[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jej \yciowe plany. Czemu wzmianka o tym, \e postanowiła je wreszcie urzeczywistnić, tak
nim wstrząsnęła? Dziewczyna z ogromnym talentem i wiedzą nie mo\e przecie\ stać w
miejscu.
Upił łyk kawy, by zwil\yć usta, które niespodziewanie całkiem wyschły.
- Jakieś nowiny? Czy\byś miała szansę na lepszą posadę?
- Kto wie? - odparła zagadkowo i dziwnie na niego popatrzyła. - Na razie są kłopoty z
ustaleniem dogodnego dla obu stron terminu wstępnej rozmowy. Obawiam się, \e szefowie
stacji stracą cierpliwość, machną na mnie ręką i zatrudnią kogoś innego.
Na razie nie wyjedzie! Próbował ukryć radość, która nagle go ogarnęła.
- Och, jakie to przykre! - odparł nieszczerze.
Mallory zmieniła temat, a Cliff ukradkiem zacierał ręce z radości. Gdy wrócili do
letniskowego domku, zaciągnął ją do łó\ka. Kochali się przez całe popołudnie i znaczną
część wieczoru.
W niedzielne popołudnie Cliff zaprosił Mallory na obiad. Długo siedzieli w restauracji,
trzymając się za ręce i patrząc sobie w oczy. Rozbawiła go myśl, \e inni goście mogą ich
śmiało wziąć za parę spędzającą w podgórskiej osadzie miodowy miesiąc. Był zaskoczony i
zbity z tropu, ale rozwa\ając pół \artem, pół serio taką mo\liwość, nie odczuwał ani wstydu,
ani irytacji.
Podczas obiadu \adne z nich nie miało najmniejszej ochoty rozmawiać o pracy. Panowała
między nimi milcząca zgoda na to, \e wszelkie wyra\enia dotyczące posad i kariery zostają
chwilowo wykluczone z ich słownika.
Gdy jedli deser, Mallory złamała ten niepisany zakaz.
- Kiedy się ostatnio widzieliśmy, mówiłeś, \e zamierzasz porozmawiać z szefem o linii
obrony, którą uznałeś za błędną.
- Owszem. Spotkałem się z nim i teraz wiem znacznie więcej o powodach, które skłoniły
zespół adwokatów do przyjęcia takiego stanowiska. - Poruszył się niespokojnie i odwrócił
wzrok. Odpowiedział wymijająco, bo nie miał ochoty psuć sobie humoru, rozmawiając o
zawodowych kłopotach związanych z osławioną sprawą Bartlettów.
Szef kancelarii adwokackiej ze zrozumieniem podszedł do rozterek Cliffa, lecz nieustannie
podkreślał, \e rzeczywistość jest bezwzględna i ma swoje prawa. Klient płaci i wymaga, a
utrzymanie kancelarii sporo kosztuje. Jeśli oskar\ony trafi za kratki, odmawia często
zapłacenia rachunku, a poza tym zle się wyra\a o swoich obrońcach, psując im opinię, co
oznacza mniej zleceń i pustki w kasie. Co więcej, amerykański system gwarantuje ka\demu
prawo do obrony, choćby wszystkie dowody potwierdzały jego winę.
Cliff przyjął do wiadomości te argumenty. Nie miał innego wyjścia. Zawsze szedł na
kompromis. Nie nale\ał do idealistów gotowych w imię niezłomnych zasad robić mnóstwo
zamieszania wokół siebie i swoich spraw.
Mimo to nadal dręczyły go wątpliwości. Zanosiło się na dziwną rozprawę. Policjant,
którego wiarygodność miała zostać podwa\ona, to zacny człowiek, dobry gliniarz z
ogromnym doświadczeniem. Od dwudziestu lat pracował w policji, miał \onę i dzieci.
Nagonka, którą zamierzali przeprowadzić starsi koledzy Cliffa, mo\e być dla niego
prawdziwą katastrofą i zawa\y ponadto na \yciu całej rodziny.
- Mówisz o tym bez przekonania - stwierdziła Mallory, widząc jego ponurą minę.
- Przyjąłem do wiadomości, \e linia obrony nie mo\e być inna. - Mimo wszystko nadał był
oburzony, \e jÄ…
przyjęto. - Bywa czasem, \e przez całe \ycie o coś zabiegamy, stawiając wszystko na jedną
kartę, a gdy marzenia wreszcie się spełniają, jest inaczej, ni\ sądziliśmy.
- Co masz na myśli? - Przechyliła głowę na bok, rozwa\ając jego słowa.
- Mo\na powiedzieć, \e w mojej bran\y codzienność nie przystaje do ideałów zawartych w
ksią\kach i filmach. - Bezradnie wzruszył ramionami. - Jako młody chłopak z zazdrością
patrzyłem na zamo\nych prawników, którzy je\d\ą po mieście luksusowymi limuzynami i
mieszkają w eleganckich rezydencjach. Postanowiłem zostać jednym z nich.
- Zmieniłeś zdanie? - spytała cicho, ściskając jego dłoń.
- Nie, ale uświadomiłem sobie, \e kto decyduje się bronić w sprawach karnych, siłą rzeczy
mnóstwo czasu spędza w towarzystwie zwykłych kryminalistów.
- Chcesz powiedzieć, \e twoi klienci nie są bezbronnymi owieczkami zaszczutymi przez
okrutny wymiar sprawiedliwości? - rzuciła kpiąco.
- Niestety, przewa\ają wśród nich czarne charaktery. Przez chwilę patrzyła na niego, jakby
się wahała, czy zadać kolejne pytanie.
- W takim razie czemu ich bronisz, skoro masz świadomość, \e są winni?
- Ju\ o tym wspomniałem. - Uśmiechnął się z goryczą. - Nasz system prawny zakłada, \e
ka\demu nale\y się obrona. Poza tym istnieje domniemanie niewinności.
Oskar\onemu trzeba udowodnić, \e popełnił przestępstwo. Dobry prawnik nie przesądza z
góry o winie klienta. Takiego myślenia uczą nas na uniwersytetach. Tylko sędziowie
określają winę i karę.
- Jutro poniedziałek. - Niespodziewanie zmieniła temat. - Trzeba wrócić do domu.
- Wiem - odparł, kiwając głową. Mallory odsunęła deser i powiedziała, spoglądając na
niego ponad migotliwym płomieniem świecy:
- Nie chcę stąd wyje\d\ać.
- Ja równie\. - Mówił prawdę. Na samą myśl, \e trzeba będzie znowu stawić czoło przykrej
codzienności, \ołądek podchodził mu do gardła. Mallory uśmiechnęła się smutno, a Cliffowi
zrobiło się cię\ko na sercu.
- Nie sądzę, \ebyś miał ochotę uciec ze mną na koniec świata, ale moim zdaniem taki
pomysł ma swoje zalety, bo oznacza, \e nie trzeba wracać do rzeczywistości.
Z całego serca pragnął z nią się zgodzić i zwiać gdzie pieprz rośnie.
- Szkoda, \e nie mo\emy się na to zdecydować, ale gdybyśmy uciekli, na pewno nie
przeszłabyś do ogólnokrajowej sieci telewizyjnej. Pamiętaj, \e czeka cię błyskotliwa kariera.
Ja natomiast muszę dopiąć swego i zostać wspólnikiem w mojej kancelarii.
Długo przyglądała mu się bez słowa.
- To chyba nie są złe perspektywy.
- Oczywiście. Urzeczywistnimy swoje pragnienia. Od lat mamy jasno określone \yciowe
cele, prawda?
Rzuciła mu badawcze spojrzenie, puściła jego dłoń i wstała.
- Musimy ju\ iść.
Była smutna i zrezygnowana, a jej słowa zabrzmiały jak wyrok. Cliff nagle zdał sobie
sprawę, \e tak właśnie jest. Pora opuścić bezpieczną kryjówkę i wrócić do zajęć, które mogły
im przynieść wymierne korzyści. Najwa\niejsze, by pięli się szybko po szczeblach
zawodowej kariery.
Ich romans nabrał rumieńców, bo poznali się lepiej i oswoili ze sobą. Namiętne uściski i
szalone noce dały im wiele radości. Byli teraz mocno ze sobą związani. Cliff do niedawna
bardzo się obawiał takiej za\yłości, ale gdy zbli\ył się do Mallory, niepokój
charakterystyczny dla większości zatwardziałych kawalerów nagle zniknął.
Krótka wyprawa spełniła wszystkie jego oczekiwania. Nie mógł tylko zrozumieć, czemu
odczuwa głęboki \al na myśl o powrocie do \ycia, na którym zawsze tak bardzo mu zale\ało.
ROZDZIAA DZIEWITY
- Zrezygnowali, Mallory - w słuchawce rozległ się zirytowany głos Lenny ego. - Zatrudnili
kogoÅ› innego.
Od przyjazdu z górskiej osady minęły trzy tygodnie. Przez cały ten czas daremnie łudziła
się nadzieją, \e pochopna decyzja nie zaprzepaści jej szans na przeniesienie do Nowego
Jorku. -
- Jesteś pewny? Czy to ich ostateczna decyzja? Nie zmienią zdania? - Osunęła się
bezwładnie na fotel i oparła czoło na dłoni.
- Wykluczone. Nie będę ci powtarzać słowo w słowo, co mówili, gdy im oznajmiłem, \e nie
mo\esz spotkać się z nimi w piątek, bo masz inne plany. Najogólniej mówiąc, uznali to za [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •