[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nych kobiet, ciasne podwórko aż dudniło od wrzasków. Debren pokazał halabard-
nikowi, by zepchnął tęgawą blondynkę na lewo, i szybko podniósł się z taboretu.
Chuda czarnula z rozczarowaniem i chyba gniewem cofnęła pod spódnicę bosą
stopkę. Za jej plecami kiwał się pryszczaty drab w rzeznickim fartuchu. Był pod-
pity i zdejmował ciżmę, więc tylko ścisk kolejki chronił go od upadku.
 Sama widzisz!  Magun przetarł mokre czoło.  Nic się nie dało zrobić,
pół grodu się zwaliło! Ledwie kogut piać począł! Nawiasem mówiąc, zadeptali
nieboraka! I potem jeszcze dwóch pachołków miejskich, nim Putih jakowyś po-
rządek zaprowadził! Twardy masz sen!
Pryszczatemu mimo wszystko udało się paść na pysk. Któryś z podwórko-
wych kundelków, schrypniętych już od dwuklepsydrowego szczekania, podsko-
czył, uniósł nogę Lokatorzy domu posyłali w dół klątwy, ktoś bardziej zdespero-
wany opróżniał z okna nocnik, nie patrząc, czy trafia w stojących w kolejce. Dom
był mały i dwie setki przepychających się Kopciuszków zupełnie sparaliżowały
wszelki ruch. Nie byłoby tak zle, gdyby nie fakt, że kandydaci, którzy przeszli już
selekcję, nie mogli opuścić podwórza z powodu zakorkowanej bramy.
 Spokojny sen uczciwej dziewicy! Wielkie dzięki, Debren! Co mam robić?!
Nie pytam o kobiece potrzeby! O tłum pytam!
27
OdetchnÄ…Å‚.
 Bierz drugi przymiar!  wcisnÄ…Å‚ jej dostarczonÄ… przez Putiha ramkÄ™ z de-
seczek.  Tam masz stołki! Siadaj i mierz! Jakbyś mogła, to męskie nogi! Tobie
łatwiej! Z niektórych chłopaków gładysze są! Aha, po rękawice posłałem na za-
mek! Jak się szczególnie brudny Kopciuszek trafi, to go odstaw na bok, niech
poczeka! Cholernie się tu u was grzybica szerzy, uważaj! Masz ładne paznokcie!
 Dzięki! Ale bez rękawic też mogę! Praczka jestem, zaszczepiłam się! Toż
z onuc i gaci głównie żyję! Debren?
 Tak?
 Dzięki za to w nocy! Słodki jesteś!
Potem nie rozmawiali. Nie dało się, choć ledwie dwa sążnie oddzielały ich sta-
nowiska. Gusianiec oszalał. Wieść wyciekła z zamku tuż przed świtem i wolno,
lecz niepowstrzymanie rozlewała się po mieście. Wieść o niebywałej, niepowta-
rzalnej okazji zostania kochanką, oficjalną nałożnicą, a może nawet żoną księcia.
Albo kochankiem, nałożnikiem i współmężem. Niedaleko Debrena przysiadła na
własnym stołeczku jakaś doskonale poinformowana babulina, która najmniej trzy-
krotnie przekroczyła granicę wieku wyznaczoną niewiastom przez statystyków,
ale która zdawała się wiedzieć więcej niż spowiednik Igona, jego zupacy i szef
Urzędu Ochrony Tronu do kupy wzięci. Magun chcąc nie chcąc łowił uchem to,
co plotła, więc dowiedział się między innymi, że książę rozważa poważnie możli-
wość ochrzczenia się w sekcie, tolerującej chłopofilstwo i inne dewiacje. Debren
nigdy o takowej nie słyszał, ale gusiańczanie płci męskiej ochoczo dołączali do
tłumu podnieconych kobiet.
Do dziewiątej podwórze było pełne. Zamkowi halabardnicy nie panowali nad
ludzkim żywiołem.
 Nie używać pał!  wykrzykiwał raz po raz zlany potem dziesiętnik. 
Kultury używać! Perswazji, głąby! Pani wasza gdzieś tu być może! Nie po mor-
dzie! Juriff! W żywot ją kop!
 Dziewica jestem!  darła się jakaś pieguska.  Przodem nas macie pusz-
czać! A w dodatku przy nadziei żem jest!
 Inwalida wojenny! Obu nóg katapulta drakleńska mnie pozbawiła! Odsuń-
cie się, ludzie! Przepuśćcie!
 Grubla dajÄ™ za miejsce!
Debren zostawił przymiar Neleyce, zaczął oglądać nogi już sprawdzonych,
te długie na damską stopę. Szło powoli. Stopą długości wczesnowiecznej stopy
damskiej dysponowały głównie staruszki, młodziutkie dziewczęta i głodzeni od
kołyski nędzarze. Co rusz musiał przerywać, cucić omdlałą z duchoty i kolejko-
wego wysiłku kandydatkę. Albo kandydata. Niektóre staruszki wymyślały mu od
ostatnich, jedna stłukła go kosturem. Jakaś rezolutna panna opuściła mu na nogę
sakiewkę z łapówką. W miedziakach, ciężką jak cholera. Innej łapowniczce ukry-
ta pod spódnicą gęś wpiła się w najgorsze z możliwych miejsc i Debren musiał
28
zrobić przerwę, przenieść się do mieszkanka wróżki, ratować rozhisteryzowaną
pannę i jeszcze bardziej przerażonego ptaka. Wracając, zderzył się z gońcem.
 Rę. . . rękawice  wysapał zmęczony pacholik.  Jeno. . . karteluszków
nie. . . pogubcie, bo nie. . . pamiętam, które czyje. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •