dla dorosÅ‚ych?
Elektronowa wersja puszki Pandory? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •