[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Choć w dobrej sprawie, naprawdę dobrej, skłonna jestem do poświęceń - oznajmiła panna Martin.
Pan Aubrey Blake był lekarzem; zaglądał do szkoły panny Martin zawsze, gdy któraś z jej uczennic
potrzebowała medycznej opieki. Ten poważny, sumienny i przystojny mężczyzna po trzydziestce od
jakiegoś miesiąca wyraznie interesował się Frances. Pewnego sobotniego popołudnia spotkał ją na
Milsom Street, gdzie robiła zakupy, i uparł się, że odprowadzi ją aż pod samą szkołę i pomoże nieść
pakunki, choć nie były ciężkie.
Wszystkie przyjaciółki Frances pokładały się ze śmiechu, kiedy opowiadała im potem, jak przez całą
drogę prawie mdlała z zażenowania, bojąc się, że Blake odkryje w jakiś sposób, iż w niesionych
przez niego paczkach znajdują się pończochy.
Nie było to ich ostatnie spotkanie. Natknęli się na siebie ponownie, w domu jednej z uczennic, która
się rozchorowała i trzeba było ją odprowadzić do rodziców. Frances po odprowadzeniu
podopiecznej na miejsce postanowiła zaczekać na lekarza - został już wezwany - żeby dowiedzieć
się, w jakim chora jest stanie, i zanieść tę informację do szkoły. I tak jak poprzednio pan Blake uparł
się, że ją odprowadzi.
A ostatnio, kiedy się dowiedział, zresztą nie wiadomo skąd, że została zaproszona do państwa
Reynoldsów, aby na ich wieczorku, na który on także był zaproszony, zaśpiewać dla gości, zjawił się
w szkole. Kazał Keeble'owi zawołać Frances, wcześniej prosząc grzecznie o zgodę na to pannę
Martin, i zapytał ją, czy uczyni mu zaszczyt i pozwoli, by towarzyszył jej tego wieczoru.
Gdyby chciała odmówić, znalazłaby się w trudnej sytuacji. Jednak Frances wręcz z ulgą przyjęła
propozycję Blake'a. Ponieważ przyjęcie miało odbyć się wieczorem, wiedziała, że Claudia będzie
naciskała, by zabrała ze sobą jedną z pokojówek. Bardzo jej się to nie uśmiechało. Poza tym
pojawienie się samotnie na przyjęciu wymaga wyjątkowego hartu ducha.
- Moim zdaniem nauczycielka nie ma czasu na zalotników - oświadczyła. - A nawet jeśli ma, wcale
nie jestem przekonana do pana Blake'a. Jak na mój gust jest trochę zbyt poważny. Nie powiem,
przystojny z niego mężczyzna, odpowiedzialny i wykonuje bardzo szacowny zawód. I jeśli stwierdzę,
że jestem nim zainteresowana, z pewnością od razu powiadomię moje najdroższe przyjaciółki oraz
przełożoną o zamiarze odejścia ze szkoły na łono błogiego życia małżeńskiego.
Roześmiała się i uniosła filiżankę do ust.
- Cóż, a ja nie chcę jakiegoś tam zwykłego lekarza - zawołała Susanna, siadając z powrotem na
krześle i jak poprzednio obejmując ramionami kolana. - Chcę hrabiego. Nikt inny mnie nie interesuje.
No może tylko książę.
Susanna zjawiła się w szkole panny Martin w wieku dwunastu lat. Przyprowadził ją pan Hatchard,
londyński przedstawiciel panny Martin. Znalazł Susanne na ulicy, po tym jak za to, że skłamała, iż
jest starsza, niż była w rzeczywistości, wyrzucono ją z domu, w którym pracowała jako pokojówka.
Pan Hatchard zaproponował jej naukę i opiekę w szkole panny Martin, a ona na to przystała. Przed
dwoma laty Claudia przydzieliła jej stanowisko młodszej nauczycielki. Frances nie miała pojęcia, co
działo się z Susanną, zanim skończyła dwanaście lat.
- Och, tylko nie hrabia, Susanno - mruknęła panna Martin. Frances i Anne wymieniły rozbawione
spojrzenia. Susanna, która także się uśmiechnęła, oparła czoło na kolanach, żeby ukryć twarz.
Wszystkie wiedziały o awersji panny Martin do arystokratów. W przeszłości pracowała u hrabiego
Bewcastle'a jako guwernantka jego siostry, lady Frei Bedwyn.
Podobnie jak liczna grupa guwernantek przed nią Claudia porzuciła posadę po bardzo krótkim czasie,
przekonawszy się, że praca - a raczej wychowanka - była nie do zniesienia. Jednak w
przeciwieństwie do poprzedniczek odmówiła przyjęcia zapłaty, a także rekomendacji do następnej
pracy, które zaoferował jej hrabia. I tak, z całym swym dobytkiem i dumną miną, opuściła Lindsey
Hall.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]