[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wybacz. Gadam głupstwa - zreflektowała się Alice. - Jestem nieludzko
zmęczona. Mam zbyt dużo na głowie. Zazwyczaj mogę liczyć na pomoc przynajmniej
jednego kompetentnego kryminologa, a dziś Jestem sama. To będzie trudna i żmudna
robota.
- Przydałby się antropolog ze znajomością medycyny sądowej - mruknął
Cortez.
- Mówiłam ci już, że uczestniczę w internetowym kursie analizy uzębienia? -
spytała pogodniej.
- Brawo, Jones! Jesteś nieoceniona - ucieszył się Cortez.
- Dzięki za pochwałę, szefie. Z pomocą Tannera i Parkera jakoś sobie poradzę,
ale zastanawiam się... - Umilkła i spojrzała na niego z wahaniem. - Może ściągnąłbyś
tu tę swoją znajomą, z którą chodziłam na zajęcia z antropologii - zaproponowała
całkiem serio.
- Wspomniała, że zna się na medycynie sądowej. Uczestniczyła w
wykopaliskach, pomoże nam przeszukać jaskinię. Trzeba ją umiejętnie przekopać. W
czasie studiów przez jakiś czas chodziłam na zajęcia z archeologii i antropologii, ale to
za mało, żeby się wszystkiego porządnie nauczyć. Tutaj jest mnóstwo roboty. We
trójkę nie damy rady. - Alice spojrzała bystro na Corteza. - Czy ta twoja znajoma ma
mocne nerwy? Zechce nam pomóc?
- Zapytam ją - odparł.
- Namówię szefa, żeby dał ci podwyżkę - obiecała.
- I tak jej nie dostanę - odparł z ciężkim westchnieniem. - Nasz budżet tego nie
wytrzyma.
- Trzeba myśleć pozytywnie - odparła Alice. - Mniejsza z tym, że od czterech lat
chodzę w tych samych butach i nie stać mnie na nowe okulary.
- Z takimi problemami powinnaś zwrócić się do szefa - poradził. - Ale nie rób
sobie wielkich nadziei, bo nasz stary wiecznie narzeka na brak pieniędzy. Podobno
jego syn stara się o drugie stypendium, bo spłata kredytu mieszkaniowego pochłonęła
oszczędności przeznaczone na jego studia.
- A co mnie obchodzą jego problemy? - odparła zaczepnie i wyprostowała się
jak struna.
Tanner, Parker i Drake odwrócili się i popatrzyli na nią ze zdumieniem.
Alice jeszcze bardziej spochmurniała.
- No właśnie. Pieniądze z budżetu, które należałoby przeznaczyć na wsparcie
organów ścigania, idą na stypendia dla dzieci wysokich urzędników państwowych
albo na abstrakcyjne badania garstki uczonych mamrotała. Kongres ma zachwiana
hierarchię ważności.
- Widzę. że nie tylko policyjna robota, ale i finanse publiczne nie maja, dla
ciebie żadnych tajemnic. Skoro tak, upoważniam cię do przeprowadzenia rozmów w
sprawie podwyżki dla naszego oddziału - oznajmił Cortez po chwili namysłu. - Kto jest
za? - zawołał na cały głos.
Tanner podniósł rękę. Dwaj policjanci z patrolu natychmiast poszli w jego
ślady.
- Hej, nie jesteście z FBI - skarcił ich Cortez.
- Skąd ta pewność? - odciął się Parker. - Nie słyszał pan o tajnych agentach?
Jak trzeba wam pomóc, to jesteśmy dobrzy, a jak dzielimy kasę, to chcecie nas
pominąć? Mowy nie ma! Od dwóch lat nie dostałem podwyżki.
Cortez z ubolewaniem pokiwał głową. Spojrzał raz jeszcze na ofiarę. Przed
chwilą żartował, ale nie zapomniał o powadze sytuacji. Miał też świadomość, że na
miejscu zbrodni czasami konieczne jest rozluznienie atmosfery, bo to pomaga w
pracy. Inaczej jego ludziom szybko siadłyby nerwy.
- Zastanawiam się, kim jest ten facet - powiedział.
- Denat numer dwa, segregator numer 4572H poinformowała skwapliwie Alice
Jones. Spojrzał na nią z politowaniem i wyszedł z jaskini. Zamierzał sprowadzić tu
Phoebe.
Było wprawdzie Zwięto Dziękczynienia, ale Phoebe ulitowała się nad
zagranicznymi turystami, którym zależało na zwiedzeniu ekspozycji. Właśnie zbierała
swoje rzeczy, a Marie kończyła oprowadzanie grupy, kiedy do gabinetu wszedł Cortez.
Po tym, co między nimi zaszło i po chłodnym rozstaniu, na jego widok zabrakło
jej tchu. Była jak porażona. Niespodziewanie przebiegł ją miły dreszcz.
Cortez czuł się tak samo, ale udało mu się ukryć tę reakcję. Od lat doskonalił
trudną sztukę kamuflażu, która była w jego zawodzie konieczna.
Wcisnął ręce w kieszenie.
- Jesteś strachliwa? - spytał bez żadnych wstępów.
- A konkretnie? - spytała.
- Jak zareagowałabyś, widząc trupa ze zmasakrowaną twarzą i niewielką dziurą
z tyłu głowy u nasady karku? Pomożesz Alice Jones w autopsji zwłok i zabezpieczeniu
śladów, zgoda?
- Mam... się zajmować... trupem? - spytała, szeroko otwierając oczy.
- No... tak odparł z wahaniem.
Wyszła zza biurka, zarzuciła torebkę na ramię i ruszyła ku drzwiom. Zdumiony
Cortez wstrzymał oddech.
~ Rusz się! - zawołała. - Robota czeka! Długo będziesz tak stać?
Poszedł za nią. Idąc do auta, minęli zdumioną Marie.
- Zostajesz sama na gospodarstwie - powiedziała do niej uśmiechnięta Phoebe.
- FBI mnie potrzebuje. Będę współpracować z ekipą dochodzeniową jako ekspert.
- Ja też bym chciała - powiedziała żałośnie Marie, zerkając na grupę turystów
dyskutujących półgłosem na temat podpisu przy jednym z eksponatów.
- Wykluczone. Mogę dać dzisiaj wolne tylko jednej osobie, czyli sobie - odparła
Phoebe z udawaną powagą. - Zamknij, jak tylko skończysz oprowadzać tę grupę.
Pózniej do ciebie zadzwonię.
Usadowiła się na fotelu pasażera w aucie Corteza i zapięła pasy.
- Wydawało mi się, że będę musiał cię namawiać. - Usiadł za kierownicą i
spojrzał na Phoebe z ukosa.
- Chyba żartujesz! Medycyna sądowa zawsze mnie ciekawiła - usłyszał w
odpowiedzi. - W czasie studiów chodziłam na zajęcia z kryminologii, a niedawno
byłam nawet konsultantką miejscowej policji, gdy znaleziono fragmenty szkieletów.
Asystowałam również przy sekcji zwłok.
- Ja też, ale zrobiłem to bez entuzjazmu.
- Cortez zacisnął zęby.
- Ustaliłeś tożsamość denata? - zapytała.
- Jeszcze nie. Nie radzę pytać Alice Jones, z kim mamy do czynienia. Powie ci
po prostu, że to martwy facet.
- Cała ona. - Phoebe z uśmiechem pokiwała głową.
- Facet naprawdę paskudnie wygląda - ostrzegł Cortez.
- Mało kto wygląda pięknie po śmierci - odparła, spoglądając na niego. -
Znajomy policjant z Georgii pracujący w wydziale zabójstw powiedział mi kiedyś, jak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •